Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Maja po zabiegach dochodzi do siebie.
Dziękujemy za Wasze wsparcie i serce. Dzieki Wam możemy pomagać!
Cześć, jestem Maja i bardzo chciałabym prosić Was o pomoc. Wciąż jestem w ogromnym szoku, wciąż bardzo się boję. Czuję się bardzo niepewnie, ale pierwszy raz w swoim życiu jestem bezpieczna. Dlatego odważę się prosić Was o ratunek. Opowiem Wam moją krótką historię.
Jak przez mgłę pamiętam swoją mamę. Kiedyś byłam beztroskim szczeniakiem, miałam rodzeństwo, z którym się bawiłam. Zaczynałam dorastać i nadszedł dzień, w którym mogłam iść do swojego domku, gdzie miałam mieć cudowne życie u boku człowieka. Czasem to wszystko wydaje mi się tylko snem, majakiem. Ostatnie kilka lat jest zamazane, ciągnęły się w nieskończoność.
Zamiast do cudownego domu, trafiłam do dziwnego miejsca, w którym było bardzo wiele smutnych piesków. Dość szybko przyszło mi zrozumieć, że lepiej nigdy nie będzie, a wszystko, co nastąpiło potem, zlewa mi się w jeden bezsensowny krąg cierpienia. Mieszkałam w klatce, czasem sama, czasem z innymi koleżankami niedoli. Czasem chodziłam na spotkania z kolegami - tak bardzo nie chciałam się bawić w ten sposób co oni, nie miałam jednak gdzie uciec. Takie spotkania na szczęście nie trwały długo i zawsze potem wracałam do swojej klatki. Spędzałam w niej każdą godzinę, każdego dnia, na próżno wypatrując dobrego człowieka, którego kiedyś znałam. Potem rósł mi brzuszek, rodziłam dzieci. To było cudowne, moje maleństwa, które tak bardzo mnie potrzebowały i kochały i ja je kochałam. Patrzyłam, jak dorastają, zaczynają same jeść, zaczynają się razem bawić. Najgorsze były pierwsze trzy rozłąki - odebrano je mi, jak tylko zaczynały same jeść. Potem jeszcze marzyłam, aby zawsze jadły tylko moje mleczko, by mogły ze mną zostać.
Zawsze jednak były odbierane, a ja zostawałam sama. Historia powtarzała się tak długo, aż straciłam całą nadzieję. Myślałam, że już nie może być gorzej, chciałam umrzeć. To jednak nie był koniec. Zachorowałam. Zaczęła mnie boleć cała dolna część brzuszka, czułam się tak, jakbym miała urodzić kolejne dzieci, ale ten ból się nie kończył. Towarzyszył mi cały czas. Byłam pewna, że w końcu idzie po mnie śmierć. Wtedy zabrali mnie do lekarza. Słyszałam, jak lekarz mówi, że wypadła mi macica, że powinnam zostać wysterylizowana. Nie będę mogła mieć więcej dzieci... Człowiek, który mnie przywiózł, strasznie się zezłościł, długo rozmawiali i w końcu dostałam zastrzyk. Gdy się obudziłam, znów byłam w mojej klatce, znów wróciłam do "kręgu życia". Czułam, że to może być mój ostatni raz.
Dziś Maja jest już bezpieczna. Została oddana zaraz po tym, gdy macica została wepchnięta z powrotem na miejsce i założono szwy. Jedyna nadzieja na kolejny miot okazała się płonna, gdyż z dróg rodnych zaczęła sączyć się krew z ropą. Coraz więcej i więcej. To dopiero początek jej drogi do szczęśliwego życia, jej powrotu do zdrowia. Podejrzewamy, że Maja ma także dysplazję, co będzie wymagało badań i być może kolejnych operacji.
Była traktowana jak towar, który można zużyć, aż wyczerpie się do ostatniego tchnienia. Nie czekaliśmy. Musieliśmy działać, nie zważając na środki na koncie, działając na kredyt. Nie ma jednak nic cenniejszego niż życie. Życie, któremu trzeba przywrócić także wiarę. Maja jest już po operacji, a my musimy prosić Was o wsparcie. Pomożecie? Wpłacicie choćby 5 zł?
Ładuję...