Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Wszystkie koty ze zdjęć nie żyją. Wszystkie zostały znalezione za późno i pomimo starań i walki, nie dały rady. To garstka zdjęć, ale takich sytuacji w przeciągu lat mam setki. Wszędzie to samo. Nie wiem już co pisać w zbiórkach. Nadal za mało kastracji, za dużo kotów na ulicach i wciąż przekonanie, że niektórym kotom na ulicy jest lepiej. Bo nie są zsocjalizowane, bo są trudne w obsłudze. Wciąż niektórzy dążą do tego, żeby stwarzać na ulicach kotom warunki, często wręcz wspomagając ich rozród, zamiast je z tych ulic zabierać. Beznadziejnie napisane programy opieki nad zwierzętami, olewactwo gmin i mieszkańców.
Tę zbirókę założyłam z dwóch powodów. Jeden, to długi za leczenie, badania i walkę o chociażby gagatki z tych zdjęć, które już nie cierpią. Te wszystkie diagnostyki, urazy, operacje, przebyte panleukopenie, kaliciwirozy, amputacje, antybiotyki, testy, masa wizyt i leków, to bardzo duże koszty. Sami wiecie. Drugi, to potrzeba środków na walkę o kolejne takie dzieciaki. Już mnie nie zaskakuje, że one się pojawiają co chwilę, jedynie ich stan bywa zaskakujący. Coraz gorsze i trudniejsze przypadki. Okrutne rany, skomplikowane sytuacje. Jeśli jeszcze macie jakiegoś wolnego piątaka, dorzućcie proszę. Zrobię co mogę, żeby powalczyć o życie i zdrowie następnych futer, które staną na naszej drodze.
Wiele kotów oczywiście udało się wyrwać śmierci i aktualnie grzeją się w swoich domach. Tutaj celowo wstawiam zdjęcia tych, których z nami nie ma. Zapomnianych i zupełnie niepotrzebnie powołanych na świat. Czasem robię porządek w galerii zdjęć w telefonie i mi się łezka zakręci w oku, jak sobie przypomnę te bidy, a potem uświadamiam sobie jak dużo widziałam i jak bardzo jestem zmęczona, i jak bardzo martwią mnie długi za te koty, a kolejne które chcą żyć w drodze.
Strasznie ciężki kawał chleba. Kota czy psa nie ma, ludzie zapominają, nie ma motywacji do wsparcia, bo po co, kiedy tyle zwierząt w potrzebie jeszcze żyje, to naturalne :(
Tak to już jest, że jedni muszą wpłacić, żeby inni mogli skorzystać. Telefony, apele i prośby o pomoc płyną niekończącym się strumieniem. Często postawy oczekujących pomocy są bardzo roszczeniowe, oskarżające i przykre. Często ludzie traktują nas jak instytucję, która otrzymuje (nie wiem skąd) stały, ogromny wpływ środków pieniężnych. A przecież, żebyśmy mogli opłacić zabiegi kastracji, leczenia, czy diagnostyki, ktoś musi najpierw wpłacić, żebyśmy mieli z czego opłacić faktury, które często sięgają kilku tysięcy złotych.
Stoimy między jednymi i drugimi, i musimy robić rzeczy, których nie lubi nikt. Żebrać o kasę. Prosić. A kiedy prosi się już kilka lat, dla kolejnych dziesiątek zwierząt, można już się zacząć powoli wypalać.
Zgłaszają się do nas chętni na kastrację kotów bezdomnych zgłasza się czasem starsza Pani, że przygarnęła kotkę, ale nie ma środków na kastrację. I wtedy chcemy wkroczyć i pomóc. Ale musimy mieć z czego. Wszyscy od fundacji oczekują pomocy i my też chcemy ją dawać. Ale fundacja, poza wolontariuszami, to cała społeczność ludzi wspierających, dzięki którym możemy funkcjonować. Bardzo proszę o nawet najmniejsze wpłaty. Każda złotówka przyczynia się bezpośrednio do ratowania życia i niwelowania cierpienia.
Ładuję...