Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Achilles przepięknie dziękuje Wam za pomoc, dzięki Wam udało się uratować życie i zdrowie kocurka.
Pieszczoszek przeszedł operację amputacji zakażonej kończyny, wybudził się i czuje się bardzo dobrze - dopomina się jedzonka :) Za kilka tygodni będzie szukał wspaniałego domku, który pokocha go takim jaki jest - milutkim, wesołym trójłapkiem :)
Wiecie, że ja miałem ludzi, u których mieszkałem w takich budynkach koło ich domu? Ja się tam urodziłem i wychowałem, spędziłem tam całe życie. Kochałem ich. Biegłem radośnie z podniesionym ogonkiem, kiedy tylko ich widziałem. Ja dopiero niedawno dowiedziałem się, że kotki mieszkają w domach z ludźmi, że śpią z nimi w łóżeczkach, nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałem.
Sądziłem, że ma szczęście. Nie umarłem jako kocię, jak większość mojego rodzeństwa, miałem przeważnie co jeść, mogłem spać na sianie. I mogłem sam chodzić do pobliskiego lasu. Każdy kotek, jakiego znałem, tam chodził, moja mama, cała moja kocia rodzina, moi koci znajomi. Fakt, czasem ktoś nie wracał, ale ja nie za bardzo zastanawiałem się dlaczego, mnie nigdy nic się nie stało. Do czasu.
Wiecie, są ludzie, którzy zakładają takie pułapki na zwierzątka żyjące w lesie, to się nazywa wnyki. Do niedawna nie wiedziałem, że coś takiego jak te wnyki jest, ale nawet jak bym wiedział, pewnie bym ich nie zobaczył, bo są tak pod liśćmi schowane, żeby zwierzątka ich nie wypatrzyły. Nie wiem co było gorsze, sam moment złapania, ból rwanych mięśni, czy to, że nie mogłem się sam uwolnić. Metalowe zęby zacisnęły się na mojej tylnej łapce, tnąc skórkę, mięśnie i zatrzymały się na kości.
Siedziałem tak zimą przez całą noc i cały dzień, kilka razy z bólu traciłem przytomność, płakałem, wołałem, ale nikt mnie nie słyszał. W końcu przyszedł człowiek, który te wnyki zastawił. Nie był zadowolony. Spodziewał się jakiegoś innego zwierzątka, nie kota. Otworzył pułapkę, mówiąc wiele brzydkich wyrazów i mnie wypuścił. Gnałem do domku ile sił, ale biegłem powoli, nie potrafiłem jeszcze biegać na trzech, byłem okropnie zmarznięty i przerażony. Ludzie, u których mieszkałem, widzieli, że coś z moją łapką jest bardzo nie tak, jak powinno, ale nie zabrali mnie do lekarza dla kotków, ja zresztą nawet o tym wtedy nie myślałem, nie wiedziałem, że tacy lekarze są. Mijały dni. Rana nie chciała się za bardzo zagoić, cała łapka bolała i pachniała bardzo brzydko.
Gdyby nie bardzo miłe Panie nie wiem, czy nadal bym żył. Zabrały mnie do cioć, a ciocie do lekarza dla kotków. Podsłuchałem, że mojej łapki nie da się uratować, ale to nie szkodzi, umiem już chodzić na trzech łapkach i tak nie używam czwartej od czasu wypadku, tylko bardzo bym chciał, żeby mnie już nie bolało. I chciałbym mieć prawdziwy domek, taki o jakim mi ciocie opowiadały, moich ludzi, którzy mnie pokochają, chociaż w połowie tak, jak ja pokocham ich…
Nazwaliśmy go Achilles, nie tylko dlatego, że ma ranę na kociej piętce, ale przede wszystkim dlatego, że bardzo dzielny i się nie poddaje. Prawdziwy wojownik i najłagodniejszy oraz najsłodszy kot na świecie, ociera się, mruczy, wdzięczy nawet przy zabiegach weterynaryjnych.
Łapci Achilleska nie da się uratować, kocurek musiał w takim stanie być kilkanaście dni, może nawet 3 tygodnie. Łapka częściowo obumarła, a częściowo ropieje, sprawia Achillesowi ból i zagraża jego życiu, musimy ją niezwłocznie amputować. Kocurek został przyjęty do kociego szpitala, dostał antybiotyki, leki przeciwbólowe.
Starczyło nam funduszy na opłacenie pierwszych dwóch dni pobytu i leczenia Achilleska, ale nie mamy funduszy na jego operację, pobyt w szpitalu po operacji, na zabieg kastracji, na badania ani na szczepienia.
Błagamy Was o pomoc dla dzielnego, skrzywdzonego przez ludzi Achillesa…
Ładuję...