Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Walentynka przepięknie dziękuje Wam za pomoc w ratowaniu jej życia. Koteczka czuje się już bardzo dobrze, czeka ją zapewne jeszcze jednej zabieg na szczęce, ale to dopiero jak nabierzę sił. Jest szczęśliwa w domku tymczasowym. A to wszystko dzięki Wam :)
Nie było pisku opon, przynajmniej ja ich nie słyszałam, nie pamiętam też, żebym widziała światła, ale pewnie były. To taka droga, po której samochody jeżdżą naprawdę bardzo szybko, czasem przez nią przebiegałam i do tej pory mi się udawało. Nie udało mi się tylko raz. Samochód uderzył mnie z boku w główkę, w łapkę i w środek kotka, przeleciałam kilka metrów i upadłam na pobocze. Nie wiem, jak długo tam w śniegu leżałam, kolejne auta mnie mijały, a ja próbując złapać oddech za oddechem, czekałam, aż umrę...
Wiedziałam, że to koniec, nie raz widziałam tutaj leżące kotki, leżały tak jak ja teraz, nie mogły się podnieść, a potem, po kilku godzinach przestawały oddychać. Ja też zaraz przestanę. Tak naprawdę nie walczę, ale organizm sam łapie ten oddech za oddechem. Chciałabym, żeby to się już skończyło, mimo potwornego zimna czuję ból pyszczka i łapki. Nie wiem, jak długo leżałam bez ruchu na poboczu, patrząc na światła mijających mnie samochodów, nagle jedno auto się gwałtownie zatrzymało, w oddali w moją stronę pobiegła jakaś osoba. Chwilę na mnie popatrzyła, chyba chciała zobaczyć czy żyję, a potem zawinęła mnie w kocyk i zaniosła do auta. Chyba ci ludzie będą się starali mi pomóc…
Niedawno byłam u lekarza dla kotków, to wiem, że tacy istnieją, jejku, może dadzą mi coś, żeby mnie nie bolało. Słyszę jakby z oddali, że do mnie mówią, żeby niedaleko, żebym się trzymała, że muszę dać radę, ale już nie mam siły, jak zasnę, to przynajmniej może nie będę nic czuła…
Walentynka przyjechała do całodobowej lecznicy z temperaturą praktycznie niemierzalną, czyli z taką, że termometr pokazuje sam dół i w sumie nie wiemy jaką ciepłotę zwierzątko ma. Była lekko przytomna, z pokurczoną łapką, widocznie uszkodzoną szczęką, pobijana i z rwącym oddechem. Walentynka umierała. Gdyby nie podane szybko leki, tlen i miejsce w inkubatorze pewnie nie przeżyłaby kolejnej godziny, dwóch. Gdyby dobrzy ludzie nie zebrali jej z drogi, jej życie trwałoby może jeszcze kilkanaście minut.
Po wielu godzinach udało się wyprowadzić koteczkę ze wstrząsu i powoli zaczęła utrzymywać ciepłotę ciałka. Odzyskała też trochę świadomości, jest milutka i cieszy się z dotyku człowieka, co prawda nie jest w stanie za bardzo reagować, ale nadstawia główkę na tyle na ile może ją podnieść. Wszystko wskazuje na to, że łapka jest porażona, ale nie ma złamań, jednak musi ją zobaczyć chirurg ortopeda, szczęka będzie wymagała zespolenia. Walentynka musi mieć zrobione badania krwi i badanie USG klatki piersiowej, bo jej problemy z oddychaniem mogą świadczyć o uszkodzeniu płuc. Na razie musi zostać pod opieką lecznicy całodobowej przynajmniej jakieś trzy tygodnie, a potem pewnie kolejne dwa spędzi w zwykłej lecznicy.
Mimo że mogła już wyjść z inkubatora, musi mieć cały czas podawany tlen. Koszty ratowanie życia i zdrowia Walentynki są ogromne, nie damy rady bez Waszej pomocy jej uratować. Obiecaliśmy jej, że będzie żyła i że znajdziemy jej kochający, bezpieczny dom, błagamy, pomóżcie nam dotrzymać danego słowa…
Stan Walentynki poprawił się dopiero po ponad tygodniu, kotka zaczęła samodzielnie jeść. Czeka ją operacja usunięcia ząbków i zespolenia dziąsła z wargą. Prawie tydzień Walentynka spędziła w inkubatorze, ponieważ nie była w stanie sama, bez podawania tlenu oddychać. Udało się uratować jej życie, jednak koszty okazują się większe niż początkowa zakładano, musi zwiększyć kwotę zbiórki, co nam się chyba nigdy jeszcze nie zdarzyło… Pięknie prosimy Was o pomoc w opłaceniu operacji i pobytu Walentynki w lecznicy całodobowej.
Ładuję...