Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Morgana i jej maluszki - Kayla i Galio przepięknie dziękują za pomoc. :)
Koteczki przypominają, że szukają domków na zawsze :)
Udało mi się znaleźć jakiś kawałek czegoś, co prawdopodobnie nawet było parę dni temu jedzeniem, kawałek chleba czymś posmarowany. Co prawda zainteresowały się nim już muchy, ale jestem tak strasznie głodna, że zjadłam go z apetytem. Teraz trochę boli mnie brzuszek, ale pewnie zaraz mi przejdzie.
Spojrzałam na moje maluszki. Obydwa przeżyły, obydwa żyją i ja dla nich muszę dać radę. Schowałam je pod krzaczkiem, więc mogę kawałek odjeść, ale boję się iść gdzieś dalej i szukać lepszego jedzenia, boję się je samiutkie zostawić. Jejku, jak ja bym się napiła takiej zimnej wody z czystej miseczki… Nie, nie mogę teraz myśleć ani o jedzonku, ani o piciu, ani o miękkim posłanku, nie mogę, bo się rozpłaczę. Za późno. Znowu tak potwornie zatęskniłam za miejscem, które było moim domem...
Dlaczego mnie już nie chcieli? Przecież wiedzieli, że zaraz urodzę kocięta, wiedzieli, że ja, domowy kotek, sobie nie poradzę. Nie, nie mogę się denerwować, bo wtedy maluszki się będą bały a one jeszcze nic nie rozumieją. Nie wiem sama jak udało mi się urodzić je w tym polu, jak udało mi się ten tydzień przeżyć. Usiadłam i zaczęłam miauczeć, sama nie wiem dlaczego, ale nie mogła tego powstrzymać, mimo że bardzo się starałam. Usłyszałam głos, głos człowieka. Kiciał, wołał mnie… To nie ludzie, których znam, ale brzmi tak miło… Odpowiedział a potem zobaczyłam panią, uśmiechała się do mnie i wyciągała rękę. Podbiegłam kawałem i teraz to już na całe gardło płakałam.
Pani mnie pogłaskała i wtedy usłyszała moje maluszki. Zabrała nas wszystkich do samochodu i pojechaliśmy. Po raz pierwszy od wielu dni poczułam się bezpieczna, na miejscu dostałam i wodę i jedzonko i posłanko. Ja wiem, że tu nie mogę zostać na zawsze, ale ciocie obiecały, że będę mogła tutaj odchować moje dzieci, że już nie będę się musiała o nie bać. Chciałam Was poprosić o pomoc, bo niedługo i ja i moje dzieci będziemy musiały iść do lekarza dla kotków po jakieś rzeczy na robaczki i na specjalne zastrzyki, żeby nie chorować no i musimy mieć badania a potem ja muszę mieć taki zabieg, żeby się już nie martwić o kolejne kocięta a to wszystko bardzo dużo kosztuje, wiem, że ciocie nie mają tyle pieniążków…
Kocią mamę znalazła nasza wolontariuszka dosłownie w szczerym polu, koło małego zagajnika. To był zupełny przypadek, że się akurat tam na chwilę zatrzymała. Nie mamy pojęcia jak Morgana, bo tak nazwaliśmy koteczkę sobie poradziła na takim odludziu. Przemiła, lgnąca do człowieka, malutka domowa kociczka… Jest tak ufna, że spokojnie patrzyła jak oglądaliśmy jej maluszki – kocurka i kociczkę – Galio i Kaylę. Kocięta są na szczęście tłuściutkie i zdrowe, mama za chuda, trochę odwodniona i potwornie głodna. Na szczęście musiała wykarmić tylko dwójkę dzieci, bo w takich warunkach z większą ilością mogłaby nie dać rady.
Musimy kocią rodzinę odpchlić, odrobaczyć ze dwa razy, za jakiś czas zaszczepić, zrobić badania na choroby zakaźne i jak odchowa maluszki to Morganę wysterylizować. Nie poradzimy sobie sami, nie mamy żadnych oszczędności, tan rok jest dla nas naprawdę koszmarny, błagamy Was o pomoc…
Ładuję...