Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kilka tygodni temu stara znajoma zapytała mnie, czy nie przyjmę jej do pracy? Jakiej pracy pomyślałam, siedząc w swojej i zadałam jej to pytanie.
Odpisała - w Fundacji...
Zdałam sobie sprawę, że ludzie nie rozumieją, jak to działa i w sumie mają do tego prawo - nikt im tego nie tłumaczy, a jest wiele Fundacji, które mają biura, azyle, pracowników na etatach. Potem pomyślałam, że to komplement - skoro ktoś widzi to w ten sposób, to znaczy, że działamy prężnie, wypracowałyśmy pewne standardy i nie ustajemy z pomocą - na pewno stoją za tym pieniądze i zasoby ludzkie.
Nic bardziej mylnego. W 2016 roku po 5 latach pomagania psom postanowiłam założyć Fundację - byłam pełna pasji i przekonana, że każde marzenie można zrealizować. Teraz, po 6 latach wiem, że można, ale wiem też jakim kosztem... Każdy dzień od tych 6 lat wypełniony jest pracą na rzecz zwierząt, nie jestem w tym sama - mam szczęście do ludzi, którzy w życiu są team serce.
Nasze wynagrodzenie to świadomość, że robimy coś dla innych, że nie żyjemy tylko dla siebie. Pracy jest dużo - przyjęcie psa, czy kota to cała logistyka, wiecznie z telefonem przy uchu, transport do lecznicy lud domu tymczasowego, zbiórki, działalność w social mediach, konsultacje z weterynarzami, behawiorystami, rehabilitacje, planowanie eventów, a w ostatnim czasie trasy na Ukrainę oraz bardzo duża sprawa w sądzie z prywatnym schroniskiem, gdzie jesteśmy oskarżycielem posiłkowym.
Wiem też, że tak się nie da - kiedy zastanowię się, jak działają inne fundacje, to wiem, że w większości z nich fundacja = praca, etat, wynagrodzenie. Nie widzę nic złego w działaniu i pobieraniu za to wynagrodzenia - wiem, że to co na co dzień robimy, to ciężka praca, ale o ile miałam odwagę iść za marzeniami, o tyle nie mam jej, żeby rzucić wszystko i zająć się tylko ratowaniem świata. Mam normalną pracę, mam dzieci i swoje stado zwierząt i wiem też już po tych 6 latach, że nie da się pogodzić tego z prowadzeniem Fundacji...
Bo ile można niedosypiać, nie odpoczywać, żyć w permanentnym stresie. Prowadzenie Fundacji jest jak prowadzenie firmy, tyle że bez zysku - wiecznie musisz walczyć o pieniądze, żeby ratować świat. Jestem wyczerpana... i mam coraz mniej sił do walki. Inflacja, podwyżki, sytuacja geopolityczna bardzo mocno odbiła się na wszystkich organizacjach pozarządowych, choć zawsze myślałam jakoś to będzie i jakoś było... Ale nigdy nie sądziłam, że możemy mieć długi i brak perspektyw na ich spłacenie.
A w takiej sytuacji aktualnie się znalazłyśmy. Dla Was historia psa, czy kota kończy się, kiedy jest zabezpieczony. Dla nas wtedy dopiero wszystko się zaczyna… Szukanie domu tymczasowego, transport, lecznica, podejmowanie decyzji co do diagnostyki i leczenia, zapewnienie psu wyprawki – potem systematyczny kontakt z Jego tymczasowymi opiekunami, posty w social mediach, pozyskiwanie funduszy, zajmowanie się procesem adopcyjnym, w jednym domu kończy się karma, w drugim zaczynają problemy behawioralne, a w trzecim - zdrowotne.
W tle zawsze stres, bo nigdy nic nie układa się bez problemów. To wszystko x 35 podopiecznych.
Ostatnie 4 lata to również bezprecedensowa dla nas walka w sądzie z właścicielem prywatnego schroniska Happy Dog, Marianem D. – jako mała organizacja bez doświadczenia porwałyśmy się na wielką sprawę i po wielu miesiącach naszych starań - pisania pism, śledzenia akt sprawy, przesłuchiwania świadków w prokuraturze w końcu akt oskarżenia i proces, w którym jako oskarżyciel posiłkowy bierzemy czynny udział.
25 lutego dzień po rozpoczęciu wojny byłyśmy już na granicy polsko-ukraińskiej, bez planu, bez zaplecza, jedynie z otwartym sercem. Dzień wcześniej przerażona dziewczyna z Ukrainy poprosiła nas o pomoc. Pomagałyśmy zwierzętom i ludziom, organizowałyśmy zbiórki i transporty.
Do dziś działamy na Dworcu Wschodnim. Mała Fundacja - wielka skala działań, zawsze uważałam, że wezmę na siebie więcej to będę lepiej zorganizowana, proste. Zaczęły się bezsenne noce, prośby o pomoc płynące z każdej strony i bezsilność, że nie każdemu jesteśmy w stanie pomóc. Ale najgorszy czas miał dopiero nadejść...
Wraz z wiosną nie przyszła nadzieja, ale najcięższy czas, w którym znalazła się Fundacja od 2016 roku. Nie jesteśmy w stanie uzbierać na podstawowe potrzeby – na faktury z hoteli, w których mieszkają ci podopieczni którzy nie znaleźli domów tymczasowych, na faktury z lecznic, na karmę.
W ostatnim czasie nasi podopieczni przeszli poważne zabiegi chirurgiczne (amputacja oka, amputacja łapy, operacje onkologiczne, do tego „zwykłe” zabiegi kastracji, zabiegi stomatologiczne).
Być może najrozsądniej byłoby powiedzieć sobie STOP. Wrócić do życia, którego już nawet nie pamiętam, więc sama nie wiem, czy jest do czego wracać... Co wtedy stałoby się z tymi zwierzętami, które są pod naszą opieką?
Co stałoby się z prośbami o pomoc na które reagujemy… To, co kocham jednocześnie jest tym, czego nienawidzę, ale nie potrafię już inaczej. Musimy spłacić długi, znowu uwierzyć, że to tylko kolejna burza i zaraz wyjdzie słońce. Może nawet nabrać nadziei, że po burzy pojawi się tęcza a z nią przyjdzie radość i nowa energia.
Bez Waszej pomocy to się nie uda... Z całego serca proszę o wsparcie. Ukraina i Pomoc Zwierzętom na Dworcu Wschodnim...
Karma, miski, obroże, szelki, smycze, kagańce, transportery, żwirek, podkłady, zabawki, poduszeczki z feromonami dla kotów, preperaty przeciw pchłom, chipy... łapanie kotów, które w stresie uciekają od właścicieli... transport.
Dotarliśmy z karmą do Anastazji, której zdjęcie w trakcie ewakuacji obiegło świat!
Hektor z Irpienia, przeszedł operację amputacji resztek łapy, którą stracił w wyniku obrażeń bliżej nam nie znanych...
Sunia z Ukrainy zabrana w zaawansowanej ciąży z łańcucha, wysterylizowana aborcyjnie, mieszka w domu tymczasowym.
Muffinek, starszy niewidomy psiak znaleziony w lesie, mieszka w domowym hotelu, przeszedł szereg badań i kastrację z wycięciem guza w jądrze.
Bella, sunia z Ukrainy, w nocy trafiła do całodobowej lecznicy, stary uraz i nieudana operacja... naprawiamy to, co zepsuł cZŁOwiek.
Igor, starszy psiak znaleziony na granicy w Hrebenne, w domu tymczasowym, pod stałą opieką weterynarza.
Jedzenie Kajtka, jednego z naszych podopiecznych, interwencyjnie odebrany właścicielowi w Warszawie, mieszka od dwóch lat w hotelu.
Majka, sunia z gminnej przechowalni, przeszła zabieg amputacji oka.
Szczeniaki zabrane razem z matką.
Sara - Jej Pani chciała odebrać sobie życie - przeszła u nas zabieg mastektomii i znalazła nowy dom. Pani dochodzi do siebie.
Siostry z Podlasia...
Ciri, bezdomna sunia z Mińska Mazowieckiego, w domu tymczasowym, alergiczka, przeszła zabieg mastektomii.
Stefan zguba z lasu.
I wiele, wiele innych...
Stasia 5 kg, całe życie w kojcu, znalazłysmy Jej dom. Przeszła zabieg mastektomii
Sunia z gminnej przechowalni, która po kilkudniowej walce z parwowirozą w całodobowej lecznicy niestety tę walkę przegrała
Pogryziony szczeniak.
Marley z przechowalni w Jakubowie, gmina robiła bardzo wiele trudności aby nam Go wydać, w ostatniej chwili trafił na stół operacyjny - miał w jelitach kilka kilo gruzu.
Vita zabrana rok temu z Mariupola.
Jena - weteranka, w Fundacji od 4 lat, najpierw w hotelach, obecnie w domu tymczasowym.
Jedna z wielu historii z Podlasia, poozostawiony na posesji szczeniak. Adoptowany.
Dumbo z hipoplazją móżdżku i szeregiem chorób współistniejących od prawie 3 lat pod naszą opieką.
Niuniek to pies, który całe dnie spędzał w kojcu - bardzo silny, bardzo reaktywny - właściciel nie dawał sobie z nim rady. Znalazłyśmy Mu dom, w którym cały czas pracuje z behawiorystą.
Cień - kot, który kilka miesięcy żył ze złamaną łapą. Po leczeniu trafił do domu stałego.
Zgłoszenie z Podlasia. Yuki już w domu stałym.
Ładuję...