Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Ślepa lisiczka, nasza rezydentka ma swój wybieg.
Dziękujemy wszystkim Darczyńcom z całego serca <3
W środę otrzymaliśmy informację od młodych ludzi, którzy przyjechali z południa Polski na urlop do nadmorskiej miejscowości Rowy, że w miejscowości Retowo, obok przepompowni, chodzi młody, osłabiony lis ze sklejonymi oczami. Niestety służby, na których spoczywał obowiązek pomocy zwierzęciu odmówiły.
Tłumaczyły, że takie są zasady, że te najsłabsze osobniki po prostu giną w naturze, są eliminowane w sposób naturalny. Przykre, ale takie są realia w naszym regionie.
Dlatego też powstał nasz ośrodek. Rzadko kiedy otrzymujemy pomoc, chociażby w częściowym leczeniu i utrzymaniu zwierzęcia od lokalnych gmin. Są to nieliczne przypadki, może jeden na sto. Utrzymujemy się głównie dzięki datkom i darowiznom, dzięki nim działa Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Kobylnicy. Rocznie pomagamy setkom zwierząt, które są po wypadkach komunikacyjnych, ucierpiały wskutek działalności człowieka. Te schorowane, osierocone, ale również i takie, które zostały zabrane od matki przez ludzi bez powodu. Wszystkim tym zwierzętom zapewniamy opiekę weterynaryjną, godne warunki podczas pobytu w ośrodku i odpowiedni pokarm, aż do momentu, kiedy będą mogły powrócić do środowiska naturalnego. Każde zwierzę, które do nas trafi, ma możliwość godnego życia, nawet jeśli jest kalekie, a kalectwo mu nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.
Nie byliśmy w stanie przyjechać po lisa, często nie możemy być w kilku miejscach naraz. Ograniczają nas również środki finansowe, których zazwyczaj brakuje. Nie mogliśmy również jechać nie mając pewności, że młody będzie na miejscu. Nie raz bez powodzenia straciliśmy kilka godzin na poszukiwaniu rannego zwierzaka. Pani Weronika wraz ze swoim partnerem spędzili dwa dni na poszukiwaniu malucha. W czwartek rano otrzymaliśmy telefon od pracownika przepompowni, że na ścieżce pojawił się lisek. Na miejscu mogliśmy być dopiero za kilka godzin ze względu na zwierzęta, które są już pod naszą opieką.
Na miejsce pojechała przed nami Pani Weronika z Panem Waldkiem, znaleźli lisa, leżącego w trawie. My byliśmy już w drodze, nasza nawigacja poprowadziła nas w pole i w las robiąc nam niezłą wycieczkę w przepiękne tereny, na których jeszcze nigdy nie byliśmy. Gdy trafiliśmy na miejsce z pomocą okolicznych mieszkańców, zaczął mocno padać deszcz, a lis zniknął. Szukaliśmy go wszyscy, a on po prostu przepadł. Nic nie sprzyjało, aby go odnaleźć... Mocny deszcz, podmokłe tereny, dziury z mułem wykopane przez bobry. Już wsiadaliśmy do samochodu zrezygnowani, ja miałam jeszcze przyjemność wpaść w głęboką dziurę z mułem po pas.
Wróciliśmy, bo nie po to przyjechaliśmy, aby wrócić bez niego. Natrafiłam na norę lisów, najpierw wyszło jedno zdrowe szczenię i szybko uciekło, za chwilę pojawił się on z innym młodym. Zdrowe szybciutko uciekło, a niewidoma lisiczka próbowała się schować w pobliskich krzakach.
Przywieźliśmy ją do ośrodka, dostała leki wzmacniające. Zaczęliśmy oczyszczać sklejone powieki, ku naszemu zdziwieniu okazało się, że nie ma gałek ocznych. Najprawdopodobniej już się taka urodziła, jest niewidoma. Doszło do infekcji, otrzymuje leki - w ciągu dwóch tygodni nie powinno być po niej śladu. Młoda daje radę, ma silną wolę życia. Człowiek, który jest niewidomy, "bada" teren laską, ona do tego celu używa pyszczka. Jest bardzo przyjazna.
Pragniemy dać jej szansę na godne życie, mimo że nigdy nie odzyska wzroku i zawsze będzie musiała być uzależniona od człowieka. Chcemy jej stworzyć dom, warunki, w których będzie mogła dożyć późnej starości. Jest niewidoma, nie możemy jej dołączyć do innych szczeniąt, bo zostanie przez nie zagryziona. Musi mieć oddzielny wybieg.
Ktoś może powiedzieć, że to tylko lis, że to zwierzyna łowna, że trzeba było zostawić - ale to jest żywa istota, która czuje i cierpi tak jak my. Powieki były sklejone ropą, pod powiekami infekcja, to była kwestia kilku dni, aby muchy złożyły jaja, a z nich wylęgły się larwy i zaczęły pożerać ją od środka. Nikt z nas nie chciałby umrzeć w ten sposób.
Zależy nam na tym, aby lisiczka u nas została, jednak po okresie kwarantanny, szczepieniach, odrobaczeniu i wykonanych testach na nosówkę oraz parwowirozę będzie musiała już przebywać w wolierze zewnętrznej. Nie jesteśmy przygotowani na przyjęcie takiego rezydenta, dlatego prosimy o pomoc.
Będziemy ogromnie wdzięczni. Powyżej zdjęcia błąkającej się lisiczki na polnej drodze obok przepompowni w Retowie wykonane przez Panią Weronikę.
Ładuję...