Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla naszych kotek. Po walce z panleukopenią i kalcywirozą z trójki kociąt i ich mamy przeżyła kocia mama i jedna z jej córeczek. Co więcej okazało się, że koty są nosicielami wirusa białaczki. Kotki, które przeżyły przeszły pełną profilaktykę i zostały wykastrowane. Obciążenie kocią białaczką nie przeszkodziło Nastusi (kociej mamie) znaleźć swoje szczęście. Przecież białaczka to nie wyrok. Nastusia jest szczęśliwa w swoim nowym domu. My mamy ogromną nadzieję, że podobny los spotka jej córkę Jarzębinę, która nadal przebywa pod opieką fundacji. Za waszą pomoc jeszcze raz z całego serca dziękujemy.
Białaczka to nie wyrok, a opieka nad kotem białaczkowym wymaga tej samej profilaktyki, co opieka nad kotem zdrowym. Nasza Jarzębina skończyła już 5 miesięcy. W tym czasie wygrała walkę z dwiema śmiertelnie niebezpiecznymi chorobami, dziś czuje się rewelacyjnie. Dlatego przyszedł najwyższy czas, aby wykastrować naszą kocią damę.
Jarzębina dobrze zniosła zabieg, a kolejnego dnia miała ogromny apetyt i chęć do zabaw.
Bardzo prosimy o grosik wsparcia dla kotki i jej mamy, bo zabieg to kolejne koszty. Jarzębina marzy, żeby ktoś pokochał ją mimo nosicielstwa wirusa... Do adopcji jest już gotowa... A czy to marzenie się kiedyś spełni?
Chcieliśmy żeby miały w życiu lepszy start. Ale jak to często bywa, a ostatnio coraz częściej, los zakpił z nas wszystkich. A najbardziej z nich.
U całej grupki wykryto nosicielstwo wirusa białaczki (FelV). Dwójka nie przeżyła walki z kalcywirusem. Mama i czarno biała Jarzębina żyją. Jednak koszty profilaktyki, kontroli, badań, a przede wszystkim leczenia dwóch nieżyjących kociaków, już dawno przewyższyły koszty założone w zbiórce. Ale raczej nie ma sensu podnosić kwoty. Chcielibyśmy uzbierać choć tyle na ile opiewa zbiórka.
Choć wiemy, że pewnie te koty nigdy domów nie znajdą i na zawsze pozostaną w naszych tymczasach.
Niestety cała trójka kociaków i mama wciąż przebywają pod naszą opieką. Wszystkie są już zaszczepione na choroby wirusowe. Matkę wkrótce czeka kastracja.
Prosimy o wsparcie.
To był zwyczajny, powszedni dzień. Trochę chłodny, trochę deszczowy, najzwyklejszy dzień. Kobieta wyszła przed dom do ogrodu. Zauważyła, że pod drzewem w ogrodzie siedzi kot. Nie widywała go tu wcześniej, ale nie była też szczególnie zdziwiona, w końcu mieszka na wsi, a na wsi pełno kotów. Wróciła do domu i zajęła się swoimi sprawami. Kilka godzin później zerknęła za okno, by sprawdzić, czy pada deszcz. Z okna dostrzegła, że pod drzewem, nieruchomo, dalej siedzi ten sam kot co rano. Tym razem była zdziwiona i zaniepokojona tym faktem.
Chwilę później z pracy wrócił jej mąż. Opowiedziała mężowi o kocie pod drzewem. Mężczyzna stwierdził, że trzeba sprawdzić, czy zwierzak przypadkiem nie potrzebuje pomocy. Wspólnie poszli w jego stronę. Kiedy podeszli bliżej, kot wciąż nie ruszał się z miejsca, nie bał się człowieka. Kobieta pogłaskała kota, przez co zwierzak nieco zmienił swoją pozycję, nastawiając łebek do pieszczot. Wtedy dopiero ich oczom ukazał się niecodzienny widok. Pod drzewem nie siedział jeden kot, a cztery koty, a dokładniej kotka i trójka jej malutkich dzieci, które przez tyle godzin czule chroniła przed chłodem i deszczem.
Deszcz kropił coraz mocniej. Kobieta została z kotami, a mężczyzna natychmiast pobiegł poszukać pudełka. Chwilę później kocia mama i maluszki znalazły się w pudełku wyłożonym kocykami, w suchym zamkniętym garażu. Kobieta pobiegła do najbliższego sklepu po kocią karmę. Obok miseczki z jedzeniem stanęła też miseczka z wodą.
Emocje nieco opadły i dopiero teraz małżonkowie mogli zastanawiać się, co dalej. W pierwszej kolejności wypytali sąsiadów, czy to może ich kotka, ale nikt się do niej nie przyznał. Postanowili więc poszukać pomocy w Internecie i tak trafili na naszą fundację. Jednak była już dość późna pora, by dzwonić. Postanowili więc, że koty spędzą noc w garażu, gdzie są bezpieczne i gdzie nikt nie wejdzie, a następnego dnia rano będą działać dalej.
Rano kobieta wykonała telefon do fundacji i opowiedziała całą historię. Wolontariuszka obiecała pomóc, ale poprosiła o trochę czasu na zorganizowanie miejsca w domu tymczasowym i transportu. Całe szczęście jedno i drugie udało się znaleźć bardzo szybko. Jeszcze tego samego dnia, przed wieczorem, mama i kociaki dotarły do jednego z naszych tymczasów.
Kocia mama czule opiekuje się swoimi dziećmi, a maluszki niemal rosną w oczach. Z małych nieporadnych kluseczków, szybko stały się biegającymi wszędzie łobuzami. W miarę wzrostu rosną także kocie potrzeby. Kociaki są już po pierwszym odrobaczeniu, przed nimi kolejne, a po nich szczepienia. Żeby zdrowo rosły i prawidłowo się rozwijały potrzebują dobrej karmy, a im są większe, tym więcej jej potrzebują. Na dodatek co tu dużo mówić, te słodkie maluchy zużywają tony żwirku. Pomyśleć musimy także o kociej mamie, która po okresie karmienia wymagać będzie przede wszystkim kastracji. Dla dzielnej mamy także potrzebujemy zdrowej i wartościowej karmy. To wszystko generuje niestety kolejne koszty…
Z tym problemem zwracamy się dziś do Was i liczymy na wasze zrozumienie i wsparcie. Bardzo prosimy o pomoc w utrzymaniu i przygotowaniu do adopcji naszej sympatycznej kociej rodzinki. Gwarantujemy, że wszystkie koty, za każdą wpłaconą złotówkę odwdzięczą się wam głośnym mruczeniem. To jak będzie, pomożecie nam?
Ładuję...