Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Monia pomyślnie przeszła zabieg i rekonwalescencję.
W jej imieniu dziękujemy za każdy podarowany grosik.
Ta czarna kotka o hipnotyzującym spojrzeniu, która widzisz na zdjęciu, ma na imię Monia… Monia, tak teraz na nią wołają, bo jeszcze kilka lat temu nie miała nic, nawet własnego imienia. Jaka jest jej historia? Dlaczego dziś Monia, prosi Ciebie o pomoc? Usiądź wygodnie i posłuchaj…
Pewnego dnia na tyłach jednego z hipermarketów pracownik zauważył biegającego czarnego kota. Kot, a właściwie kotka, krążyła w okolicy hipermarketu także w kolejnych dniach. W końcu pracownicy odkryli, że na terenie hipermarketu kocica powiła malutkie kociaki. Wspólnie w kilka osób postanowili, więc w miarę możliwości pomóc kotce i kociakom. Maluchy udało się oswoić, a kiedy podrosły, znalazły domy. Kotka była jednak bardzo dzika i nieufna. Jedna z pracownic pożyczyła więc klatkę – pułapkę, kotka zostało odłowiona, wykastrowana i wypuszczona na wolność, na tyłach hipermarketu. Dostała ciepłą budę zrobioną ze styropianowych kartonów, by mogła się w niej ogrzać w zimie, codziennie też była dokarmiana. Wszyscy wołali na nią Monia, od imienia pracownicy, która bardzo zaangażowała się wtedy w akcję kociej pomocy.
Tak mijały kolejne lata. Monia cały czas trzymała się swojego miejsca i po nocnych łowach i popołudniowych harcach zawsze wracała na tyły hipermarketu. Z czasem stawała się też coraz bardziej ufna w stosunku do ludzi, którzy codziennie ją karmili. Dystans między kotką a człowiekiem stawał się coraz mniejszy, aż pewnego dnia Monia pozwoliła na dotyk ludzkiej ręki. Dotyk miły i delikatny, który wywoływał falę głośnego mruczenia. Tego roku pierwsze chłodne poranki i wieczory Monia zaczęła spędzać, już nie jak wcześniej, w swojej budce, lecz w stróżówce u boku pracownika, który tak bardzo polubił się z kotką, że pozwalał jej ogrzać się w ciepłym pomieszczeniu. Ten człowiek właśnie jako pierwszy zauważy, że z Monią dzieje się coś złego…
Pewnego dnia, gdy kotka stanęła na progu, pracownik dostrzegł ślady krwi. Zauważył, że kotka ma brzydką ranę na brzuszku. Ponieważ pracownica, która także opiekowała się kotką, była akurat na urlopie, a Pan nie mógł do wieczora opuścić miejsca pracy, zadzwonił do zaprzyjaźnionej wolontariuszki Fundacji Felineus z prośbą o pomoc w transporcie kici do lecznicy.
Wolontariuszka podjechała i zabrała Monię do weterynarza. Słowa, które usłyszała z ust pani doktor, nie brzmiały jak dobra wróżba. U kotki stwierdzono liczne guzy listwy mlecznej i to właśnie jeden z guzów pękł, tworząc brzydką ranę na brzuchu w okolicy sutka. Jedynym ratunkiem dla kotki była jak najszybsza operacja usunięcia listwy mlecznej.
Dalej sprawy potoczyły się już bardzo szybko. Pracownicy hipermarketu stanęli na wysokości zadania błyskawicznie rozdzielając między sobą kwestię transportu kici do lecznicy i późniejszej opieki pooperacyjnej. Nikt nie wie ile lat ma kotka Monia, lecz z pewnością nie jest już młoda. W związku z tym zabieg umówiono w całodobowej lecznicy, gdzie przed operacją wykonano jej cały pakiet badań, a po zabiegu czujnie obserwowano.
Operacja powiodła się i po kilku dniach pobytu w szpitaliku Monia mogła pojechać do domu.
Na okres rekonwalescencji pod swój dach Monię przyjął pan pracujący w stróżówce, ten, który tak bardzo ją ukochał. Mimo że kicia całe swoje życie prawdopodobnie spędziła żyjąc „na wolności” w mieszkaniu odnalazła się bez problemu.
Teraz czekają ją kolejne kontrole i badania, a cały sztab pracowników hipermarketu i wolontariuszy Felineusa trzyma mocno kciuki za szczęśliwe zakończenie.
Monia, kotka niczyja, a jednak tak bardzo kochana… i chyba to w tej historii wzrusza najbardziej. Dziś Ty także możesz zostać jej przyjacielem i dorzucić swoją cegiełkę do kociej skarbonki. Kotka Monia bardzo prosi o pomoc w opłaceniu kosztów zabiegu, badań i leczenia.
Ładuję...