Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Takie zakończenia wywołują łzy radości!
Człowiek, który w swym sercu i domu miał miejsce dla Misi cierpliwie czekał na jej powrót do zdrowia. Kotka odzyskała siły i dziś jest już szczęśliwa w nowym domu z człowiekiem, który tak bardzo ją pokochał :)
Za zebrane środki opłaciliśmy część kosztów diagnostyki i leczenia.
Dziękujemy!
Historia, która z pozoru zaczyna się niewinnie. Wieś niedaleko Rzeszowa. Spotykają się dwie przyjaciółki. Jest dość przyjemny wieczór, postanawiają więc wybrać się na spacer, zaczerpnąć świeżego powietrza i poplotkować. Idą drogą, która prowadzi przez wieś. Po jednej stronie dom za domem, po drugiej taki niewielki zagajnik. Nagle z zagajnika słychać cichuteńkie „miauuu”. Kobiety zatrzymują się, rozglądają. Po chwili z tego małego lasku wychodzi kotka.
Miauczy, mruczy, łasi się. Kobiety interesują się nią przez chwilę, głaskają po kocim łebku, po czym odchodzą z pełnym przekonaniem, że kotka na pewno mieszka w którymś z domów po drugiej stronie ulicy. W końcu to przecież wieś, widok spacerującego wieczorem kota nikogo tu nie dziwi. Idą kolejnych kilka kroków i znów słyszą cichutkie „miauuu”. Odwracają się i w tym momencie orientują się, że kotka cały czas idzie za nimi. Nadal przekonane, że kotka mieszka w tej okolicy próbują ją zniechęcić do dalszego spacerowania, odgonić w stronę domów; ale kotka uparcie kroczy za nimi, podbiegając co rusz w ich stronę, tak jakby bała się zgubić je wzrokiem. Pokonują dystans około 1,5 km i docierają w końcu do domu jednej z nich. Kicia cały czas idzie za nimi i zostaje na tarasie pod domem jednej z przyjaciółek.
Kobiecie robi się żal kociej istoty. Wynosi z domu coś do jedzenia i kładzie na tarasie ciepły koc. Nazajutrz kotka nadal siedzi na tarasie i ani myśli się stąd ruszyć. Znów dostaje coś pysznego do jedzenia, łasi się, mruczy i błagalnym spojrzeniem prosi o pomoc. Kobieta robi kici zdjęcia i zamieszcza ogłoszenia z nadzieją, że jednak ktoś gdzieś jej szuka, czeka i tęskni. Ponieważ nie może zabrać kotki do domu, robi dla niej ciepłą budę, daje więcej ciepłych kocy. Stawia miskę z jedzeniem i ze świeżą wodą i budę na tarasie przed domem. Mijają kolejne dni, ale o kotkę nikt nie pyta… Kobieta zaczyna rozumieć, że nikt jej nie szuka. Postanawia więc znaleźć dla niej dom, bo przecież kotka nie może całe życie mieszkać w budzie na tarasie. Zanim jednak ogłasza kotkę zabiera ją do weterynarza. Kotka zostaje odrobaczona i przetestowana pod kątem kociej białaczki (test negatywny). Wszystko zostaje odnotowane w książeczce zdrowia. Kobieta daje jej też imię – od teraz to Misia. Potem jeszcze kilka ładnych zdjęć i w Internecie pojawia się ogłoszenie – kotka Misia szuka nowego domu.
Niestety mija czas, a telefon wciąż milczy. Dni robią się coraz krótsze, noce coraz chłodniejsze, a Misia nadal mieszka w budzie na tarasie. Zdesperowana kobieta nie wie co robić dalej, szuka organizacji w okolicy i tym sposobem wykręca numer do Fundacji Felineus.
Nasza wolontariuszka zgadza się przyjąć Misię pod swój dach, do domu tymczasowego. Początki nie są łatwe, bo Misia to typowa kocia indywidualistka. Kiedy tylko w zasięgu jej wzroku pojawia się człowiek chciałaby mieć go na wyłączność i nie lubi kociej konkurencji, która też pragnie dotyku ludzkiej dłoni. Na szczęście po kilku dniach udaje się poukładać kocio-kocie i kocio-ludzkie stosunki w domu tymczasowym.
Nie ogłaszamy jednak od razu Misi do adopcji, bo okazuje się, że ta młoda, ale dorosła już koteczka nie jest wykastrowana ani zaszczepiona. W pierwszej kolejności Misia jedzie na kastrację. Kilka tygodni później, gdy dochodzi już do siebie po zabiegu, szczepimy ją. Dopiero po takim „pakiecie startowym” robimy Misi kolejne, jeszcze piękniejsze zdjęcia i ogłaszamy do adopcji. Dzwoni też telefon. Ktoś w swoim domu i sercu ma miejsce właśnie dla niej. Cieszymy się ogromnie, a na Misię w jej przyszłym domu, tym domu na zawsze już czeka drapak, mięciutkie posłanie, kuweta, zabawki i kocie smakołyki.
Ostatnia noc Misi w domu tymczasowym, a raczej noc, która miała być tą ostatnią… Misia źle się czuje, wymiotuje i ma biegunkę. Do rana jest tylko gorzej. Telefony między wolontariuszami rozdzwaniają się, umawiamy wizytę, organizujemy transport do lecznicy. Lekarz bez zastanowienia podejmuje decyzję o przyjęciu kotki do szpitala. Marzenie o ciepłym domu, kochającym sercu, znów rozpłynęło się jak we mgle…
Lekarze wykonują Misi cały szereg badań. Wyniki pierwszych testów nie są złe, lecz wysoki poziom hemoglobiny w morfologii jest nieco niepokojący. Lekarze szukają dalej – wykonują test na zapalenie trzustki, ale jego wynik jest negatywny. Na resztę wyników czekamy do kolejnego dnia (badania zostają wysłane do zewnętrznego laboratorium). Szczegółowy panel badań pokazuje w końcu istotę problemu. Trzustka jest jednak podrażniona, a w organizmie kotki utrzymuje się lekki stan zapalny. Misia dostaje leki i antybiotyki, a także nawadniające kroplówki. Konieczne jest także wdrożenie odpowiedniej diety.
Co będzie dalej? Ile potrwa leczenie? Czy marzenie Misi o kochającym domu, będzie mogło się jeszcze kiedykolwiek spełnić? Chcielibyśmy powiedzieć wam, że tak właśnie będzie, że Misia szybko wyzdrowieje i pojedzie do nowego domu. Chcielibyśmy, żeby tak było, lecz nie wiemy co dalej przyniesie los… Wiemy jednak, że tu i teraz Misia bardzo potrzebuje waszej pomocy. Nie tylko ciepłych słów i mocno zaciśniętych kciuków, lecz także każdej złotówki, która pozwoli opłacić diagnostykę i leczenie. To w jej imieniu prosimy dziś o pomoc.
Ładuję...