Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Mr Moo w lutym pomyślnie przeszedł zabieg elektrochemoterapii nowotworowej zmiany na nosie. Rekonwalescencja była niestety niełatwa, obrzęknięty nos bolał i sprawiał trudności z oddychaniem. Za to dziś Munio, wcale nie mniejprzystojny niż przed zabiegiem, może cieszyć się życiem. Po zmianie na nosie została jedynie niewielka blizna, co nie przeszkadza mu ani troszkę w codziennym życiu.
Dziękujemy Wam za pomoc!
Od pewnego czasu obserwowałam na nosku Mr Moo niegojącą się nadżerkę więc zdecydowałam się zabrać goo na konsultację do onkologa. Okazało się, że to typowa lokalizacja dla raka plaskonablonkowego, charakterystycznego dla przebywających na słońcu białych kotów. Diagnoza zwala z nóg. Już 18 lutego Moo będzie miał elektrochemioterapię.
Prosimy zatem o wsparcie, gdyż kot nie zachowuje się jakby stał nad grobem, a wręcz przeciwnie - ma duży apetyt na życie. Tym bardziej należy się mu pomoc. Zanim trafił do nas, znał tylko głód, chłód i walkę o każdy kolejny dzień. Teraz, gdy jego życie wygląda stabilnie, przychodzi choroba, która może mu to wszystko odebrać.
Zapowiada się długie i kosztowne lecznie kocurka, będzie wymagało regularnych wizyt u onkologa, ale tą kwestią się zajmiemy. Z powiek sen spędzają nam finase... Bez Was tego nie dźwigniemy...
Kocur jest już praktycznie zdrowy. Leczenie było dość kosztowne, a do tej pory nie udało nam się uzbierać odpowiedniej kwoty by spłacić te koszty.
Szukamy dla niego wciąż domu. To bardzo kontaktowy, fajny, śmiały kocur.
Trafił do nas jako kocur odłowiony ze stada dzikich kotów na kastrację - okazał się uroczym i bardzo proludzkim kotem z dużo większymi problemami niż te na pierwszy rzut oka.
Początkowo nawet nie był w stanie utrzymać kału i dojść do kuwety - dosłownie „kapało z niego”, a okolice ogona i nogi były brudne i odparzone. Oprócz tego miał ropny koci katar co skutkowało niechęcią do higieny - czuł się, wyglądał i pachniał fatalnie. Katar musieliśmy leczyć dwukrotnie, bo nawracał. Biegunki odeszły już w zapomnienie, ale też nie bez walki - leczyliśmy je ponad miesiąc (badanie kału, leki przeciwpasożytnicze, specjalistyczna karma).
Od samego początku dostawał krople na pasożyty skórne, bo łaziło po nim dosłownie wszystko (pchły, wszoły i kleszcze), ale od niedawna kot bardzo się wylizywał - aż do krwi. Początkowo myśleliśmy, że to alergia, ale po bliższych oględzinach okazało się ze to kolejny pasożyt, którego niestety trudno się pozbyć. Nadal walczymy, a na kocie jedne rany się goją, inne dopiero się tworzą.. No nie ma Moo szczęścia. Aż strach co nowego wyjdzie, gdy uporamy się z Chejletiellozą.
Niestety leczenie kosztuje niemało - niby „tylko” katar i biegunka, kilka razy krople na pchły i pyk... Uzbierało się prawie 900 złotych kosztów. Dodatkowo karma i żwir. Bardzo prosimy o pomoc. Moo nie wróci już w miejsce bytowania - po pierwsze, on bardzo chce mieć dom i człowieka do kochania, po drugie - stado po takim czasie już by go nie przyjęło. Oznacza to, że koszty jego utrzymania będą coraz wyższe.
Bardzo prosimy o pomoc dla Mr Moo.
Ładuję...