Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Szanowni Państwo,
Oto Malinka i Miłka. Są! Przyjechaly do Benkowa!
To dzięki Waszej pomocy udało się zebrać całą kwotę potrzebną do spłaty i przewiezienia koni do naszego ośrodka. Dziękujemy!
Dziewczyny dotarły do nas dziś w nocy, pierwszy film, chwilę po rozładunku.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że kolejne konie otrzymały od Was życie. Takich koni, które mają wyrok śmierci, są w Polsce dziesiątki tysięcy. Nie uratujemy wszystkich. Nie mamy ani możliwości, ani miejsca, ani środków, by to zrobić. Ale cieszy nas niezmiernie każdy. Bo dla tego jednego to życie ma najwyższą wartość.
Jeszcze raz dziękujemy za pomoc.
Więcej https://fundacjabenek.pl/malinkamilka/
Jestem Malinka. A to moja mama - Miłka. Całkiem niedawno przyszłam na ten świat. Przedtem żyłam sobie spokojnie w brzuchu mojej mamy. Mama opowiadała mi piękne historie o wielkich zielonych pastwiskach, o szumie wiatru w rozwianej grzywie, o wolności, o galopie przed siebie w stadzie naszych braci i sióstr. W brzuchu mamy było mi dobrze, ciepło, wygodnie i bezpiecznie, ale te opowieści coraz silniej wzywały mnie, żeby wyjść z tego bezpiecznego schronienia na wielki, piękny, wspaniały świat.
W końcu pewnego dnia zrobiło mi się bardzo ciasno i po chwili opuściłam brzuch mamy i znalazłam się na zewnątrz. Niecierpliwie, szybko wstałam na nóżki, żeby pogalopować w ten piękny świat. Ale co to? Nie było tu słońca. Nie było pastwisk, wiatru ani wolności. Było ciemno. Przez małe okienko sączyła się odrobina światła. Gdzie jesteśmy, mamusiu? – spytałam, ale mama nie umiała mi odpowiedzieć.
Co jakiś czas przychodzi człowiek. Boję się go. Moja mama też się go boi. Człowiek ma w ręce kij. Kiedy przychodzi, mama wciska mnie w kąt i zasłania swoim ciałem.
Moja mama jest taka piękna. Ma długą, brązową grzywę i cudownie miękkie chrapy. Pachnie mlekiem i miłością. Kiedy dorosnę, chcę być taka jak ona. A wtedy razem pogalopujemy przed siebie po wielkich zielonych pastwiskach.
Malinka ma swoje źrebięce marzenia. Z ufnością patrzy na swoją ukochaną mamę a z lękiem na mnie i na człowieka z kijem w dłoni. Nie wie, że stąd nie ma już drogi na zielone pastwiska, gdzie wiatr rozwiewa grzywy. Nie wie, że jedyna droga stąd prowadzi w jeszcze straszniejsze miejsce, gdzie takie maleństwa jak ona i takie mamy jak Miłka czeka nóż rzeźnika. Która zostanie zabita pierwsza? Czy Malinka będzie w przerażeniu patrzyła, jak, wyrywając się i rżąc, umiera jej mama? Czy może Miłka będzie się szarpać na linie, daremnie próbując ocalić swoje ukochane dziecko?
Stąd nie ma innej drogi. Chyba że zdarzy się cud. Tylko czy cuda się zdarzają? Nie wiem. Ale wiem, że możemy sprawić, by cud wydarzył się dla Malinki i jej mamy. Możemy wyrwać je przeznaczeniu, na które skazał je człowiek.
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że do handlarza skupującego konie rzeźne trafiła klacz z maleńkim źrebaczkiem. I chyba nie chcę tego wiedzieć. Chciałabym tylko wiedzieć, że Malinka nie skończy swojego krótkiego, spędzonego w cuchnącej oborze, życia pod rzeźnickim nożem. Chciałabym wiedzieć, że zobaczy kiedyś wielkie, zielone pastwisko, poczuje wiatr w grzywie i u boku swojej mamy pogalopuje w dal. Że wydarzy się cud.
Cud kosztuje 16.800 złotych. Za tą kwotę możemy wykupić Malinkę i jej mamę Miłkę i przewieźć je do naszego ośrodka.
Niestety nie udało się ich spłacić w terminie. Dzięki Wam, wpłaciliśmy już zebraną sumę i dostaliśmy czas do 2 listopada. Wtedy mamy przyjechać z pozostałą kwotą. Bez pieniędzy mamy się nie pokazywać
Pomóż, proszę! Dowolną, nawet najmniejszą kwotą. Jeśli nie możesz, udostępnij tę prośbę. Będziemy walczyć o każdy grosz. Dla Malinki i Miłki.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, wizytę kowala i lekarza weterynarii oraz utrzymanie przez 3 miesiące.
Działamy od 11 lat. Uratowaliśmy setki zwierząt. Prowadzimy warsztaty terapii zajęciowej w 31 placówkach, a w naszym ośrodku w Szewcach również hipoterapię, onoterapię i zajęcia edukacyjne. Nie zatrudniamy żadnego pracownika, wszystkie prace wykonujemy sami, bądź dzięki wsparciu naszych cudownych wolontariuszy.
Ładuję...