Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie zbiórki, ktora pozwoliła nam na ratowanie życia Rozalki.
Latem dotarło do nas zgłoszenie o kocie z wielką gulą na łapce. Dotarło do nas zgłoszenie od osoby, która szukała pomocy dzwoniąc na straż miejską.
Tradycją już stało się to, że poznańska straż miejska, zamiast działać jak należy, przekieruje zgłoszenia do naszej fundacji. Po tym jak kot im uciekł stwierdzili, że kotu nic nie jest skoro ma siłę uciekać. Kota zostawili podając numer do nas i to by było na tyle z ich interwencji. Dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy kota i zamarliśmy widząc jak wygląda jego łapa. Wielki obrzęk, ropień, guz? Kot był zbyt płochliwy by można było zaobserwować z bliska co dokładnie dzieje się z łapą. Od razu podjęliśmy decyzje o łapaniu kota. Niestety nie od razu udało się kota złapać. Udało się dziś po kilku miesiącach walki.
Jak się okazało kot był już kiedyś dwukrotnie łapany przez inne organizacje na zabieg kastracji. Znał doskonale klatkę łapkę i bał się obcych. Na widok klatki łapki uciekał od razu, nie podchodził do jedzenia i znikał na kilka dni. Pomimo prób z różnymi klatkami łapkami nie udało się. Na każdą reagował tak samo. Próby z podbierakiem i innymi przyrządami... nic. Miesiące działań nie dawały żadnego efektu poza tym, że kot stawał się coraz bardziej czujny.
Dodatkowo kotka całe dnie spędzała w kanałach pod ruinami budynku i wychodziła jedynie na wołanie swojego karmiciela. Chowała się równie szybko kiedy widziała, że karmicielowi towarzyszy ktoś obcy.
Dziś jednak coś się zmieniło. Dotarło do nas zgłoszenie zupełnie od obcej osoby, która zgłosiła kotkę do jednej z poznańskich fundacji. Na filmiku widać kotkę błąkającą się po ulicy, w miejscu misek, tam, gdzie nigdy nie była widywana bez karmiciela. Od razu jedna z nas ruszyła na miejsce. Nie mając ze sobą jednak ani podbieraka, ani transportera a jedynie saszetkę whiskasa w kieszeni nie mieliśmy nadziei, że się uda. Czasem jednak bywa tak, że przychodzi taki impuls mówiący nam, że trzeba jechać choć nie wiemy po co. To był dobry znak.
Dziś pierwszy raz udało się zastać kotkę poza kanałami. Kręciła się osłabiona już w miejscu, w którym pojawia się zwykle karmiciel. Wiedząc, że nie mamy żadnego sprzętu, a kotka i tak się go boi postanowiliśmy zaryzykować i nakarmić kotkę z nadzieją, że jeśli się naje to być może ukryje się w budce przy miskach, a nie w tych przy kanałach do których nie da się podejść. To był dobry pomysł. Kotka po najedzeniu się weszła do budki. Odczekaliśmy 10 minut, aż trochę w budce przyśnie i zakradając się po cichu udało się szybko zastawić ją tak, by zablokować kotce drogę ucieczki. Kotka była już w naszych rękach. Po chwili do jednej z nas dotarła kolejna wolontariuszka z transporterkiem. Udało się przełożyć kicię do budki i ruszyć prosto do kliniki weterynaryjnej.
Już czekając na wsparcie nasza wolontariuszka czuła z budki ogromny smród. Jednak dopiero w gabinecie weterynaryjnym poczuła ogromny smród ropy i zgnilizny. To był smród ogromny jakiego nigdy nie czuliśmy. Na samej wizycie kotce z łapki odpadł też wielki kawał skóry razem z mięsem....
Łapka kici wygląda tragicznie. Jest cała zalana ropą oraz znajdują sie na niej zmiany, które wygladają nowotworowo. Dziś na tyle ile było to możliwe oczyszczono łapkę, podano antybiotyk, leki przeciwbólowe, kroplówkę. Jutro czeka na konsultacja z chirurgiem i zapewne decyzja o amputacji oraz histopatologii. Przed tym czeka nas jednak jeszcze badanie obrazowe płuc, by wykluczyć ewentualne przerzuty. Jeśli tylko kotka zostanie zakwalifikowana do operacji to jak najszybciej przystępujemy do amputacji.
Całe szczęście badania krwi nie są, aż tak tragiczne jak się spodziewaliśmy. Całe szczęście nerki i wątroba są całe i mamy szanse walczyć jeśli tylko płuca nie zostały zajęte. Testy fiv/felv również wyszły ujemne.
Kotka została zabezpieczona i jest już z nami. Pomalutku się uspokaja, przytula do termoforka. Nie marznie już, nie czuje głodu, nie boli.... czekamy do jutra i błagamy o Wasze wsparcie. Przyjęliśmy ją pod swoje skrzydła choć wciąż przyjęcia kotów są u nas wstrzymane. Jednak na nią czekaliśmy prawie pół roku... nie mogliśmy jej zostawić.
Dostała na imię Rozalia. Dostała szanse na życie. Potrzebuje jeszcze wsparcia w walce o to życie. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę.
Ładuję...