Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Przepięknie Wam dziękujemy :) Bez Was pomocy nie udało by się...
Łateczka wróciła do zdrowia, zamieszkała w naszym azylu i marzy o swoim domku :)
„Bez przesady, jest duża i gruba, poradzi sobie. Koty normalnie żyją na ulicy i wszystko jest w porządku. Będzie jej się podobało.” Usłyszałam te słowa jakieś trzy lata temu i nie zapomnę ich nigdy. Byłam wtedy faktycznie dużą, okrąglutką kotką, młodą i pełną życia, zdrową jak rydz, taką wiecie - typową domową kicią.
Nie wiem dlaczego mnie już nie chciano, byłam milutka, czyściutka, uwielbiałam się przytulać i chętnie dawałam się nosić na rękach. Pierwsze dni na działkach były bardzo ciężkie, nie potrafiłam zdobywać jedzenia, panicznie bałam się i innych kotków i ludzi. Wszyscy którzy mnie widzieli myśleli, że jestem wielkim, dzikim kocurkiem który skądś przyszedł i na działkach zamieszkał…
Pierwszą zimę przeżyłam chyba cudem, bywało że kilka dni nie jadłam i nie piłam, okropnie marzłam, wiele razy zasypiałam i byłam pewna, że się już nie obudzę.
Minęły tak trzy długie lata, trzy okropne zimy. Cały czas pamiętałam, że kiedyś miałam dom, ale jeszcze bardziej pamiętałam, że mnie tam nie chciano i zupełnie przestałam ufać ludziom, do nikogo nie podchodziłam, nie pozawalałam się dotknąć. Pewnego dnia nie zauważyłam, że weszłam na teren innej kotki, która bardzo się na mnie zdenerwowała i chciała mnie skutecznie przepędzić. Była tak bardzo na mnie zła, że pogryzła mi tylną łapkę. Myślałam, że łapka zaraz się zagoi, ale każdego dnia zamiast być lepiej było tylko gorzej. Miałam bardzo wysoką gorączkę i kilka razy straciłam przytomność, wtedy zauważyła mnie miła Pani która co roku, latem dawała mi jeść na swojej działce.
Byłam tak słaba, że nie miałam siły uciekać, bez problemu dałam się wziąć na ręce i zabrać do lekarza dla kotków, do cioć. A tam, u cioć usłyszałam kolejne w moim życiu słowa, których nigdy nie zapomnę – „zacznijmy od testów, ona wygląda na dodatnią”. A kilka minut później już wiedzieliśmy. Kotka, która mnie pogryzła musiała być nosicielką wirusa FIV i mnie zaraziła. Ciocie mówią, że to pewnie dlatego łapka się tak źle goi, że muszę dostać leki różne leki i jakiś czas pomieszkać w lecznicy, żeby łapkę wyleczyć.
Mi to się tutaj nawet podoba, jest ciepło, sucho, mam zawsze wodę i tyle jedzonka ile chcę. I ciocie mnie głaszczą i drapią po bródce i noszą na rękach, ja już prawie zapomniałam jakie to fajne, kiedy się człowiek kotkiem zajmuje. Ciocie powiedziały, że będę mogła zostać z ciociami na zawsze, a jak wyzdrowieję to poszukamy mi domu, ale ja już wiem od innych kotów, że takie kotki jak ja domów nie znajdują...
Nazwałyśmy ją Łateczka. Musiała być kiedyś piękną, ogromną kotką, zupełnie się nie dziwimy, że mylono ją z kocurkiem. Nadal jest wysoka, ma dużą główkę, ale reszta ciałka to skóra i kości. Wirus FIV bardzo utrudnia gojenie się łapki Łateczki, kociczka ma jednak niesamowity apetyt, wolę życia i tak bardzo cieszy się z kontaktu z ludźmi, że po prostu musimy spróbować zawalczyć o jej życie i zdrowie.
Leczenie łapki potrwa kilka tygodni, cały ten czas malutka będzie pod opieką weterynarzy w lecznicy, musi dostać antybiotyki, musimy zrobić jej dokładne badania krwi, odrobaczyć i zaszczepić. Musimy jej też koniecznie podać drogie leki wspomagające odporność. Czujemy, że przez to co ją z rąk ludzi spotkało jesteśmy jej jako ludzie winni pomoc, tak żeby chociaż trochę nasz gatunek w jej oczkach zrehabilitować.
Błagamy Was o pomoc w opłaceniu leczenia Łateczki.
Ładuję...