Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Z ogromnym żalem informujemy, że ziemska wędrówka naszego Misia zakończyła się :( Miś odszedł od nas po długiej chorobie, dziś jest już w lepszym świecie i gdzieś tam na niebie świeci jego gwiazda.
Dziękujemy wszystkim, którzy wsparli Misia i tym samym sprawili, że ostatnie miesiące jego życia były pełne ciepła i miłości.
Przyjmując Miśka pod opiekę fundacji wiedzieliśmy, że będzie wymagał stałej opieki lekarza. Ale jest gorzej niż myśleliśmy.
Misio kilka dni temu znowu trafił na nocy dyżur do całodobowej lecznicy. Dzień później spowrotem do kociego szpitala. Za samą wizytę dyżurową zapłaciliśmy prawie 300zł.
Koszty rosną w takim tempie, że bez waszej pomocy naprawdę nie damy rady.
Misio niestety w domu spędził nie cale 2 dni. Po tym czasie znowu trafił do kociego szpitala z dusznością :(
W załączniku karta wizyty całego leczenia.
Stan naszego Misia ustabilizował się na tyle, że w dniu wczorajszym opuścił szpital. Misiek cały czas jest pod kontrolą lekarską, dostał pakiet zaleceń, przed nim wizyty kontrolne i kontrolne badania. Mamy jednak nadzieję, że najgorsze już za nami.
A co na to wszystko Misiek? Bardzo ucieszył się, że w końcu jest w domu, głośno mruczał i domagał się pieszczot od swojej opiekunki, mrużąc oczka z zadowolenia.
W załączniku dostępna jest cała dokumentacja szpitalna Misia; a my po raz kolejny prosimy o moc wpłat i udostępnień dla naszego staruszka.
Mamy już potwierdzenie z lecznicy, że zostały wykonane badania. Morfologia wykazała ogromny stan zapalny, zdjęcie RTG - zapalenie płuc.
Misiek wciąż walczy z dusznością, ale jego stan nieco się ustabilizował. Mamy nadzieję, że kocisko wyjdzie z tego obronną łapką, choć na chwilę obecną czeka go długi pobyt w szpitalu.
Dzisiaj stan naszego Misia nagle się pogorszył. Nagle zaczał się dusić. Został natychmiast odwieziony do kociego szpitalika. Umieszczono go pod tlenem, jak to określiła Pani Doktor jest na kocim OIOM-ie. Nic więcej nie wiemy, jeżeli duszność zmiejszy się na tyle, że da mu się zrobić badania, zostanie wykonana diagnostyka i wtedy dowiemy się więcej. Martwimy sie o niego.
Bardzo prosimy o trzymanie kciuków oraz o dalsze wsparcie finasowe.
Misiek nie wrócił już na działki. Został w fundacyjnym domu tymczasowym, w którym o dziwo radzi sobie całkiem nieźle.
Po tylu latach spędzonych na wolności jednak odnalazł się w mieszkaniu.
Jego stan zdrowia nie jest dobry. Jest pod stałą opieką lekarzy.
Dlatego przyda się każdy grosik i każdemu kto cokolwiek dorzuci do Miśkowej skarbonki serdecznie dziękujemy.
Zawsze - kiedy musimy opisać historię kota pochodzącego z działek, to serce nam pęka na pół. Bo choć wiemy, że im pomagamy, to równocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, że to jedne z bardziej skrzywdzonych zwierząt, chodzących po tym świecie.
Miśka i jego historię poznaliśmy już jakieś 8 lat temu. Bo to właśnie jedna z naszych wolontariuszek natknęła się na stadko wolnożyjących kotów na działach na terenie miasta Rzeszowa. Było ich ponad 10. Nie wiadomo ile który miał lat. Sukcesywnie wyłapywane były do kastracji. Wtedy Miśka oceniono na ok. 8 lat. Ile miał naprawdę - tego nie wie nikt. Po kastracji każdy z nich wracał w swoje miejsce bytowania - bo wtedy wydawało się wszystkim, że tak dla kotów wolnobytujących jest lepiej. Żyły, były regularnie dokarmiane.
Ale stopniowo nadchodził taki czas kiedy po kolei, każdy z tych wolnożyjących kotów potrzebował pomocy w zakresie leczenia. Miejscowe schronisko odmawiało pomocy - bo przecież kotom wolnożyjącym ona nie przysługuje...
Zatem Bambaryła trafił pod naszą opiekę. Z kreatyniną ponad 8, mocznikiem ponad 600 (to wstępne badania) przeżył jeszcze 2 lata w naszym domku tymczasowym. A pół roku po śmierci Bambaryły okazało się, że trzeba się zająć Miśkiem. Ile ma lat? On sam chyba tego nie wie. Na pewno minimum 10.
Karmicielka zabrała go z działek do kociego szpitala, bo zauważyła, że w ogóle nie staje na łapkę i nie chce jeść. Wydawałoby się, że kot wolnożyjący nie pozwoli na dotyk, wzięcie na ręce. Ale udało się. W lecznicy stwierdzony ogromny ropień na łapce. Dodatkowo wykonano mu wszystkie badania (morfologia, biochemia, testy FelV/FiV).
Jednocześnie okazało się, że tan "straszny" wolnożyjący kot wcale nie jest taki straszny. Zero agresji, zero problemów spowodowanych zamknięciem w małej klatce w lecznicy. Posiłki zjadał, leki przyjmował, i nawet na ręce dał się brać.
Obecnie opiekę nad Miśkiem przejęła Pani, która go kastrowała i przez wiele lat dokarmiała na działkach. Trafił do jej mieszkania, jest kotem niewychodzącym.
Nie jest nieszczęśliwy gdyby ktoś o to zapytał. Czuje się swobodnie, zamknięcie w mieszkaniu mu nie przeszkadza. Cały czas dostaje antybiotyk, a ponieważ spędził kilka dni w szpitalu, to koszty leczenia się powiększyły (50 zł/doba). Do tego oczywiście dochodzą koszty badań (nie tylko związanych z ropniem, ale ogólnie - bo przecież on ma minimum 10 lat).
Miśka czeka jeszcze długie leczenie. Trzeba też zrobić porządek z jego ząbkami, które nie są w idealnym stanie. Ale to nie w tej chwili. Teraz leczymy łapkę, i walczymy o wsparcie dla niego. Bo jak każdy kot, niezależnie czy domowy, czy działkowy na to zasługuje.
Ładuję...