Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Mam dla Was coś pięknego.
Kilkunastoletni Dziadziuś. Lata życia na ulicy, zaniedbań, bólu, samotności. Nareszcie poczuł czym jest ciepło domowego ogniska. Smród gnijącego ciała zamienił na zapach palącego się w kominku drewna, zapach domu...
Słyszy i widzi. W końcu ma coś swojego, mięciutki kocyk, własne, pełne miseczki, a od jutra również własny dom! Tak, dobrze czytacie. Walczyliśmy o przedświąteczny cud i nam się udało.
Starsza Pani, już na emeryturze, postanowiła, że tą emeryturę będą spędzać razem. Nie wiemy, czy udało się dla niego wywalczyć tydzień, miesiąc czy rok u boku kochającego człowieka, ale już teraz wiemy, że było warto. Bo ma swój kocyk, pełną miseczkę i ciepło, podczas kiedy jeszcze niedawno nie miał nic. Ma i będzie miał godna starość aż do ostatnich chwil. I za to Wam razem z Dziadziusiem dziękujemy, bo tylko dzięki Wam mogliśmy odmienić jego życie!
Miasto, samochody, mnóstwo zagrożeń, a w samym środku on - ciężko chory, niewidomy, głuchy. Ile osób musiało go widzieć, nim trafił na kogoś, kto pomógł? Ilu odwróciło wzrok, bo łatwiej nie widzieć, wrócić do ciepłego domu, zapomnieć?
Dziadziuś. Dostał tak na imię, bo ma co najmniej 15 lat. Cierpiał od dawna, jego organizm nie jest na skraju wyczerpania, on jest wyczerpany. Odwodniony tak, że skóra podniesiona na karku w ogóle nie opada, oczy zapadły się, a jakby tego było mało zalepiła je ropa. Nie widział chodził między autami i się od nich odbijał. Wyobraź sobie, jakie to straszne. Być starym, schorowanym, niewidomym i znaleźć się w samym centrum zagrożeń, dodatkowo teraz, gdy nocami jest już mróz.
Jakby tego było mało w uszach Dziadzia rozgościł się świerzbowiec, do tego stopnia, że utworzył w uszach czopy. Nie chcę nawet myśleć, jak musiało go to swędzieć, boleć od wielu miesięcy... To tak, jakby wsadzić do uszu stopery, całkowicie zatkać uszy. Nie dość, że nie widział, to jeszcze nie słyszał, albo słyszał bardzo niewiele...
Do tej pory wymieniliśmy już dość jak na jednego kota. Dojrzały wiek, zaawansowany koci katar, silne odwodnienie, tragedia w uszach, ale to nie koniec. Kocurek wykazywał ogromną bolesność łapy i lewego boku ciała. Po rozgarnięciu sierści ukazała się nam stara rana, po ugryzieniu. Zrobił się ropień, ogromny. Ilość ropy, jaka z niego przy czyszczeniu wyleciała bez problemu zapełniłaby spory kubek. Jak to musiało boleć...
Przez to cały organizm wysiadł. Ten stan nie trwa od dziś, to wynik wielomiesięcznych zaniedbań. Z rany oprócz mieszaniny ropy i krwi wylatywała zgniła tkanka.
Do tego jeszcze dramat w pyszczku. Zębów jest jak na lekarstwo, jeden z kłów wyrwany, co pozostawiło ziejącą ranę, reszta w stanie dosłownie rozkładu.
Nie będę ukrywać, stan jest bardzo ciężki, a szanse na przeżycie marginalne. Jednak nie możemy nie podjąć walki. On zasłużył sobie na emeryturę. A może zdarzy się przedświąteczny cud, może się uda, może znajdzie dom na ostatek swoich dni? A jeśli nie obiecujemy dać mu opiekę już na zawsze, obiecujemy mu spanie w łóżku, własny drapak, zawsze pełną miskę i moc miłości... niech tylko przetrwa...
Dziadek dostał leki przeciwbólowe, przeciwzapalne, antybiotyk, kroplówkę, virbagen. Ropień został przepłukany, dostał też antybiotyk miejscowo, na ten moment jest zabezpieczony (lecz będzie wymagał codziennej toalety). Najbliższe doby będą decydujące. Zrobimy wszystko by dać mu szansę. Na ten moment Dziadzio nie nadaje się do poddania narkozie, na pewno jej nie przetrwa. Jeśli się uda będziemy musieli wykastrować, ogarnąć paszczę, ale do tego daleka droga.
W zasadzie nie wiem, o co proszę, bo nie jestem w stanie obiecać, że Dziadzio przeżyje, szanse są nieduże, choć damy z siebie jak zawsze 100%. Chyba proszę o szansę, której do tej pory nie miał. Bo to dla tego kota naprawdę wiele. Czy pomożecie nam dać mu tą szansę?
Ładuję...