Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Niestety nie zawsze uda się zgromadzić środki na zbióce i tak było tym razem. Ten dług wciąż ciągnie się za nami, bo żeby go spłacać zaangażowaliśmy środki przeznaczone na inne działania. Nie to jest jednak najważmniejsze. Zwyciężyły zwierzęta, które mają teraz normalne życie i cudowne domy, a ich oprawcy zostali skazani prawomocnym wyrokiem w dwóch instancjach. Co najważniejsze, Sąd w maju tego roku odwiesił zawieszony wyrok i będą musieli pójść do więzienia odbyć wyrok!
P.s. W aktualizacji wgląd w odpisy sądowe.
Jesteśmy jeszcze pod wpływem emocji, ale stres już zaczyna mijać. Tym razem będzie długo, ale nie da się czterech lat, czterdziestu psów, setek zgromadzonych dokumentów, kilkudziesięciu wizyt w prokuraturze i sądzie oraz wielu innych opisać w kilku zdaniach.
Cztery lata batalii o sprawiedliwość dla zwierząt, walki zakończonej sukcesem, który mamy nadzieję posłuży też innym organizacjom w starciu z rozmażalniami i handlarzami utrzymującymi zwierzęta w skandalicznych warunkach. Cztery lata temu dostałyśmy zgłoszenie o dramatycznych warunkach i wręcz niepoliczalnej ilości małych, w tym chorych psów sprzedawanych poprzez portale ogłoszeniowe, stłoczonych w mieszkaniu na łódzkim Radogoszczu.
Zaczęliśmy szukać, czytać, drążyć i z każdym przeczytanym w internecie wpisem włos bardziej jeżył się nam na głowach. Ilość ogłoszeń o sprzedaży psów w typie rasy chihuahua, yorkshire terier czy pomeranian wystawionych przez tych ludzi była nieskończona.
Działaliśmy bardzo szybko. Od świadków wiedzieliśmy, że sprzedawane psy masowo umierają na parwowirozę, co potwierdzały oświadczenia badających je lekarzy.
W porozumieniu z PIW i Policją podjęliśmy próbę pierwszej interwencji. Niestety małżonkowie uniemożliwili nam wejście do mieszkania. Z całym zebranym przez nas materiałem w opasłym segregatorze ruszyliśmy po pomoc do WOŚiR w Łodzi i tam odbiliśmy się od muru. Niestety Pan, który wówczas zajmowała się wnioskami w Łodzi był całkowicie pozbawiony empatii i jak się później okazało również wiedzy. Nie odpuściliśmy tematu. Następne drzwi, do których zapukaliśmy były w łódzkiej prokuraturze i tam szok - trafiliśmy na człowieka. Pani prokurator Ewa Popińska wysłuchała nas z wielką uwagą. Przejrzała zgromadzone przez nas materiały i podjęła wspólne wyzwanie do walki o te psiaki. Kilka dni później mieliśmy pod opieką blisko 40, wreszcie bezpiecznych psów.
Do interwencji byliśmy przygotowani i wszystko odbyło się zgodnie z zachowaniem wszelkich procedur. Materiały dowodowe rejestrowała Policja przez cały czas trwania odbioru psów.
Widok na miejscu przekroczył nasze wyobrażenia, mimo iż wcześniej posiadaliśmy filmiki z tego miejsca. W mieszkaniu, wśród kartonów, stert tekstyliów, śmieci, starych gazet zalegających od wysokości około metra po sufit były dostępne właściwie tylko wąskie przejścia. Zagracone było w ok 80-90%. Część była całkowicie wyłączona z użytku. Na podłodze miejscami leżały podkłady zanieczyszczone biegunkami i odchodami. Buty przyklejały się do ziemi. Psy były wszędzie. Właściciel zapytany ile ich jest powiedział, że nie wie, że może ponad 20, a faktycznie było prawie 40!!! Na miejscu był sztab Policjantów, lekarze weterynarii, technicy, członkowie naszego Stowarzyszenia. Kiedy wydawało się, że odbiór jest zakończony i zrobiło się cicho, spomiędzy kartonów wyciągnęliśmy jeszcze dwa psy, których piśnięcie w ostatniej chwili prawdopodobnie uratowało ich życie.
Niestety nie wszystkie przeżyły. Parwowiroza zabrała nam kilka psów już na początku. Bez szczepień, koszmarnie zarobaczone, z giardiozą, z temperaturami, wadami genetycznymi, wadami postawy, wnętrostwem, niezrośniętymi ciemiączkami, poprzerastanymi pazurami, niewiarygodnie cuchnące, z zaropiałymi oczami itd. Pierwsze tygodnie spędziły pod całodobową opieką lekarzy w klinikach weterynaryjnych, którym bardzo dziękujemy. Wszystkie psy zostały poddane testom i wszystkie chore i zdrowe (profilaktycznie) otrzymywały surowicę oraz inne niezbędne leki.
Stowarzyszenia Hodowców, na które małżeństwo z Radogoszcza powoływało się przy sprzedaży psów zaprzeczyły jakoby byli ich członkami, co tylko potwierdziło brak legalności masowej sprzedaży.
Interwencja trwała od przedpołudnia do późnych godzin wieczornych. Uderzające było to, że podczas jej trwania sąsiedni lokatorzy przychodzili nam dziękować, częstowali herbatą i przynosili kanapki z wdzięczności za zakończenie gehenny zwierząt.
Kiedy sprawa trafiła na wokandę wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo ale nie zakładaliśmy, że zajmie to aż 4 lata. My walczyliśmy sami. Oskarżeni uzbroili się w jedno z najbardziej znanych nazwisk łódzkiej adwokatury. Było nam bardzo ciężko, ale nie odpuszczaliśmy nawet o krok. Przez pierwsze dwa lata procesu w Sądzie Rejonowym złożyliśmy całe ryzy papierów z dowodami i przedstawiliśmy wielu świadków. Kiedy zapadł wyrok skazujący nie posiadaliśmy się radości.
Domyślaliśmy się jednak, że z tak lukratywnego biznesu (sprzedawanie za wielotysięczne kwoty za jednego psa) łatwo nie zrezygnują. Chwilę później pojawiła się apelacja, a wraz z nią dwóch dodatkowych obrońców.
Wierzyliśmy w siłę prawdy, słuszność naszego działania i wreszcie w sprawiedliwość, ale nas nadal nie było stać na prawnika więc kolejny raz sami stanęliśmy do starcia, tym razem już z grupą prawników.
Apelacja trwała dwa lata. Dwa lata stresu i wycieczek do Sądu ale było warto. Zrobiliśmy to dla każdego psa, który przeszedł przez ręce bezdusznych handlarzy.
W poniedziałek Sąd Okręgowy orzekł utrzymanie w mocy wyroku!!!!!
Jesteśmy szczęśliwi, wierzymy w sprawiedliwość. Budujące jest to, że dwóch niezależnych Sędziów z dwóch Sądów było jednomyślnych w sprawie zwierząt. Dziękujemy ogromnie Pani Prokurator Ewie Popińskiej, która walczyła z nami przez te 4 lata nie tylko jako bardzo profesjonalny oskarżyciel ale też jako człowiek pełen empatii dla zwierząt. Ogromna wiedza i determinacja Pani Prokurator, bez której nie dalibyśmy rady. Dziękujemy Sędziom, którzy bardzo rzetelnie wykonali swoją pracę. Dziękujemy również obrońcom oskarżonych, którzy nieświadomie zmusili nas do pogłębienia wiedzy z zakresu prawa i dodali nam sił ostrą walką, która wiele nas nauczyła i tylko zmobilizowała do dalszych działań.
Dziękujemy każdemu, kto choć trochę przyczynił się do zakończenia tego procederu.
Udowodniliśmy znęcanie się, utrzymywanie w niewłaściwych warunkach, narażenie zwierząt na cierpienie i śmierć. Wykazaliśmy, że działalność ta nie miała nic wspólnego z zamiłowaniem do psów i była nastwiona na zysk, a handel nimi był nielegalny .Wyrok jest prawomocny.
Koszty leczenia, pobytu w klinice, hotelowania, żywienia, badań, pielęgnacji, podkładów, niepoliczalnej ilości surowicy w walce z parwowirozą itd. wyniosły niemalże 30 tysięcy. Utworzoną wówczas zbiórkę, na której zebraliśmy jeden tysiąc złotych przerwaliśmy wówczas ze względu na sugerowanie przez obronę, że działania podjęte przez nas miały charakter zarobkowy. Pragniemy zaznaczyć, że jesteśmy organizacją non profit, a nasi członkowie to wyłącznie wolontariusze.
Niestety powstałe wówczas zobowiązanie ciągną się za nami do dziś sprawiając, że cały czas wszędzie zalegamy z płatnościami. Teraz kiedy sprawiedliwość zatriumfowała, a my udowodniliśmy zasadność naszych działań prosimy Was o pomoc w wyrównaniu naszych długów zaciągniętych na ratowanie tamtych psów. Wznawiamy zbiórkę i prosimy o pomoc
Kochani! Do tej chwili nie możemy ochłonąć po ostaniej interwencji w łódzkiej pseudo. Pod naszą opiekę trafiły psy z pseudohodowli na łódzkim Radogoszczu-Zachód, które pod nadzorem policji i prokuratury odebraliśmy z dramatycznych warunków.
Maleństwa w typie rasy chihuahua, pomeranian – szpic miniaurowy oraz york żyły, a właściwie z trudem egzystowały w zagraconym i zaśmieconym mieszkaniu.
Te biedne maleństwa poutykane były między meblami, stertami makulatury, wśród niepoliczalnej ilości odchodów i nieprawdopodobnym fetorze.
Dwa szczeniaczki odebrane już w piątek niestety pokonała parwowiroza, której obecność potwierdziły testy u czterech kolejnych piesków, o które lekarze walczą w klinikach weterynaryjnych.
Nieleczone przez dotychczasowych „opiekunów” szczenięta często nie mają szans z wirusem, szczególnie jeśli chodzi o tak małe rasy.
Pieski z hipoglikemią, chorobami skóry, zaniedbane, z poprzerastanymi pazurami. Właściwie wszystkie z masywnym stanem zapalnym spojówek, dorosłe psy z przetrwałymi zębami mlecznymi i sierścią brudną od kału.
Wyłysiałe chihuahua, część niedożywiona, brak odpowiednich witamin sprowokował wady postawy.
O żadnym psie nie możemy powiedzieć, że jest zdrowy.
Przerażające są masowe wady genetyczne. Niezrośnięte ciemiączka są jak tykająca bomba, a takie zwierzęta nie mają prawa być rozmnażane. Każdy niewłaściwy ruch może spowodować uraz głowy i uszkodzić nieosłonięty mózg doprowadzając do śmierci.
Po odrobaczeniu w odchodach pojawiły się pasożyty. Dramat zwierząt, o którym pisał ostatnio Dziennik Łódzki nareszcie się skończył. Nareszcie są bezpieczne i nie pozwolimy, żeby stała się im krzywda.
Mieszkały, a właściwie egzystowały w korytarzach pomiędzy stertami śmieci i różnych przedmiotów. Chore i zaniedbane.
Sami nie damy rady. Potrzebujemy Was. Rachunek w pierwszej dobie w lecznicach wyniósł już kilka grubych tysięcy, a psy nadal pozostają pod całodobową opieką weterynarzy.
Kilka z nich walczy o życie z parwowirozą, a reszta jest zaopiekowana i leczona. Walczymy o każdego psa.
Te małe chihuahua, pomeranianki i york są bezbronne i kruche. Lekarze robią wszystko, aby uratować resztę zwierząt, a my obiecujemy, że winni zostaną ukarani. Biedne maleństwa poutykane były między meblami, stertami makulatury, wśród niepoliczalnej ilości odchodów i nieprawdopodobnym fetorze.
Potrzebują nas wszystkich. Uratujmy je! Za każdą pomoc serdecznie dziękujemy! Przypominamy, że działamy wyłącznie na zasadach wolontariatu, a jedynym żródłem utrzymania sa nasze składki i Wasza pomoc, na którą bardzo liczymy.
Ładuję...