Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Jestem Juka, około 3-letnia, średniej wielkości sunią, która żyła w jednej z zachodniopomorskich wsi. Żyła, to za dużo powiedziane. Egzystowałam. Stałam na łańcuchu, przy stodole, na posesji swojego wspaniałego opiekuna. Za schronienie służyła mi plastykowa, wkopana w ziemię beczka.
Typowa polska wieś. Stodoła, kury, kaczki, wychodzące koty i wychudzony pies na łańcuchu. Zrywałam się i biegałam po wsi wraz z innymi psami. Z głodu polowałam na ptaki, wałęsałam się między autami. W całym swoim krótkim życiu rodziłam już trzy razy. Trzy razy w trzy lata. Mimo licznych zawiadomień i interwencji policji oraz fundacji rzekomo ratujących zwierzęta nie było podobno podstaw do mojego odbioru, ponieważ mój właściciel obiecywał wciąż poprawę moich warunków. Powtarzał, że nikt nie dba tak o zwierzęta, jak polski rolnik. Uważano, że warunki, które miałam, są odpowiednie. A wystarczyło tylko tak naprawdę chcieć mi pomóc. Mój właściciel oddał mnie bowiem całkowicie dobrowolnie Cioci Karolinie.
Tak też, wychudzona, z żebrami na wierzchu, z zapaleniem uszu, zapchlona, ze startymi niemalże do zera od gryzienia łańcucha zębami, z wyciągniętą listwą mleczną - opuściłam miejsce mojej gehenny.
Zostałam całkiem niedawno wykastrowana aborcyjnie. Nosiłam w sobie miot dziesięciu szczeniąt. Ważę około 25 kg. Jestem bardzo ciekawa świata, mimo że potrzebuję trochę czasu, by zaufać. Nie wykazuję żadnych problemów behawioralnych, prócz ogromnego lęku separacyjnego objawiającego się niszczeniem wszystkiego, piszczeniem i wyciem.
W ostatnich badaniach wykryto u mnie parwowirozę. Rachunek za moje leczenie to ponad 1200 zł. Jeżeli chcesz mnie wesprzeć grosikiem w kosztach weterynaryjnych, możesz zrobić to tutaj.
Ładuję...