Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Bardzo Państwu dziękujemy. Niestety zbiórka nie poszła tak jak powinna, a koszty diagnostyki tylu kotów są wielokrotnie wyższe. Każdy z kotów niedługo będzie miał swoją własną zbiórkę.
Nasza historia zaczyna się 21 marca - od zgłoszenia prośby o pomoc do Straży Miejskiej przy interwencji dotyczącej niewiadomej liczby kotów. Umówiliśmy się na 22 marca. Miało być dramatycznie, miało być z hukiem, ale wyszło jak zawsze. Środowisko wiedziało - nikt przez kilkanaście lat nie wspomniał o tym miejscu.
Jeszcze przed dniem "interwencji" udało się ustalić, kto oddawał koty pod opiekę, kto te koty kastrował, kto bywał w tym miejscu. A cała sprawa wypłynęła całkiem przypadkiem przy poszukiwaniach zaginionego kota. Osoby szukające weszły i poszły dalej, bo kota nie znalazły - nie poinformowały nikogo o sytuacji. O sytuacji nie poinformowali też ludzie "środowiska" wiedząc, że sytuacja jest tak tragiczna.
Fetor był gorszy, jak w oborze. Pełno wszystkiego, na środku kanapa - łózko opiekunki, za ścianką z mebli druga służąca jako wielka kuweta, cała podłoga to wielka kuweta. Każdy, kto wchodził wychodził po chwili, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Potykając się o wszystko, legowiska kotów, wersalki, brodząc w kocich odchodach, pomiędzy budkami wysłanymi przesiąkniętymi moczem kocami udało się zabrać 5 kotów:
"Napiszę bez ogródek - potrzebujemy pieniędzy. Do ogarnięcia jest 11 kotów. Mogłabym napisać histerycznego posta, jaką to interwencję zrobiliśmy i trzeba ratować itd, itp, ale nie napiszę tego w ten sposób.
Faktem jest, że w zeszłym tygodniu, na skutek informacji pt. 'jedna pani drugiej pani', dostałam zgłoszenie, że jest starsza osoba, która ma ileś tam kotów, żyje w kiepskich warunkach i że na klatce schodowej śmierdzi. W czwartek, razem z Patrol Eko Torun, Elwirą z StoKotka i psy - zwierzęta w potrzebie Toruń, pojechaliśmy jako fundacja zorientować się w sytuacji.
Napiszę tak: sytuacja jest tragiczna. Starsza Pani, która całe życie zajmowała się kotami środowiskowymi i współpracowała kiedyś z toruńskim TOZ-em, mieszka w warunkach absolutnie nienadających się ani dla człowieka, ani dla zwierząt. Mieszkanie wydzielone ze strychu w kamienicy, bez ciepłej wody, ogrzewane grzejnikiem na prąd.
Paradoksalnie, koty są nakarmione [kocią karmą, nie odpadkami, choć ludzkie jedzenie też miały w miskach]. Wszystkie są wykastrowane/wysterylizowane. To, czego nie ma - sił, by zapewnić kotom i sobie warunków - nazwijmy je oględnie - higienicznych.
Nie ma też woli oddania kotów. A my, jako organizacja nie mamy podstaw, by te koty odebrać, bo jak na te warunki, w jakich mieszkają, są w stosunkowo dobrym stanie - ani głodne, ani poważnie chore. Póki co udało nam się wynegocjować zabranie kotów na przegląd weterynaryjny. Na zdjęciach widzicie pięć kotów, które tym razem pojechały do Przychodnia Weterynaryjna Kościuszki w Toruniu
Wszystkie koty mają niestety pchły [nie jakieś tam zatrzęsienie, ale jednak są], wszystkie też mają tzw. kaszel reaktywny, czyli zapalenie krtani. Dwie kotki miały zrobiony porządek z zębami; jedna straciła kilka zepsutych zębów, druga - wszystkie. Jedna kotka miała krwiak na uchu - został zaopatrzony medycznie. Jedna kotka ma rany na skórze, najprawdopodobniej spowodowane odpchelnym zapaleniem skóry. Również ta sama kotka osłuchowo ma "trzeszczenia nad płucami" i będzie miała robione RTG.
Wszystkim kotom zleciłam badania krwi - czekamy na wyniki. Z racji tego, że przy naszej wizycie były obecne służby mundurowe, to one będą składały wniosek do MOPR o objęcie Starszej Pani pomocą. Zanim jednak machina urzędnicza przemieli zgłoszenie, kontaktem ze Starszą Panią zajęła się Elwira.
Z jednej strony doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że koty nie powinny tam wracać. Stopień zanieczyszczenia mieszkania nie pozwala na normalne życie ani zwierząt, ani człowieka. Z drugiej - od strony stanu zwierząt, czyli tego, co jako fundacje jesteśmy władni oceniać (i tylko tego), nie mamy podstaw do odbioru interwencyjnego.
Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie, i jak relacje ze Starszą Panią będą się układać. Istotny wpływ na to będzie mieć zapewne MOPR. Ze swej strony chciałabym zapewnić kotom żwirek, karmę i opiekę weterynaryjną. Bardzo Was proszę, pomóżcie wsparciem finansowym, bo ogarnięcie znienacka 11 dodatkowych kotów, to spore obciążenie hospicyjnych finansów.
Agn"
Czarnek
Elektra
Jadwiga
Ofka
Pchełka
Na tych 5 kotach zakończył się pierwszy dzień. Po kolejne koty wróciliśmy w poniedziałek 26 marca. W międzyczasie StoKotka i psy - zwierzęta w potrzebie Toruń zorganizaowała zbiórkę pomocową i osoby chętne do pomocy przy jakimkolwiek ogarnięciu tego miejsca. Jest prowadzona zbiórka na ten cel i link znajdziecie Państwo tam na stronie.
Ala
Diabolina
Dzidzia
Makrel
Mania
Nika
Tygrys
To pozostała 7 kotów.
Na tej zbiórce zbieramy środki na szerokie badania wszystkich kotów, leczenia i karmę. Sam koszt z gabinetów weterynaryjnych wyniesie kilka tysięcy złotych. Karmę odbieram 29 marca zamówioną w sklepie tak by starczyło na jakiś czas. Wszystkie koty były wykastrowane, otrzymały teraz dodatkowo czipy. Wrócą i będą od teraz pod kontrolą, będziemy się starać szukać dla kilku z nich nowych domów i mamy nadzieję, że opiekunka się zgodzi.
Pomieszczenia na początek ozonowano, uprzątnięty zostanie największy bałagan, z zbiórki dodatkowej będziemy się starać uzyskać jak największą pomoc, a i tak nadal nie wiemy jak całą sprawę potraktuje MOPR - jak do niej podejdzie. Na tym właściwie kończy się cała "interwencja" w sprawie kotów w zakresie działań Hospicjum.
Prywatnie jako Jacek chciałbym to podsumować.
Miejsce, informacja o miejscu dotarła do mnie 21 marca i jak napisałem zorganizowaliśmy "interwencję". Napiszę to, co udało się ustalić po południu i wieczorem owego dnia o miejscu, o którym nikt nie wiedział.
W tym miejscu kilkanaście dni wcześniej były osoby szukające zaginionego toruńskiego kota. Weszły i poszły sobie - dlatego w ogóle ten temat wypłynął - przypadkowo. Nigdy nie zrozumiem człowiek może z takiego miejsca wyjść obojętnie (powtórzę się, nie będę publikował zdjęć tego, co zostałem sam, dla podkręcenia dramatyzmu - wszyscy, którzy tam wchodzili, musieli w domach brać kąpiel, a rzeczy nadawały się tylko do prania). Nie napiszę też, że inspektor wszedł i zapłakał - nie jesteśmy inspektorami i nie mamy płakać, a działać na rzecz zwierząt. Zdjęcia pochodzą z lecznic, a nie z miejsca, bo nie wypada pokazywać w jak podłych warunkach może żyć człowiek. Nie będę budował pomocy dla zwierząt i ich opiekunów na "dramatycznych" zdjęciach - pomoc, chęć pomocy, reakcji na krzywdę zwierząt, dramaty ludzi powinno się wynosić z domu. Ja to wyniosłem i daleki jestem od pisania o zwyrodnieniu - chyba jedynie w stosunku do osób, które wiedziały i nic nie zrobiły. A wiedziało dużo osób.
Nawet mi ten adres świtał w głowie sprzed lat i szybko się udało ustalić, że Hospicjum wspierało leczenie kota z tego miejsca, który spadł na ulicę w 2016 roku, ale decyzją ówczesnego zarządu jednej z organizacji, kot wrócił po zakończonym leczeniu. Koty z tego miejsca były kastrowane przez inne toruńskie organizacje, a po sposobie nacinania uszu idzie mniej więcej ustalić przez które. Nawet osoby, z którymi obecnie współpracujemy o miejscu wiedziały i nikt nigdy się słowem nie zająknął, w jakich warunkach żyją koty i człowiek.
O miejscu wiedziała większość toruńskich organizacji - jeśli nie wszystkie, i spora część osób działających w Toruniu na rzecz zwierząt, na pewno wiele było w środku, bo informacje, że taki stan rzeczy trwa od lat po prostu wypłynęły.
Takich miejsc jest więcej, miejsc zaangażowanych w jakiś sposób w pomoc głównie kotom, a jednocześnie porzuconym i zostawianym samych sobie. Miejsc, gdzie osoby, głównie starsze zostają same, bez wsparcia, bez pomocy - bo organizacje mają już inne cele, bo trudno jest się przyznać, że liczy się "piar", a miejsca takie nie są - raz "piarowe", dwa są obciążające. Wiem przynajmniej o trzech innych miejscach. Dwa wspieram od zeszłego roku, jednym jest właśnie dom ówczesnej prezes owej organizacji - teraz porzuconej i właściwie samotnej, odrzuconej przez własną organizację, która stworzyła. Zbiórki dla innego miejsca też cały czas prowadzę i wspieram karmą leczeniem. W trzecim miejscu podobno jest dobrze, ale nie wierzę w to. O ilu nie wiem?
Na tej zbiórce należy poruszyć temat starszych opiekunów kotów, którzy po prostu są niezaradni i bez pomocy w ciągu kilku dni ich domy mogą zamienić się w miejsce interwencji. I nikt mi nie wmówi, że nikt nie wiedział. Ludzie wiedzą, ludzie środowiska zwierzęcego wiedzą, przypadkowe osoby wiedzą, sąsiedzi wiedzą, nawet zapewne urzędy wiedzą, ale nikt się nie przejmuje i nie reaguje. Mógłbym operować nazwami organizacji, imionami osób, ale to nic nie zmieni. Każdy patrzy i będzie patrzył tylko na siebie. Mimo wszystko organizacje nie chcą wyjść poza pewne ramy, bo to wiąże się z kosztami stałej pomocy. No, ale w końcu ktoś te zwierzęta tam umieszczał i odsyłał, bez mrugnięcia okiem.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że tę zbiórkę można napisać inaczej, że mógłbym kilkoma zdjęciami zastanego stanu ją "podkręcić" - choćby zdjęciem kanapy, która była jedną wielką kuwetą, zrobić sobie piękne ustawione zdjęcie z opiekunem lub chociażby zdjęcie kuchni będącej jednocześnie łazienką bez wody, zlewu, gdzie stos naczyń ma metr, a przed nią stoi jakaś pralka i wanny ze stosem po rant plastikowych opakowań po dokarmianiu, za której wyciągałem 12 kota. Mógłbym, ale tego nie zrobię, bo opisy mówią wszystko.
I do Państwa należy decyzja czy pomagają Państwo tylko na dramatyczne zdjęcia, czy tam, gdzie po prostu potrzeba - a tu potrzeba. Trzeba otworzyć oczy i zacząć dostrzegać to w naszym społeczeństwie, czego się nie widzi gdy ma się je szeroko zamknięte.
Ładuję...