Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Borusek vel Morusek, bo przed śmiercią dostał nowe imię tylko w trójkę wymawialiśmy je inaczej, nie zdążył się nawet nim nacieszyć.
Psiak ugryzł dziecko, dlatego zawisneła nad nim groźba eutanazji! "Agresywny" pies morderca po interwencji Pani Dorotki okazał się być przytulanką z chorą łapką!
Został zabrany i umieszczony cudem na płatnym hoteliku (Pani Dorota sama pokryła koszty transportu, miejsca).
Niestety w weekend pies poczuł się źle, a interwencja w klinice wykazała martwice żołądka. Odszedł za tęczowy most, gdzie nie zazna już cierpienia.
Ile takich "agresorów" jest usypianych w Polsce? Bez najmniejszej szansy na ratunek? Ile psów umiera w schroniskach, tylko dlatego że nie rokują? Ilu z tych psiaków uratowałaby terapia ze specjalistą z dziedziny behawioryzmy zwierząt?
Tworzymy dla nich ośrodek, dla burych, czarnych, problemowych.
Tych, które większość pomija, bo są nieadopcyjne.
Dziękujemy bardzo Państwu za dotychczasową pomoc naszym podopiecznym. Dzięki Waszemu wsparciu udało nam się zorganizować zabiegi kastracji dla suń, które do tej pory rodziły co cieczkę.
Udało nam się również znaleźć cudowne domy dla wszystkich maluchów, które zabezpieczyliśmy.
Na szczęście razem z Bibiankiem pokonaliśmy parwowirozę!
Znaleźliśmy również miejsce w hoteliku dla psiaka, któremu groziła eutanazja, nieodpowiedzialna rodzina chciała się pozbyć "balastu" w momencie kiedy piesek nie wytrzymał emocjonalnie i ugryzł syna.
Niestety nasz największy dom tymczasowy stracił w tym miesiącu podporę, jaką był mąż Pani Agaty, któremu nie udało się wygrać z chorobą. Nie wiemy jak długo jeszcze Pani Agata będzie sama w stanie dźwigać ciężar opieki nad prawie 30 dużymi psami.
Obecnie na miejsca, gdzie będą mogły rozpocząć terapię behawioralną czekają dwie sunie z Żywca. Nie ma dla nich miejsca, ponieważ wykazują silne probemy lękowe, a większoś hotelików nie ma zasobów, aby móc poświęcić dla nich wystarczjącą ilość czasu,
Na swoje wybawienie czekają psy z gospodarstwa rolnego, które do tej pory były ratowane przez starszego mężczyznę. Są tymczasowo zaopiekowane i dzięki Państwa pomocy już wykastrowane tak aby nie powielały bezdomności.
Codziennie jesteśmy proszeni o miejsce dla psiaków, które wykazują duże problemy behawioralne. Niestety w Polsce nie ma dla nich miejsc.
My wiemy, że terapia jest jedyną dla nich szansą, aby mogły powrócić do normalności.
Nasza oficjalna działalność zaczęła się w 2018 r. Wtedy udawało nam się większość pomocowej drogi finansowość prawie samemu. Wprawdzie ilość zwierząt nie była zatrważająca, a oscylowała w okolicach 10-15 psów, paru kotów. Więc z naszych wypłat byliśmy w stanie opłacić weterynarza czy zakupić worek dobrej jakości karmy.
Każdego dnia stawaliśmy się coraz bardziej rozpoznawalni jako "idioci" biegający po wsiach w nadziei na poprawę losu zwierząt. Doskonale pamiętamy nasze pierwsze rozmowy z gminami o programach kastracji. Większość pukała się wtedy w czoło, a za naszymi plecami rzucała hasła typu: "patrzcie, to te czuby znowu idą!".
Chociaż każdego dnia towarzyszył nam hejt w realu, a spokojne wyjście na pizze kończyło się przepychanką słowną z lokalsami to nie poddawaliśmy się. Prawda jest taka, że nigdy nie potrafiliśmy przejść obojętnie na widok zwierzęcia, które ewidentnie nas potrzebowało.
W końcu się udało! Wprowadzić programy kastracji, wyadoptować zwierzęta z lokalnej przechowalni, schronisko w Kotliskach się zamknęło! To było coś! Kolejna mordownia zlikwidowana. Zadbaliśmy, aby "nasze" gminy tym razem podpisały umowy z przyjaznymi schroniskami. Doskonale jeszcze pamiętam telefon od Pani Urzędniczki, który brzmiał: "Pani Magdo, daliśmy w styczniu 8 psów do schroniska, a oni już wyadoptowali 5 z nich! Nie wiedziała, że tak szybko można. Miała Pani rację" (telefon był w marcu), wcześniej z kotlisk do adopcji wychodziły psy tylko za sprawą funpage facebookowych i upartości osób je prowadzących. Nie było mowy o zaangażowaniu schronu! Więc psy siedziały tam latami.
Wszystko zaczynało się doskonale układać, aż do pamiętnego 2022r., kiedy śmierć zabrała dwie osoby, bez których FOPZ przestał być taki sam.
Słońce przestało świecić, a świat zawalił się dla mnie. Nie będę tu wspominać o ludziach, oni mają specjalne miejsce w moim sercu. Wiem też, że publiczne wystąpienia czy przemowy były sprzeczne z ich ideami, więc na pewno nie chcieliby pojawiać się w sferze publicznej.
Wraz z nimi straciłam tymczas, a moi podopieczni dach nad głowami. Szczęściem byli wtedy cudowni ludzie, którzy bez wachania pośpieszyli mi z pomocą. Przyjęli psy bez zobowiązań. Koty udało się wyadoptować, a działalność charytatywna została ograniczona do całkowitego minimum. Wtedy myślałam tylko o posklejaniu swojego życia. Dni mijały, a znalezienie mieszkania do wynajęcia z 30 kg psem na głowie było niesamowitym wyzwaniem. Codzienne telefony i odbijanie się od ściany!
Ale wiecie co, NIGDY nawet przez sekundę nie przeszło mi przez głowę oddanie psa! Wiem, że są tacy, którzy by się nie zawahali. Więc trwaliśmy dzień za dniem i czekaliśmy na cud.
Cud, który przyszedł za 5 dwunasta. Znalazłam mieszkanie na wsi, z kawałkiem ogrodu i nie uwierzycie z lasem za płotem. Bajka! Aczkolwiek jedna rzecz została z tyłu głowy fundacja. Byłam prawie gotowa do zakończenia działań i skupieniu się wreszcie nad poskładaniem swojego życia. Zapisałam się na szkolenie z behawioryzmu zwierzęcego (moje wiecznie przekładane marzenie).
Życie jednak zadecydowało za mnie! Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Pani Agata, która łamiącym się głosem oznajmiła, że rozwiązuje dom tymczasowy. Zwierzęta nie mają co jeść, a wcześniejsze zapewnienia o utrzymaniu (przez osoby, które tymczasowały tam psy) skończyły się na obietnicach. W większości przypadków.
Znałam Panią Agatę i doskonale wiedziałam, że rozwiązanie domu tymczasowego będzie dla niej bolesnym ciosem. Postanowiłam podjąć rękawice i wznowić działania dla nich. Zorganizowałam zbiórkę dla psów Pani Agaty.
Równolegle na mojej konwersacji messengerowej (szkoleniowej) pojawiła się prośba o pomoc dla suczki wyrwanej z mordowni, która uciekła z hoteliku. Sytuacja działa się jakieś 130 km od miejsca mojego obecnego zamieszkania. Cóż, nie wahałam się, skontaktowałam się z opiekunką Julci. Wydrukowałam plakaty, rozwiesiliśmy je w okolicy, powiadomiliśmy wszystkie instytucje i wytłumaczyłam, jak ważnym jest rejestracja chipa.
Kilka dni zajęło, zanim udało nam się zlokalizować suczkę. Była jednak zupełnie nie uchwytna, a moje możliwości hyclowania są zerowe. Pani Gosia postanowiła słusznie zatrudnić najlepszego odławiacza w naszym kraju. Udało się i Julcia wróciła do hoteliku zaopatrzona tym razem w szelki antyucieczkowe i nadajnik GPS.
Ja zyskałam kolejny powód do niezamykania FOPZ-u. Pani Gosia wyciąga psy ze schronisk o delikatnie pisząc miernych opiniach. Od zdania do zdania okazało się, że nadajemy na podobnych falach. Postanowiłam kolejny raz spróbować i zaczełam szukać domów tymczasowych (byłam prawie pewna, że operacja nie ma szans powodzenia). Znależć DT dla psa bez opisu, z małą wiedzą na jego temat, bez zdjęć w poście.
Ale los chciał inaczej, kolejny cud. Zadzwonił do mnie Pan, który już ma od nas psa, Pan któremu trzy inne fundacje odmówiły adopcji. Wtedy bardzo się tym zdziwiłam, ale coż ja mogę za innych. Pani Magdo po rozmowach z moją Partnerką zdecydowaliśmy wziąć psiaka na tymczas!
Kochani, ale to nie wszystko, drugi dom się zgłosił - zupełnie obcy z chęcią pomocy. Więc wyjełam z Panią Gosią dwa psy. ;)
Po drodze "obsługiwaliśmy" psią rodzinę z pod żywca i tam również moja pomoc zaowocowała poznaniem Pani Żanety, która tymczasowuje szczeniaki. Wow kolejne DT!
Maluchy szybko znalazły domki, a mama czym prędzej została poddana zabiegowi kastracji.
Pani Żanetka natomiast zaproponowała wzięcie kolejnej psiej ekipy, więc uruchomienie Pani Gosi (schron) było dla mnie czystą przyjemnością. Były tam dwa maluchy otrzebujące pomocy.
Miodek i Karmel, wyjechały i zrządzenie losu chciało, że pomimo restrykcyjnej Właścicielki (tu gdzie wynajmuje obecnie) wpadły w moje ręce. Znowu stanęłam między wyborem, albo ja, albo powrót do schronu. Trudno jakoś je schowam - pomyślałam.
Schowałam i znalazłam im domy, jedne został ze mną (to czwarty cud!)
Dalej było tylko weselej, stada kotów wolnobytujących do kastracji i wykarmienia. Pani Ania z Tucholi z prośbą o pomoc z zakupem karmy! Dwie dziewczyny zaangażowane w pomaganie, które chcą poszerzyć swoje możliwości. Dwie Panie Doroty jedna jest moim tymczasem, a druga prywatną aktywistką, która "trzęsie wsią" i kastruje wszystko.
Najfajniej słyszeć to szczere dziękuje od nich wszystkich. Uwierzycie, że oni mi dziękują, myśląc, że to wszystko jest moją zasługą, a ja tylko powiedziałam, że spróbuje pomóc.
Dzisiaj mogę Wam z czystym sumieniem powiedzieć, że nie da się przestać pomagać! Zbiórkę - po namowach - otwieram na Ośrodek dla psów trudnych. Tych, które gniją w boksach niezauważalne i bez nadziei. "Agresywne" czekające na eutanazję. Bez szans na opuszczenie schroniskowych boksów. One w Polsce nie mają swojego miejsca.
Fundacja Ochotniczy Patrol Zwierzęcy. Ratujemy niemedialne wyrzutki. Zwierzęta, które nierzadko są pomijane przez wszystkich.
Skontaktuj się: +48 888 616 344 bądź fundacjaopz@gmail.com
Więcej informacji znajdziesz na: www.ochotniczypatrolzwierzecy.org.pl
Ładuję...