Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Z całego serca dziękujemy za pomoc dla Nayi i maluszków. Z radością informujemy, że zarówno maluchy jak i ich mama znalazły nowe, szczęsliwe domy :)
Dnia 06.10. Naya, nasza dzielna kocia mama przeszła zabieg kastracji. Zabieg przeszła bez komplikacji i czuje się bardzo dobrze.
Maluszki przeszły już pełną profilaktykę przeciwpasożytniczą oraz pierwsze szczepienie. Powoli zaczynają rozglądać się za nowymi domami. Może skradną właśnie twoje serce?
My cały czas bardzo prosimy o finansowe wsparcie, bo utrzymanie takiej kociej gromadki niestety sporo kosztuje...
Kilka dni temu do kociej rodzinki dołączyła Milenka. Naya szybko przyjęła malutką, ale jej stan zdrowia wymagał interwencji weterynarza. Tak jak u malucha Nayi, u małej wykryto ropień. Niestety kotka wymagała pozostania na kilka dni w lecznicy w celu podgojenia rany po ropniu.
Kocia rodzinka już po przeglądzie weterynaryjnym. Mama to młoda kotak, maksymalnie 2 letnia. Wiek kociąt trudno określić - między 8 a 12 dni zapewne.
Maluszki dostały kropelki do oczu bo zbiera się w szparkach ropa. U jednego z nich opiekunka wypatrzyła ropień na nóżce. Zostało to wyczyszczone, zdezynfekowne a mluszek dostał antybiotyk.
Gdyby zostały w tym miejscu gdzie były to za 2 dni mielibyśmy kocięta ze spuchniętymi oczami i robactwem w ranie :(
Judaizm naucza, że „jeśli człowiek niszczy jedno życie, to jest tak, jak gdyby zniszczył cały świat. A jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jak gdyby uratował cały świat” - źródło Wikipedia.
I choć odnoszone to było zwykle do ludzi i ich działań, polegających na pomaganiu innym, to bardzo łatwo znaleźć odpowiednik dla tych słów również w pomaganiu bezdomnym zwierzętom. Bo niektóre z nich są tak samo bezbronne i skazane na człowieka jak ludzie w czasach wojny i okupacji.
Naya - koteczka w bliżej nieokreślonym wieku. Zwykła buraska, która żyła w okolicach stacji PKP, w jednej z wiejskich miejscowości w woj. podkarpackim. Jak długo tam mieszkała, pewnie też nikt tak naprawdę nie wie.
Zgłoszenie o kotce otrzymaliśmy końcem lipca. Ale nie dotyczyło tylko jej, bo jak się okazało, nie była sama. Koteczka miała pod opieką czwórkę swoich, około 10-dniowych dzieci. Pani, która je wypatrzyła, rozpaczliwie szukała dla nich pomocy, bo w miejscu, gdzie żyły nie miały szans na przetrwanie.
Ludzie dokarmiali kotkę, ale widok leżących na gołym betonie, wtulonych w siebie maluchów nie pozwalał nikomu spać spokojnie. A przynajmniej nie tym, którzy o tym wiedzieli - nam również. Ale ciągle, jak bumerang powracało pytanie - gdzie je ulokować? Nasze domy tymczasowe zakocone po sufit, niektóre wyłączone z przyjęć po wirusówkach.
I nagle odezwała się jedna z opiekunek. Udało jej się zsocjalizować kotkę zajmująca izolatkę, z innymi kotami i zwolnił się pokój. To był cud. Kocięta natychmiast zostały zabezpieczone i ulokowane w domu tymczasowym.
Mama, początkowo wystraszone, już po kilku chwilach okazała się super miziakiem. Dzielnie opiekuje się maluszkami, jest bardzo grzeczna. A maluszki - chyba im lepiej wtulać się w pluszowego misia kiedy nie ma obok mamy, niż w goły, zimny beton.
Całego świata nie uratowaliśmy, ale udało się uratować pięć kocich żyć. Wiemy, że długa droga jeszcze przed nami i do happy endu daleko. Wiemy, że utrzymanie i odchowanie kociąt przez okres około 3 miesiecy, badania, profilaktyka, kastracja matki, pochłonie mnóstwo pieniędzy. Ale wiemy, że nie zostaniemy z tym sami. Bo oprócz nas jest wiele osób, które pomagając, ratują świat i czynią go lepszym.
Ładuję...