Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Ella robi milowe kroki. Problemy ze zdrowiem ma już za sobą, w końcu jej życie przypomina życie radosnego szczeniaka. Bawi się zabawkami, gania z innymi psami. Za nią pierwsze spacery na dworze i nauka chodzenia na smyczy. Powoli, powoli szukamy nowego domu.
Ella to sunia, która urodziła się w lesie. Jej mama to prawdopodobnie jedna z wielu wyrzucanych w Polsce psich bied. Dzielna sunia bardzo dbała o swoje dzieci, a przy pomocy wolontariuszy naprawdę miała duże szanse na to by zarówno ona jak i jej dzieci znalazły swoje miejsce na świecie u boku kochającego człowieka.
By znaleźć dom – potrzeba było czasu. Sunia i jej maluszki mieszkały w baraku w lesie, były regularnie karmione i doglądane przez wolontariuszy. Jednocześnie intensywnie poszukiwaliśmy schronienia dla psiej rodziny. Psy przebywały na uboczu i nikomu nie zagrażały. Ale okazało się, że ludzie zagrażali im... Pewnej nocy ktoś podrzucił psom truciznę. Wolontariusze zdołali uratować jedynie Ellę. Dla jej malutkiego brata pomoc nadeszła za późno.
Szczeniak przebywa pod opieką weterynarzy w klinice Sfora. Bardzo prosimy o pomoc w zebraniu 1500 zł na pomoc dla małej Elli!
Przeczytaj historię Elli:
W Polsce o dzikich psach nie mówi się za wiele. Osoba średnio zorientowana w temacie bezdomności zwierząt może sobie nawet nie zdawać sprawy, że takie psy w Polsce żyją. Nie są to prawdziwe dzikie psy, które mogą żyć niezależnie od człowieka. Dzikie psy w Polsce to zwierzęta kiedyś porzucone przez człowieka, nauczone, że ludzi należy się bać jednak żyjące w jego pobliżu ponieważ samotne nie są w stanie znaleźć sobie pożywienia.
Taka sunia mieszkała w opuszczonych barakach, w lesie niedaleko Mińska Mazowieckiego. W grudniu 2013 roku natknęli się na nią wolontariusze Fundacji Viva. Okazało się, że sunia karmi dwa malutkie szczeniaki. Czy urodziła tylko dwa? Czy może inne nie przeżyły? Prawdopodobnie „owczarkowa” sunia urodziła więcej maluchów, ale dzielnej mamie udało się ocalić tylko te dwa: chłopca i dziewczynkę.
Sunia i jej maluchy były nieufne w stosunku do wolontariuszy. Nie dawały do siebie podejść. Jednak chętnie jadły przynoszoną karmę. Widać było jak wracają im siły, chęć do zabawy i figlowania. Niestety nie mieliśmy miejsca w żadnym domu tymczasowym, a na kolejny hoteli zwyczajnie nie było już funduszy. Dlatego z ciężkim sercem, ale zostawiliśmy psią rodzinę tam gdzie była. Jednak codziennie do nich zaglądaliśmy, przywoziliśmy jedzenie i sprawdzaliśmy jak się mają. Jednocześnie bardzo intensywnie poszukiwaliśmy domów stałych lub choćby tymczasowych by zabarć psy z lasu.
Szczęście było tak blisko! Na nasze apele nareszcie odezwała się osoba, która zgodziła się dać schronienie obu maluchom. To była taka wspaniała wiadomość! W domu, przy dobrym człowieku szczeniaki miały szansę oswoić się, przyzwyczaić do obcowania z człowiekiem i nauczyć się dobrych manier. To była szansa na prawdziwy dom i odmianę losu dla tych pięknych dzikusków.
Niestety los bywa taki przewrotny... Szczeniaki, które tyle wytrwały w lesie, przeżyły najgorsze mrozy, tej ostatniej nocy, którą miały spędzić samotnie spotkały na swojej drodze kogoś o podłym sercu. Kogoś, kto przyniósł im jedzenie z trcizną. Dlaczego miały nie zjeść tego niespodziewanego posiłku? Przecież to co do tej pory przynosili im ludzie było dobre i dawało im siły do biegania, baraszkowania i cieszenia się życiem... Tym razem było jednak inaczej. Ten człowiek, przyniósł maluchom śmierć... Kiedy następnego dnia wieczorem, wolontariusze pojechali po maluszki, zastali mamę szczeniąt czuwającą przy umierającym maluchu. Drugi szczeniak już nie żył.
Nie było czasu na myślenie. Trzeba było odgonić suczkę, która broniła swojego dziecka i natychmiast zabrać je do weterynarza. A tam wszystko potoczyło się już szybko: leki, kroplówki, płukanie żołądka, lewatywa. Walka o życie Elli trwała 3 godziny. Ale i później nie wiadomo było czy przeżyje. Dlatego trzeba było przewieźć szczeniaka do całodobowej kliniki Sfora na Trakcie Lubelskim, w której przebywa do dziś.
Jej stan jest już stabilny, a życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Ale musi jeszcze przez jakiś czas pozostać w lecznicy pod troskliwą opieką lekarzy. Nie umieliśmy odmówić suni ratunku. Dlatego – bardzo prosimy o pomoc w zebraniu funduszy na leczenie tego szkraba. Potrzebujemy 1500 zł.
Ładuję...