Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Sisu przepięknie dziękuje Wam za okazane serce :) Koteczka jest już gotowa do adopcji i szuka wspaniałego domku :)
Chyba od razu wiedziałam, że ja mam z tej wyprawy nie wrócić. Nie wiem skąd, czułam to jakoś. Chyba przestali mnie lubić jak tylko podrosłam i przestałam być puchatą kuleczką, może pod choinkę sprawią sobie nowego, malutkiego kotka… Siedziałam spokojnie na siedzeniu, bo wiedziałam, że ani płacz, ani błaganie nic nie dadzą.
Strasznie głodna byłam, bo już od dawna za bardzo mnie nie karmili, czasem jakieś resztki, a jak próbował coś z kosza wyjąć, tylko mnie przeganiali. W samochodzie było zimno to pewnie na dworze też będzie zimno, lekko siąpił deszcz. Siedziałam i patrzyłam przed siebie. To taki ma być mój koniec, mam umrzeć na ulicy dziś, jutro, może za kilka dni. I wiecie, że ja się tym nawet jakoś bardzo nie przejęłam. No kto by chciał tak żyć? Kto chciałby żyć w miejscu, w którym ciebie nie chcą, gdzie każdego dnia słyszysz, że jesteś tylko problemem.
Samochód zatrzymał się przy stacji benzynowej, otworzono drzwi i bez słowa mnie z całej siły wyrzucono. Przeleciałam kilka metrów w powietrzu i wylądowałam główką na asfalcie. Auto z piskiem opon odjechało, a ja siedziałam tam, gdzie upadłam. Głowa mnie bolała, oblizywałam krew i rozejrzałam się wokoło. Kilka osób na mnie patrzyło, zaczęli iść w moim kierunku. To był instynkt, wystraszyłam się i uciekłam pod samochód. Nie wiem, jak długo tam siedziałam, zdążyłam zmarznąć, ale pyszczek przestał mi krwawić.
Cały czas jacyś ludzie do mnie mówili, mieli miłe głosy, wyciągali ręce, ale ja za bardzo się bałam, żeby wyjść. W końcu przyjechały ciocie z tak pachnącym jedzonkiem, że mówię Wam, że nawet najedzony kotek by się dał skusić. Kęs za kęsem i nawet się nie zorientowałam, że wyszłam spod tego samochodu. Ciocie patrzyły nam mnie a ja na nie. I nie wytrzymałam, zaczęłam przeraźliwie płakać, wzięły mnie na ręce, a ja wtuliłam się i płakałam dalej. Obiecały, że znajdą mi domek, taki prawdziwy, taki, gdzie kotki się kocha i że zostanę tam już na zawsze, że już nigdy nikt mnie nie porzuci. Tylko zanim będę mogła zamieszkać w nowym domku, to muszę się przygotować, jakieś zabiegi mi muszą zrobić i mnie zbadać. Na razie przyjechałam do szpitala dla kotków, żeby lekarze zobaczyli czy na pewno nic mi się od tego upadku poważnego nie stało.
Tyle razy to już widzieliśmy, a nigdy nie przestaniemy się dziwić, jak można żywe stworzenie wyrzucić jak śmieci, jak można cisnąć kotkiem o asfalt i ot tak odjechać… Auto zatrzymało się za daleko, żeby mogły je uchwycić kamery, w znacznej odległości od ludzi i wiemy tylko tyle, że był to ciemny samochód osobowy…
Sisu, bo tak ją nazwaliśmy, była obrazem nędzy i rozpaczy, chudziutka, przerażona z krwawiącym otarciem na pyszczku i zaschniętą na policzku krwią. Ktoś tak nią cisnął z tego samochodu, że przejechała pysiem po ulicy, chyba dobrze, że padało, to zdarła sobie tylko trochę skóry. Kotka jest przesłodka, tuląca się, jak tylko przestała się bardzo bać, zaczęła się wdzięczyć, zabiegać o głaskanie. Widać, że nie dojadała od jakiegoś czasu, aż wierzyć się nie chce, że ktoś trzymał ją w domu i nawet za bardzo nie karmił.
Musi ją zbadać lekarz, żebyśmy się upewnili, że jedynie obrażenia to zdarta skóra, że z jej główką jest wszystko w porządku. Będzie trzeba zrobić jej badania krwi, przebadać pod kątem chorób zakaźnych, zaszczepić, odrobaczyć, odpchlić i wysterylizować, no i opłacić jej pobyt w lecznicy.
Sisu jest piękna, jako kociątko musiała być śliczna jak z reklamy, tylko na swoje nieszczęście urosła. Pięknie prosimy Was o pomoc w opłaceniu opieki weterynaryjnej dla malutkiej…
Ładuję...