Obroża przez kilka miesięcy wżynała się w ciałko Lilii, nikt kto ją widział nie reagował…

Zbiórka zakończona
Wsparło 48 osób
1 428 zł (105,77%)
Adopcje

Rozpoczęcie: 22 Września 2020

Zakończenie: 8 Października 2020

Godzina: 02:00

Dziękujemy za Twoje wsparcie – bez Ciebie nie udałoby się zebrać potrzebnej kwoty.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Podobno dziewczynkom jest ładnie w różowym. Jestem kociczką, więc obrożę dostałam różową, z brokatem. Jak była nowa, połyskiwała w słońcu, teraz kiedy ją ciocia ze mnie wycinała, to już nie była taka ładna, ani błyszcząca, była oblepiona zgniłymi resztami mojej skóry i ciałka. Wiecie, kiedyś miałam dom, ba, nawet jak widzicie, kupowano mi prezenty. To nie tak, że poszłam i nie wróciłam, jestem kotkiem, a my tak jakoś zawsze wiemy, gdzie mieszkamy. Kotki to nie pieski, my się nie gubimy. Nie chcę wracać pamięcią do tego, dlaczego domu już nie mam, po prostu mnie tam nie chciano…

Prawie rok żyłam na ulicy, urodziłam naprawdę wiele kociątek, ale do dziś żyje tylko jedna moja córeczka. Na początku było mi ciężko, potwornie się bałam życia na ulicy, obcy ludzie mnie przerażali, od każdego uciekałam i się chowałam pod samochody, do piwnic i garaży. Zima była straszna, zupełnie nie byłam przyzwyczajona do moknięcia, do chłodu i do wiatru, długo zajęło mi nauczenie się znajdować schronienie. Jakoś by to jednak było gdyby nie to, że pewnego dnia zaczęła mi przeszkadzać obroża, ta różowa, z brokatem. Chciałam ją zdjąć, w końcu, po co mi ona, podobała się ludziom, którym ja się podobać przestałam. Przełożyłam łapkę przez tę obrożę i pomyślałam, że pociągnę i ją zdejmę, ale nie dałam razy zdjąć ani wyciągnąć łapki. Naprawdę szarpałam się z całej siły, czułam, że wyrywam sobie futerko, ale walczyłam dalej, szamotałam się nawet kiedy zaczęłam zrywać skórę, kiedy z rany płynęła krew. Nie mogłam się tak wygiąć, żeby załapać za obrożę ząbkami, a nawet gdybym mogła, nie wiem, czy bym dała radę włożyć pyszczek, bo po tym jak łapkę wcisnęłam, nie zostało tam już na nic miejsca.

Uwierzcie mi, że o ile do tej pory moje życie było bardzo trudne, to od tego dnia stało się koszmarem nie do zniesienia. Każdy, jeden jedyny krok powodował potworny ból, ból, który się nie kończył. Kiedy spałam, rana troszkę się goiła, kiedy wstawałam i robiłam pierwszy krok, wszystko zrywało się od początku. Miejsce po zdartej skórze pulsowało bólem przez cały czas, a po kilku tygodniach do bólu dołączył też potworny odór gnijącego mięsa. Dla ludzi zostałam dzikim, cuchnącym kotem… I powiem szczerze, że miałam nadzieję, że tej zimy już nie przeżyję, uwierzcie mi, że nikt nie chciałby z takim bólem chodzić miesiącami. Stał się jednak cud, miła Pani się o mnie dowiedziała, znaczy, dowiedziała się o chodzącej po osiedlu dzikiej kotce z uwięzioną w obroży łapką. Złapała mnie na specjalną klatkę i zaniosła do szpitala dla kotków. Po raz pierwszy od prawie roku byłam tak blisko ludzi, mówili do mnie miło i przestałam się bać. Tak mi się nagle zrobiło dobrze i poczułam się bezpiecznie, a kiedy ciocia przecięła i usunęła tą zgniłą i wrastającą we mnie obrożę to był najcudowniejszy moment w moim życiu…

Nie wiemy jakim cudem Lilia żyła kilka miesięcy z takim bólem, jak to się stało, że wiecznie żywa rana, samo mięso się nie zakaziła i kotka nie odeszła. Chyba każdy z nam miał kiedyś zdartą skórę na stopie przez niewygodne obuwie, docierał do domu, zdejmował na narzędzie tortur ze stopy i naprawdę nie był w stanie go drugi raz założyć, póki noga się nie wygoiła. A teraz pomyślcie, że Wy tego buta nie możecie zdjąć przez kilka miesięcy… Koteczka cierpiała potwornie. I to cierpiała ma oczach ludzi. Nie ważne czy jest kotkiem dzikim, czy nie, gdyby była dzika, tak samo czułaby ból, tak samo potrzebowałaby pomocy i dawno temu tej pomocy dla niej ktoś, kto ją widywał, powinien był poszukać. Lilia od razu rozpływała się pod dotykiem ludzkich rąk, dała sobie bez znieczulania usunąć obrożę, zdezynfekować ranę, wstępnie oczyścić. Po chwili zaczęła wcierać się w nas łebkiem…

Nie wróci już na ulicę, poszukamy dla niej normalnego domu, takiego, który będzie ją kochał, dbał o nią i nie będzie jej w narzędzia tortur ubierał, bo Lilia nie potrzebuje żadnych błyszczących ozdób, żadne zwierzątko ich nie potrzebuje. Przed koteczką daleka droga do pełni zdrowia, musi ją obejrzeć chirurg, musi pilnie przejść zabieg sterylizacji, odpchlenie, odrobaczenie, szczepienie, musimy jej zrobić testy na choroby zakaźne i opłacić co najmniej dwutygodniowy pobyt w lecznicy. Grosza nie mamy, tak praktycznie dosłownie, ale jej nie mogliśmy odmówić pomocy. A teraz my błagamy Was o pomoc, nasz gatunek tak bardzo zawiódł Lilię, pomóżcie nam pokazać jej, że warto nam jednak ufać i nas lubić…

Lilia przeszła operację zszycia rany, która okazała się naprawdę głęboka. Wszystko zostało oczyszczone, szycie jest nardzo rozległe, przed Lilią wiele dni zrastanie sie rany. Malutka, żeby zacząć szukać domku musi jeszcze przejść badania, szczepienie i zabieg sterylizacji. Pięknie prosimy Was o pomoc...

 

Pomogli

Ładuję...

Organizator
4 aktualne zbiórki
930 zakończonych zbiórek
Wsparło 48 osób
1 428 zł (105,77%)
Adopcje