Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Morwena i jej synek Turin przepięknie dziękują Wam za pomoc. :) Maluszek ma się dobrze, wyrasta na pięknego kocurka. Naszym i ich marzeniem jest współny dom, są bardzo ze sobą zżyte...
Bezdomne kotki nie powinny zostawać mamami, tym bardziej kiedy same są jeszcze kociętami. Wyrzucono mnie z domu, zanim skończyłam pół roku, jestem w ogóle taką dość drobną koteczką i uwierzcie mi, że jako pięciomiesięczny kociak byłam naprawdę kruszynką. Chodziłam do okolicznych domów i prosiłam o jedzenie, jeść przeważnie dostałam, ale nikomu nie spodobałam się na tyle, żeby dał mi dom. I chyba nawet nie na tyle, żeby szukał dla mnie pomocy...
W końcu odrobinę dorosłam i sama będąc jeszcze dzieckiem zaszłam w ciążę. Wiecie, ciąża, poród w krzakach, konieczność wykarmienia trójki dzieci, bardzo mnie to osłabiło i zachorowałam. Zaraziłam też moje maluszki. Leżałam chora i nie miałam siły ich nawet nakarmić, umyć im brzuszków, żeby mogły normalnie trawić.
Moje dzieci płakały, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. W końcu ludzie usłyszeli płacz kociątek i chcieli nam pomóc. Lekarze walczyli bardzo, ludzie karmili za nie moje dzieci, kiedy ja leżałam z bardzo wysoką gorączką. Pamiętam to jak przez mgłę, ale po na początku przytulała się do mnie cała trójka, a potem tylko dwójka maleństw, kolejnego dnia został już tylko on, mój synek Turin, jedyne moje dziecko, które przeżyło.
Ciocie mówią, że my wcale nie mieliśmy żadnej jakoś bardzo poważnej choroby, że gdyby pomoc przyszła wcześniej to pewnie udałoby się moje dzieci uratować, nie chorowaliśmy na żadną niesamowitą chorobę, tylko chorowaliśmy za długo. Przez chorobę straciłam mleko, mogę myć i przytulać mojego synka, ale to ciocie muszą go karmić. Turinek ma chore oczko i lekarze dla kotków nie wiedzą, czy uda się je uratować, ale to nic, najważniejsze, że żyje. Ciocie się nami zajęły, ale wiem, że nie mają pieniążków, a nas czeka jeszcze dużo leczenia. Podobno nie miałam szczęścia, że nie trafiłam na kogoś, kto by mi te kilka miesięcy temu pomógł, podobno na świecie jest bardzo dużo bardzo dobrych ludzi to może jakiś dobry człowiek przeczyta moją historię i pomoże mi uzbierać pieniążki dla mnie i dla mojego synka.
Kocia mama ma może z 8 miesięcy, jest jeszcze kociątkiem, nazwaliśmy ją Morwena, jest drobniutka i delikatna i bardzo, bardzo zakochana w ludziach. To niesamowite, ale ona naprawdę sprawia wrażenie, jakby nam była wdzięczna za pomoc, jest bardzo ufna, kiedy słyszy płacz maleńkiego Turinka sprawdza, co się dzieje. Kiedy widzi, że ludzie mają go na rękach, uspokaja się. Jak tylko spadła jej gorączka, stara się synkiem zajmować, ale choroba tak ją osłabiła, że straciła pokarm.
Dwójka pozostałych kociątek była tak wycieńczona, że ich organizmy nie podjęły walki, starliśmy się walczyć za nie, ale oba maleństwa zgasły, przeżył tylko najdrobniejszy maluszek, Turin. Turin będzie wymagał wizyt u okulisty i być może w przyszłość, jak podrośnie i nabierze sił operacji oczka. Oboje, i Morwena i Turin muszą zostać odrobaczeni, zaszczepieni, musimy przebadać je na choroby zakaźne, kocią mamę za jakiś czas wysterylizować i opłacić ich pobyt w lecznicy i opiekę weterynaryjną.
Nie mamy naprawdę ani grosza, nie mogliśmy nie pomóc, nie mogliśmy nie zawalczyć o ich życie, ale naprawdę nie mamy jak opłacić ich leczenia. Błagamy Was o pomoc dla Morweny i Turinka, kotków, które ludzie tak bardzo zawiedli…
Ładuję...