Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kornelia przepięknie dziękuje Darczyńcom, dzięki Wam malutka już nie cierpi i rozgląda się za najwspanialszym na świecie domkiem <3
Bardzo proszę nie zostawiajcie mnie tutaj, proszę… Ja się tak bardzo boję, nigdy nie byłam na dworze… Błagam Was, nie odjeżdżajcie… A potem usłyszałam już tylko pisk opon. Usiadłam na asfalcie i płakałam. Płakałam ile sił w płucach – wiecie, Wasze kotki w transporterkach jak do lekarza jadą też pewnie tak płaczą. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem.
Niby słyszałam rozmowy, że mnie nie chcą, że wiedzą gdzie jest takie miejsce, że tam jest dużo kotów, że będę miała co jeść, ale… no ja nie wierzyłam, że to się może stać. W końcu paraliż ze strachu odpuścił na tyle, że dałam radę się schować. Minęło kilka dni zanim odważyłam się wyjść z ukrycia i poszukać jedzenia, no i faktycznie zobaczyłam kotki i miseczki, tylko te kotki nie były za bardzo miłe i mnie przepędzały, mogłam jeść tylko kiedy one już nie chciały.
Ja jestem kotkiem domowym, nie umiem sobie szukać ani jedzenia, ani miejsca do spania, nie umiem też unikać niebezpieczeństw. No i właśnie to przez to mam taką łapkę, jaką mam. Chciałam przebiec przez ulicę, ale się nie udało… Ciocie mówią, że ja i tak miałam dużo szczęścia. Strasznie mnie ta łapka bolała, a w końcu zrosła się w taki dziwny sposób, że nie mogę na niej stawać, a ja się opieram to mnie boli i się robi rana.
Mieszkam na ulicy od lata i nauczyłam się że kotki to czasem pacają, i że nie wszyscy ludzie którzy proponują jedzonko są mili. Czasem tak jest że wołają kotka, żeby podszedł a potem to biją. I ja dla tego nie chciałam podejść do takiej Pani która mnie zobaczyła, musiała mnie nawet do specjalnej klatki łapać. Ciocie to nie wiedziały czy ja w ogóle oswojona jestem, aż do chwili kiedy pojechałam do lekarza dla kotków. Jak mnie Pani wyjęła z tej klatki i wzięła na ręce to się przytuliłam i nie chciałam zejść…
Po raz pierwszy od pół roku byłam pod dachem, byłam na rękach… Mruczałam, ocierałam się, wdzięczyłam, nie byłam od dawna taka szczęśliwa… Ciocie mówią, że muszę zostać w lecznicy, bo trzeba coś z moją łapką zrobić, ale mi nie chcą powiedzieć co. Trochę się boję, ale powiem Wam, że mi jest chyba wszystko jedno, czy będę miała tą łapkę czy nie, ja bym tylko chciała żeby mnie nie bolała. I bardzo, bardzo bym chciała mieć prawdziwy dom, taki który mnie nigdy nie porzuci…
Wiem, że to moje leczenie to dużo kosztuje, a ja jestem tylko kotkiem i nie mam nic, nawet swojego kocyka czy piłeczki i dlatego Was ślicznie proszę żebyście mi pomogli…
Nazwaliśmy ją Kornelia. To młoda kotka, ma nie więcej niż dwa latka. Latem została podrzucona do stada kotków wolnobytujących. Oswojony kotek zupełnie nie radził sobie w tych warunkach.
Łapkę Kornelii prawdopodobnie połamał samochód, to było uderzenie z dużą siłą, doszło do przemieszczenia i złego zrośnięcia kości. Nic się już dla tej łapki nie da zrobić, Kornelia chodząc i podpierając się na tej łapce poraniła ją, aż do kości, a z rany sączy się krew i ropa. Malutka musi przejść antybiotykoterapię i musimy poczekać chwilę, aż zmniejszy się trochę stan zapalny, a potem konieczna będzie amputacja… Naprawdę wierzymy, że to nie sprawi, że Kornelia nie znajdzie domku, to cudowna mrucząca na widok człowieka kotka, marzy o tym żeby być kochana.
Nie mamy zupełnie żadnych oszczędności a koszt hospitalizacji i operacji Kornelii jest ogromny… Poza operacją musimy jeszcze Kornelii wykonać badania krwi i testy, zaszczepić ją i wysterylizować. Błagamy Was o pomoc, spotkało ją w życiu bardzo wiele złego, zasługuje na to, żeby wreszcie dostać szanse na szczęśliwe życie…
Ładuję...