Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, dzięki Waszej pomocy Ciri przeszła z powodzeniem operację usunięcia śruty z bliskich okolic kręgu. Poniżej zamieszkamy zdjęcia z operacji, są one jednak przeznaczone dla ludzi o mocniejszych nerwach...
Koteczka ma się dobrze, niezdarnie, ale chodzi. Chirurdzy zrobili dla niej co mogli, sprawny chód musi wypracować ćwiczeniami :)
Cześć! Masz coś do jedzenia? A może mnie chociaż pogłaszczesz? Kręciłam ósemki wokoło jego nóg, ocierałam się i robiłam baranki podskakując. Uwielbiam ludzi, tu na działkach gdzie się kilak miesięcy temu urodziłam zawsze wszyscy byli dla mnie dobrzy, dawali jakieś smakołyki, czasem cały solidy posiłek, często mnie głaskali.
Nikt nigdy nie zrobił mi nic złego i ani przez chwilę nie pomyślałam, że człowiek może kotkowi zrobić krzywdę. Radośnie ocierałam się dalej o jego nogi, spojrzałam do góry, żeby zobaczyć, czy już się zbliża głaskanie, ale człowiek tylko na mnie patrzył, nie uśmiechał się, tylko patrzył. Może ma zły dzień, postaram się bardziej go rozweselić :) Włączyłam tajną kocią broń – mruczenie, no mruczenie to się każdemu podoba. I nagle na raz usłyszałam huk i poczułam ból w plecach. Spojrzałam zdziwiona i przerażona ku górze i zobaczyłam, że człowiek trzyma coś w ręku i się uśmiecha, tak, teraz się wreszcie uśmiechnął…
Nie wiem, co się stało, instynktownie próbowałam uciec, ale tylne łapki się mnie nie słuchały, nie czułam ich... Spojrzałam, żeby sprawdzić, czy są na swoim miejscu i były, ale każda rozjechała się w inną stronę, a ja ich nie czułam… Człowiek już się nie uśmiechał, śmiał się na cały głos i mnie kopnął. Odleciałam kilka metrów i zaczęłam się czołgać, ile sił w przednich łapkach, nie wiem skąd, ale wiedziałam, że walczę o życie. Nigdy się tak nie bałam. Udało mi się uciec na sąsiednią działkę, wczołgałam się pod ogrodzeniem a tamten człowiek za mną nie poszedł. Leżałam pod domkiem, plecy potwornie mnie bolały, nie mogłam się nawet tak wygiąć, żeby je polizać, umyć. Leżałam i nie mogłam uwierzyć w to co się stało.
Dlaczego? Ja nigdy nawet jednym pazurkiem nikogo nie zadrapałam, urodziłam się tutaj, jestem przecież jeszcze kociakiem, wszyscy byli dla mnie zawsze tacy dobrzy, dlaczego on mi zrobił krzywdę? Przeleżałam tak wiele godzin aż usłyszałam głosy ludzi, których znam od zawsze, powoli się wyczołgałam. O dziwo udało mi się jakoś chwiejnie stanąć na łapkach, szłam do nich powoli zamiatając zadkiem. Dostałam jeść, ale za bardzo nie czułam głodu. Nie umiałam powiedzieć, co mi się stało, a ludzie uznali, że może to jakaś choroba, wiedzieli, że na działce zostać nie mogę i zaczęli mi szukać domu. Od tamtego dnia minęło wiele tygodni, nauczyłam się jakoś przemieszczać, domu nie znalazłam, bo kto by zechciał takiego pospolitego i do tego krzywo chodzącego kota. W końcu miła pani znalazła ciocie i im o tym moim dziwnym chodzeniu opowiedziała. Ciocie mówią, że miały wiele pomysłów na to, co mi może być, ale dopiero jak mi zrobiono w lecznicy dla kotków takie zdjęcie kotka w środku to zrozumiały.
Wiem, że muszę mieć operację i wiem, że ciocie nie mają na nią pieniążków, ludzie zawsze mi pomagali, wszyscy prócz tego jednego człowieka i ja wierzę, że prawie wszyscy ludzie są dobrzy. Pomożecie ciociom zapłacić za moją operację?
Nazwaliśmy ją Ciri, ma może z 9 miesięcy. Wiedzieliśmy, że przyjedzie do nas kotka, która ma problemy z chodzeniem, zakładaliśmy wiele rzeczy – połamaną miednicę, toksoplazmozę, przebytą panleukopenię, ale nie to, co zobaczyliśmy na zdjęciu rtg. Jak tylko zobaczyliśmy jak Ciri chodzi wiedzieliśmy, że to nie połamana miednica, widać było, że problem nie jest kostny, że jest neurologiczny. Naprawdę nie podejrzewaliśmy, że ktoś mógłby z bliska strzelić w plecy jakiekolwiek stworzenia, a co dopiero słodkiego, kilkumiesięcznego kotka…
Ciri miała bardzo dużo szczęścia w tej tragedii, jaka ją dotknęła za sprawą człowieka, śrut uszkodził krąg, spowodował ucisk na rdzeń, ale go nie uszkodził całkowicie. Koteczka o tym nie wie, ale scenariuszy jest teraz kilka. Operacja, która tak czy inaczej trzeba przeprowadzić może nic nie zmienić, może jej wrócić sprawność a może uszkodzić rdzeń bardziej, a nawet doprowadzić do jego martwicy co będzie oznaczało śmierć Ciri. Patrzymy na nią jak zostawia szeroko tylne łapki, żeby wstać i nadstawić się do głaskania i nie możemy uwierzyć. Ona nadal bardzo kocha ludzi, dosłownie wszystkich, jest wesoła, nudzi jej się w klatce i dopomina się coraz to kolejnych dokładek jedzenia.
Boli ją, ale stara się tego nie pokazać. Sama operacja będzie bardzo droga a musimy jeszcze Ciri odrobaczyć, odpchlić, przebadać na choroby zakaźne, wykonać badania krwi przed operacją, wysterylizować i opłacić minimum 3 tygodniowy pobyt w lecznicy. Błagamy Was, pomóżcie nam uzbierać dla Ciri fundusze…
Ładuję...