Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wpłaty. Dzięki Wam udało się wyleczyć albo podleczyć 9 kotów. Jednym wystarczyło podawać antybiotyk w karmie, inne trzeba było odłowić i przeleczyć czy to w domu tymczasowym czy w lecznicy. Dzięujemy w imieniu kociastych.
Kotami z Gdańskiej Stoczni Remontowej zajęłam się co najmniej 7 lat temu. Wtedy nie należałam jeszcze do żadnej Fundacji, wszystko robiłam z własnej inicjatywy i na własny koszt, co zresztą nie zmieniło się za bardzo, bo w kasie fundacyjnej najczęściej są pustki. Zmieniły się jednak moje możliwości finansowe i obecnie nie mogę liczyć na to, że dam radę opłacić wszystko z własnych pieniędzy.
Początkowo sądziłam, że kotów nie ma dużo, bo zgłoszono mi problem tylko z jednym stadem i wszyscy twierdzili, że kotów więcej nie ma, a władze Stoczni w ogóle nie zauważały problemu kotów. Wtedy często wchodziłam do Stoczni nielegalnie. Obecnie, mam przepustkę i mogę wchodzić o każdej porze dnia i nocy.
Znam prawie wszystkie koty w Stoczni, chociaż muszę przyznać, że skład odrobinę się zmienia, niektóre umierają, znajdują się nowe, raczej podrzucane, bo jest to dzielnica przemysłowa, a więc nie ma w pobliżu domów mieszkalnych. Sama GSR to wielki obszar, jakby małe miasteczko, uliczki mają tu nazwy, budynki numery, są klomby i pomniki. Teraz prawie wszystkie koty są wysterylizowane, mają postawione ocieplane domki; takie, które zapewniają ochronę przed zimnem, mają też postawione karmniki, które chronią karmę przed deszczem i mewami.
Mam kontakt z karmicielami, pomagam im poprzez zakup karmy dla kotów, sama karmię w weekendy, gdy większość karmicieli nie pracuje oraz w okresie urlopów poszczególnych karmicieli. Niektóre koty pamiętam z czasów, gdy były jeszcze kociakami, inne w pełni sił, teraz powoli się starzeją, niektóre chorują, inne cicho umierają.
To prawdziwy dramat, gdy widzę znane mi od lat koty, które zaczynają chorować, widzę ich pogarszający się stan i nic nie mogę pomóc. Większość tych kotów jest dzika, można byłoby je leczyć w lecznicy z zakwaterowaniem w lecznicowej klatce, jednak Fundacja nie może podejmować się takiego leczenia, kiedy nie wie, czy będzie dysponować odpowiednimi środkami. Nie chcę, aby kiedykolwiek było za późno… Gdybym wiedziała, że mam pieniądze, bardzo szybko mogłabym zabrać do lecznicy i wyleczyć np. koci katar, bez konieczności leczenia późniejszych powikłań i zaciągania długów.
Te koty nie proszą o pomoc, one zaszywają się w jakimś schowku i tam samotnie cierpią, inne schodzą pod ziemię, gdzie przebiegają rury ciepłownicze i tam umierają w brudzie, ciemności i samotności. Chcę im pomóc tak bardzo, że czasem brak mi łez… Dlatego bardzo proszę o pomoc w zebraniu środków na leczenie stoczniowych kotów, abyśmy mogli podjąć leczenie doraźne od razu, bez zastanawiania się nad możliwościami.
Ładuję...