Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy, że byliście z nami w tej walce i wspieraliście z całych sił. Jedno z kociąt niestety przegrało...
Mama Nikita oraz kotki Sydney, Taylor i Morgan znalazły nowe domy. Pod naszą opieką nadal pozostaje kocurek Cameron, który wciąż z tęsknotą wypatruje swojego człowieka. A może czeka właśnie na Ciebie?
Z sześciu kotów, które zachorowały przeżyło pięć. Matka i czwórka maluchów.
Nikita została wykastrowana i bardzo szybko znalazła nowy dom.
Wszystkie maluchy zostały przetestowane na FelV/FiV i trójka jest już w nowych domach.
Został Cameron (zdj.). Jako ostatni z rodzeństwa, już po kastracji czeka na dom.
Niestety ciągle nam brakuje na opłacenie zaległych faktur a nowe koszty wciąż dochodzą.
Niedzielny czerwcowy poranek. Z samego rana na naszej skrzynce odczytujemy wiadomość, która niemal od razu stawia nas na nogi "W transporcie z Charkowa jedzie kocica oraz 5 około 2-miesięcznych kociaków.
Koty są w drodze od kilkunastu godzin i nadal mają przed sobą setki kilometrów drogi. Niestety noc spędziły w busie, bo nie pozwolono im jechać po godzinie policyjnej. Przed nimi kolejne kilkanaście godzin drogi i brak celu podróży. Pilnie szukają miejsca w organizacji, najlepiej we wschodniej części Polski. Organizacji która przejmie nad nimi opiekę". Nie mamy ani jednej wolnej izolatki, by przejąć maluchy i mamę. Mamy za to świadomość że czas nie jest sprzymierzeńcem. Zgodnie z otrzymaną informacją koty dotrą na granicę późnym wieczorem. Wrzucamy ogłoszenie z błagalną prośbą o dom tymczasowy dla kociej rodziny. Liczymy już chyba tylko na cud...
W wiadomości dostajemy także garść informacji o historii kotów. Kocia mama została znaleziona przez starszą kobietę. Była w ciężkim stanie, znęcano się nad nią. Była brudna, zagłodzona i przypalona papierosami - jej ciało było pełne ran. Starsza kobieta zaopiekowała się kotką na tyle, na ile w wojennych realiach była w stanie. W międzyczasie kotka urodziła 5 kociąt. Z pomocą jednej z lokalnych wolontariuszek wysyłają mamę i kocięta do Polski uznając że to dla nich jedyna szansa na ratunek, a teraz błagają o miejsce dla nich.
Cuda zdarzają się rzadko, ale tym razem udało się. Na nasze ogłoszenie odpowiada jeden z naszych wolontariuszy, który oferuje miejsce dla kotów w swoim domu. Od lat pomaga kotom ma nieco doświadczenia, ale od niemal roku nie było u niego żadnego kota na tymczasie. Wiemy więc, że mamy bezpieczne miejsce dla kocich dzieci i ich mamy.
Zapada więc decyzja o przyjęciu maluchów. Kwestia transportu to już znacznie łatwiejszy temat. Nasza wolontariuszka oferuje się że pojedzie o której będzie trzeba nawet w środku nocy. Byle tylko koty dojechały bezpiecznie.
I tak nasza wolontariuszka całą noc czuwa i czeka na sygnał do wyjazdu. Jednak droga przedłuża się o kolejne godziny... Z informacji jakie otrzymuje od kierowcy wynika że są zatrzymywani do kontroli co kilkadziesiąt kilometrów. Mijają kolejne godziny... Koty w ciasnej klatce jadą i jadą... Głodne i przerażone... Transport dociera dopiero poniedziałkowym porankiem. Wolontariuszka kiedy tylko dostaje sygnał wsiada i jedzie, w umówionym miejscu jest kilka minut przed czasem. W końcu dojeżdżają, bo ponad 30 godzinach katorżniczej podróży. Od przewoźników wolontariuszka dowiaduje się że przez ten czas koty nie jadły i nie piły, bo "przecież koty są wytrzymałe"
Choć do Rzeszowa jest już niedaleko koty od razu zostają zaopiekowane. Niemal rzucają się na jedzenie i wodę. Zapach jaki wydobywa się z niewielkiej klatki jest odrażający. W środku jest pełno odchodów. Coś okropnego... Jednym słowem dramat. W głowie się nie mieści że przez tyle godzin drogi jadąc w kilka osób nikt nie zaopiekował się kotami i nikomu nie przeszkadzał ten okropny smród.
Kiedy kocięta i mama zaspakajają pierwszy głód i pragnienie z klatki zostają usunięte odchody i na tyle, na ile jest to możliwe klatka zostaje wyszyszczona. Dopiero teraz mogą ruszyć w dalszą drogę. To już ostatni odcinek w podróży po lepsze jutro... A przynajmniej wtedy mieliśmy taka nadzieję... Kocięta i ich mama dojeżdżają do domu tymczasowego. Ciasna klatka po ponad 30 godzinach drogi w końcu zostaje zamieniona na duży pokój dostosowany do kocich potrzeb. Pierwsze 2 dni koty odsypiają trudy podróży. Są potwornie zmęczone. Dużo jedzą, dużo piją i dużo śpią.
W kolejnych dobach na szczęście wraca kocięca radość. Maluchy zaczynają się bawić i rozrabiać w mama bacznie pilnuje ich na każdym kroku. Niestety radość nie trwa długo... Po 10 dniach pobytu jeden z maluszków dostaje uporczywej biegunki. Wymiotuje. Szybko słabnie i przelewa się przez ręce. Natychmiast trafia do lecznicy a tam słyszymy diagnozę, która zwala nas z nóg - panleukopenia... Maluch zostaje w szpitalu. Pozostałe kocięta dostają leki do domu. Wszystkie dostają także surowicę, by zwiększyć ich szanse na przeżycie.
Niestety kolejnego dnia pozostała czwórka kociąt także ląduje w szpitalu. U wszystkich potwierdza się ten sam czarny scenariusz...
Walczymy! Kocięta są pod stałą szpitalną opieką. Kocia mama póki co czuje się dobrze. Wiemy z jak silnym przeciwnikiem przyszło nam się zmierzyć, ale nie zamierzamy się poddawać będziemy walczyć o kocie życia do końca!
Niestety najlepsza opieka i zacięta walka to także ogromne koszty. Maluszki na chwilę obecną wymagają hospitalizacji. Dlatego ten kolejny raz tak bardzo potrzebujemy waszego wsparcia i wierzymy, że nie zostaniemy sami na polu walki.
Ładuję...