Wyrzucona z samochodu koteczka Diuna zbiera na leczenie choroby skóry

Zbiórka zakończona
Wsparło 25 osób
980 zł (102,08%)
Adopcje

Rozpoczęcie: 23 Października 2021

Zakończenie: 8 Listopada 2021

Godzina: 01:00

Dziękujemy za Twoje wsparcie – bez Ciebie nie udałoby się zebrać potrzebnej kwoty.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Generalnie nie specjalnie ma znaczenie czy się jest kotkiem w typie rasy, czy nie, jak się zacznie chorować i nie ma się dobrych opiekunów, to zasadniczo można sobie z tą chorobą chodzić i chodzić. A jeszcze jak się okaże, że choroba sprawia, że kotek jest mniej śliczny niż wcześniej to można nawet i dach nad głową można stracić.

Tak było ze mną. Ludzie, u których mieszkałam, doszli do wniosku, że jak byłam tak niemiła i się popsułam, to nie ma już dla mnie miejsca i ot tak zostawili mnie na poboczu drogi. Poświęcili się nawet, żeby mnie wywieźć kawałek od domu, pewnie po to, żeby mi do głowy nie przyszło wracać i obrzydzać im życie codziennie swoim parchatym widokiem.

Powiem szczerze, że ja się naprawdę bałam tych jeżdżących koło mnie samochodów i chyba tylko dlatego pod żaden nie wpadłam. Siedziałam na poboczu i zastanawiałam się co dalej ze mną będzie. Wiedziałam przecież, że sobie nie poradzę. Nie potrafię szukać schronienia przed chłodem, nie umiem zdobywać jedzenia, może muchę to bym i upolowała, ale tu żadne muchy nie latają. O tym, żeby mnie jakiś człowiek jeszcze kiedyś pogłaskał, to ja nawet nie marzę od dłuższego czasu, bo kto by taką wyłysiałą kotkę chciał dotykać. Nie raz usłyszałam, że jestem obrzydliwa. Patrzyłam za każdym przejeżdżającym samochodem, coraz bardziej rozumiejąc, że to właśnie jest już mój koniec.

Po kilku godzinach stał się cud, jedno z aut się zatrzymało i wyszła z niego pani. Pani podeszła, pogłaskała mnie po główce i zabrała w kocyku do samochodu. Jejku, jak już prawie zapomniałam, jakie głaskanie jest cudowne… Pani mnie nie mogła zabrać do siebie, zawiozła mnie jednak do cioć. Ciocie mówią, że pojedziemy zaraz do lekarza dla kotków i coś z tą moją skórą zrobimy, że nie takie kotki widywały i że można nas było wyleczyć.

Koteczka dostała na imię Diuna. Jest dość młoda, nie ma raczej więcej niż jakieś 3-latka. Pewni bez badań nie jesteśmy, ale podejrzewamy, że koteczka cierpi na chejletiellozę zwaną inaczej łupieżem wędrującym, powodują ją roztocza i jest popularna wśród zaniedbanych kotów w typie kotka perskiego. Leczenie jest łatwe, proste i przyjemne, wymaga podania leku na kark, czasem dwa razy w odstępie miesiąca. Diagnozę musi oczywiście postawić weterynarz po przesłaniu materiału do badań, ale i tak zaczniemy od odpchlenia malutkiej. Diunę musimy też przebadać, zaszczepić i, jako że nie mamy pewności czy jest kotką wysterylizowaną, musimy zbadać jej poziom hormonów, żeby nie operować jej bez powodu.

Malutka jest pogodna, uwielbia wszelki kontakt z człowiekiem i wydaje się bardzo zrównoważonym stworzonkiem, z którego przyszły dom będzie miał na pewno wiele radości. Zanim jednak domku jej poszukamy, musimy zająć się jej zdrowiem, same badania diagnostyczne są koszmarnie drogie, a my jesteśmy naprawdę bez funduszy. Błagamy Was o pomoc dla Diunki…

Pomogli

Ładuję...

Organizator
4 aktualne zbiórki
930 zakończonych zbiórek
Wsparło 25 osób
980 zł (102,08%)
Adopcje