Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Mela - nasza piękna szylkreta przeszła szereg badań, które pozwoliły wykluczyć obecność zmiany nowotworowej zarówno w gardle jak i przewodzie słuchowym. Pobrany przy okazji posiew dał nam możliwość zastosowania celowanej antybiotykoterapii, a nie strzelanie na oślep. Niestety należy się liczyć z okresowymi nawrotami infekcjami, gdyż śluzówka w nosie była zbyt doszczętnie zniszczona by wytworzyć od nowa prawidłową barierę i teraz dużo łatwiej o kolejne zakażenia.
Po leczeniu udało się Melkę wreszcie wykastrować :)
Mela ma już dom stały! :)
„Nie mam dobrych wiadomości” - takie słowa z ust lekarza zawsze budzą lęk.. A takie właśnie usłyszałam odbierając szylkretową Melkę po rinoskopii. Wiedziałam, że coś w nosie jest na pewno - charczenie i ropna wydzielina nie biorą się znikąd. Zakładałam, że badanie wyjaśni czy to polip, czy zrosty po kocim katarze, ale diagnoza „guzowatej masy” jakoś nie przychodziła mi do głowy. To przecież młody kot! Więc jaki guz? W dodatku podczas badania endoskopowego nie udało się pobrać wycinka ze zmiany, nie wiadomo też skąd się ona wywodzi więc konieczne jest wykonanie badania tomografem, a później chirurgiczne pobranie wycinków już jako dużo poważniejsza operacja...
Jesteśmy przerażeni zapowiadającymi się wydatkami :( Wydaliśmy już tysiąc złotych, a to nawet nie połowa drogi :(
Piękna szylkretowa kotka przyjechała do nas na podleczenie kataru i kastrację. A wyszło jak zwykle... Ropny katar i zapalenie oskrzeli, które zaczęło się jako tako leczyć dopiero po 3 zmianie antybiotyku - jako tako, bo efekt jest, póki co taki sobie. Jeśli na dniach nie będzie poprawy, to będzie trzeba zrobić endoskopię i pobrać materiał na posiew, bo ileż można strzelać na oślep.
W dodatku przypętała się infekcja giargia, więc tydzień intensywnego odrobaczania, żywienie karmą gastro, probiotyki, gigantyczne sprzątanie, odkażanie pomieszczeń.
Co tu dużo pisać - koszty, koszty i jeszcze raz koszty. Wolontariuszki dają dużo od siebie. Karmią, głaszczą, jeżdżą do weterynarzy, dbają, sprzątają, piorą zasmarkane koce, myją zaglucone ściany kociarni... Za swoją pracę nie oczekują wynagrodzenia, ale nie jest łatwo dodatkowo dokładać do leczenia. Jak Melcia już wyzdrowieje, będziemy musiały pokryć również koszty jej kastracji.
Ładuję...