Laos, kociak który jest kwintesencją tego czym jest pseudohodowla, błaga o szansę na życie

Zbiórka zakończona
Wsparło 89 osób
2 355 zł (149,05%)
Adopcje

Rozpoczęcie: 19 Grudnia 2020

Zakończenie: 24 Grudnia 2020

Godzina: 01:00

Dziękujemy za Twoje wsparcie – bez Ciebie nie udałoby się zebrać potrzebnej kwoty.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Spójrzcie nam mnie. No kupilibyście za blisko dwa tysiące złotych takiego kotka? No nie kupilibyście. Za parę stówek też nie. Widać, że jestem chory, oczka i nosek mam zalane ropą, oddycham przez pyszczek, mam problem z otworzeniem oczek, bo są całe zaklejone. Tam, gdzie się urodziłem, nikt mnie nie leczył, nie udałem się i tyle. Miałem sobie powoli umierać i nie narażać nikogo na zbędne koszty. Niby od samego glutka w nosie się nie umiera, ale uwierzcie mi, że my, kotki możemy od kataru umrzeć.

Nie czujemy zapachu jedzonka, to nie jemy, nie jemy, to nie mamy siły walczyć z chorobą, w końcu ropa zalewa nam nie tylko noski i oczka, ale też oskrzela i płuca i zwyczajnie się dusimy. Miałem się w kąciku po cichu udusić, a moja śmierć byłaby niekomfortowa dla pana pseudohodowcy, ale nie na tyle ważna, żeby cokolwiek zrobić, żebym mógł przeżyć. Stał się cud i dobrzy ludzie nas z tego miejsca zabrali a ciocie i wujkowie mogli zacząć walczyć o moje życie i zdrowie. Nie jest łatwo, chorowałem zbyt długo i, mimo że leki powinny działać, działają bardzo powoli.

Co kilka godzin ciocia czyści mi nosek, uczymy się kichać, dostaję witaminki, kropelki do oczek, leki i jedzonko. Tak chwilkę po czyszczeniu noska coś czuję i rzucam się wtedy na miseczkę, szybko pochłaniam jedzonko, bo po chwili znowu nie czuję nic… Podobno ja się kilka tygodni będę leczył, bo musimy się pozbyć wszystkiego co mi się nazbierało w nosku i tam wyżej też. Muszę też pójść za chwilę na wizytę do lekarza od kociej skóry, bo mam z nią jakieś problemy. Ciocie się mną zajmą, będą wstawały w nocy, żeby mi ten nosek czyścić, żeby dać mi jeść, ale ciocie nie mają tyle pieniążków żeby mi kupić wszystkie leki i witaminki których potrzebuję, żeby zapłacić za moje badania i wizyty u lekarzy i za puszeczki, które pomogą mi szybko nabrać sił. Ja wiem, że miałem być przynoszącym zysk towarem a stałem się skarbonką, ale ja Was pięknie proszę, pomóżcie ciociom mnie uratować, ja bym bardzo chciał żyć…

Nazwaliśmy go Laos. Tak wygląda kociak, który się w pseudohodowli popsuł a jego leczenie się ani finansowo, ani czasowo nikomu nie opłacało. Katar w sumie u każdego da się leczyć, ale trzeba o pacjenta dbać, korzystać z pomocy weterynarza i zwyczajnie chcieć pomóc. Laos miał być towarem, a jak się zrobił niepełnowartościowy i kłopotliwy miał po cichu umierać i nie sprawiać kłopotu. A kociak, o dziwo, ludzi kocha… Mruczy, wdzięczy się, jak zaczęły działać leki, potrafi zachęcić nas do zabawy, nie ma jeszcze siły, żeby ganiać z innymi kotkami, ale jak się naje i wyśpi chętnie paca łapciami szeleszczącą myszkę. I pakuje się do łóżka, żeby pomruczeć przy głowie, albo poskubać rękę…

Nigdy nie zrozumiemy jak bez prób leczenia można jakiekolwiek życie ot tak spisać na straty… Laos potrzebuje kilku antybiotyków, mnóstwa suplementów, specjalnej karmy, tony gazików i hektolitrów soli fizjologicznej, musi się regularnie pokazywać w lecznicy. Musimy też koniecznie umówić do na wizytę do dermatologa, bo nie podobają nam się swędzące place na jego szyj. My możemy wstawać do niego kilka razy w nocy, czyścić mu nosek i oczka, podstawiać jedzenie, ale zwyczajnie nie mamy jak zapłacić za jego leki, suplementy i wizyty u weterynarzy.

Musimy opłacić jego testy na choroby zakaźne i badanie glutków. Błagamy Was, pomóżcie nam uratować życie i zdrowie Laoska…

Pomogli

Ładuję...

Organizator
6 aktualnych zbiórek
928 zakończonych zbiórek
Wsparło 89 osób
2 355 zł (149,05%)
Adopcje