Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy Kochani Darczyńcy. Wasze ogromne wsparcie pomogło w opłaceniu bieżących faktu za utrzymanie naszych podopiecznych, opłacić miejsca ich pobytu, lekarzy weterynarii, zakupić wyposażenie do ośrodka i kojce. Bardzo, bardzo dziekujemy za wsparcie. Dzięki Wam udało nam się przetrwać.
proszę o te screeny. Ten, który remontujemy, a zdjęcia są zamieszczone, jedno piętro ma przeznaczone dla kotków. I zaiste ma parter i dwa piętra. Jeszcze raz pozdrawiam, szczególnie serdeczniej, że mam już informację, kto jest "rozmówcą". Miłego wieczoru
Remontowany dom nie jest moim domem i nigdy nie będzie. Mieszkam w Krakowie, w bloku, na 6 piętrze z 5 psami, które podobnie jak te w Hucisku, nie są dodatkiem, a członkami rodziny. Zarówno członkowie zarządu jak i rady nadzorczej są zatrudnieni na etatach. Praca w stowarzyszeniu to wolontariat. Do utrzymania zwierząt, opieki weterynaryjnej itp. dokładamy z własnych pieniędzy. Sam prąd to koszt ok. 1000 zł miesięcznie. Szkoda, że występuje Pan/Pani anonimowo. Żeby ułatwić kontrolę, to jestem pracownikiem AGH w Krakowie. Prosze nie sądzić innych według siebie. Bardzo przykro, kiedy mówi się źle o innych, nie mając ku temu podstaw. Mam nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Pozdrawiam Ludmiła Sasorska
Tutaj nowe okna i przykryte płyty do wykończenia ścian. Mamy nadzieję, że kolejna aktualizacja to rożnica pomiędzy było a jest. Czeka jeszcze ściąganie eternitu i dokończenie dachu. Jedna część jest zrobiona.
To wykop pod odwodnienie i izolację budynku.
Materiały skupujemy po trochę, tyle ile możemy.
Prace remontowe trwają. Dzięki dotychczasowemu wsparciu udało się nam zakupić kojce, drewno na wiaty dla koni, odgrodzić teren, wygrodzić padoki dla koni, kóz, cielaków. W domu zrobiliśmy wylewki, wymieniliśmy instalacje elektryczne, zrobione zostało odwodnienie budynku. W październiku zaplanowany mamy remont pomieszczeń przeznaczonych dla psiaków. Musimy zdążyć przed zimą. Mamy też już okna do wymiany. To wszystko oprócz ogromnych kosztów związanych z utrzymaniem. Wszystko dzięki Wam Darczyńcy. Prosimy pomóżcie kolejny raz.
To dla nich walczymy o miejsce, gdzie dożywają starości i mogą godnie odejść. Poniżej kojec zakupiony dzięki Państwa wsparciu.
Wydarte z objęć śmierci, uratowane od oprawców, bezdomne, poranione, jadące do rzeźni, kolejny raz proszą o pomoc. My już nie mamy pomysłu na zdobycie środkow na utrzymanie. Prosimy. Kochani Darczyńcy, tzw. tylko złotówka, to dla nas aż złotówka. Bo nie jeden raz przy jej braku nie zapłacimy faktur, czynszu, prądu.
Pomagamy, bo warto. Bo im nie pomoże nikt. Wszystkie pieniądze że zbiórek przeznaczamy na zwierzęta. Co miesiąc dokładamy swoje prywatne środki, które topnieją w tempie błyskawicznym. Ale nie odmawiamy, bo warto pomagać, bo wdzięczność, miłość i bezgraniczne zaufanie rekompensują łzy, rezygnację, nieprzespane noce. Ale nic nie udałoby się bez Waszej pomocy. Bo Wasze wsparcie to nasza wspólna droga w niesieniu pomocy.
Prosimy o pomoc w utrzymaniu naszych braci mniejszych i dokończeniu remontu miejsca, w którym będą mogły bezpieczne i kochane czekać na swoje nowe rodziny lub dożyć godnie starości
Bardzo prosimy o wsparcie, bo utrzymanie naszych podopiecznych karma, suplementy, pasze, siano, słoma, witaminy, środki dezynfekcyjne itp., włącznie z dzierżawą terenu, oraz wszystkimi opłatami to koszt bez opieki weterynaryjnej, w zależności od ilości zużytych mediów około 17 tys. miesięcznie. Nasze prywatne środki się skończyły. Wczoraj dostawca przywiózł siano, za które nie mamy już z czego zapłacić.
Nie zapłacimy bez Waszej pomocy czynszu, prądu. Ale to najmniejszy problem. Nie mamy za co kupić karmy dla psów, paszy dla koni, kóz, cielakówcielaków i świnek.
Nasza pomoc też zmierza ku końcowi. Bez Darczyńców, bez wsparcia - nie ma naszych, już raz uratowanych. Optymizm, nadzieja i wiara, że dobro wraca tkwiły nas, kiedy kilka lat temu zaczęliśmy pomagać. Dzisiaj wiemy, że to orka na ugorze. Pozyskanie środków na utrzymanie zwierząt to niemal cud. Szczególnie dla małych, niemedialnych organizacji, takich jak nasza.
Jesteśmy organizacją non profit, wszystko oparte jest na zasadzie wolontariatu. Te, które trafiły do nas, doznały wszystkich rodzajów krzywd. Mają wiedzę co to kopniak, łańcuch, głód, pragnienie, świąd skóry, pasożyty. Wiedzą co to lęk przed porzuceniem, jak dłużą się godziny spędzone na poboczu w nadziei, że wróci. Jak boli bicie za pogryzioną kanapę, drzwi, zesikany parkiet.
Większość z naszych psów jest skazana pod tzw. "igłę", ze względu na agresję czy incydenty pogryzień. Wyciągane z koszmarnych miejsc, w których czekały na wyrok. Brudne, śmierdzące, głodne, często oklejone odchodami, bo nie miały jak się poruszyć. U nas dostały drugie, lepsze życie. Gdzie zaspokajanie potrzeb danej rasy czy charakteru pozwala na powrót do normalności. A agresja przeradza się w miłość do człowieka i silną potrzebę kontaktu.
Niektóre zrzeczone, bo ich temperament przerasta możliwości właściciela. Bo się lenią, ślinią i zbyt często chcą wychodzić na spacery. Niektóre przyprowadzone do lecznic i pozostawione do eutanazji, bo właściciela nie stać lub nie chciał leczyć. Niektóre umknęły przed wojną, przed śmiercią głodową czy innym rodzajem śmierci lub powolnego umierania. Kalekie, bez łap, z przetrąconym kręgosłupem. Wystraszone i bojące się podejść do miski. Dzisiaj kochają ludzi, a kalectwo nie przeszkadza nawet w aportowaniu.
Jest też stado kotów, które żyją w przyjaźni z psami, w nowym znaczeniu powiedzenia "jak pies z kotem". Podpalane, przypalane papierosami, wieszane, owijane drutem i ciągnięte po asfalcie, zbierane z drogi po wypadkach komunikacyjnych. Są i te najbiedniejsze, schorowane, upuszczające pod siebie mocz, które muszą brać leki, jeść papki, niewidome, niedołężne. Bo właśnie dla nich na stare lata zabrakło miejsca w domu. Są też nasze konie, osiołki, cielaki, które udało się uratować od śmierci w rzeźni. Nie odmawiamy pomocy, ale nasze możliwości topnieją.
Wszystkie ratowane, ale bez przekraczania granicy walka o życie kontra znęcanie. Większość pozostanie z nami już na zawsze. A na końcu my, kompletnie niemedialni, kochający zwierzęta, pomagający również ludziom. Ile jeszcze damy radę nie wiemy. Co stanie się ze zwierzętami, jeśli przestaniemy istnieć, boimy się nawet pomyśleć. Co zrobić z tymi, które czekają na naszą pomoc i licza, że uratujemy im życie?
Ładuję...