Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Parysek ślicznie Wam dziękuje za opłacenie jego badań, leczenia i pobytu w lecznicy :)
Kocurek ma się dużo lepiej, antybiotyk wspaniale zadziałał na jego katar, futerko już powolutki odrasta. Spędzi jeszcze jakiś czas w lecznicy, a potem będzie się rozglądał za cudownym domkiem :)
Ciocie mówią, że nie mają zielonego pojęcia jak można zrobić coś takiego i to do tego teraz, zimą. No, powiem Wam szczerze, że też się zdziwiłem. Zupełnie się nie spodziewałem, że mnie coś takiego spotka, zresztą chyba żaden kotek się nie spodziewa.
Ciocię poznałem późnym wieczorem, bo ciocia lubi o dziwnych godzinach robić sobie spacerki, żeby śmieci wyrzucić. Jak ciocia wyrzuciła, co miała i gdzie miała wrzucić, to usłyszała szelest w kartonie, który stał koło pojemników. Delikatnie trąciła nogą, żeby siebie na pogryzienie przez szczurka nie narazić, a szczurka na szok spotkania z ciocią. Jednak żaden szczurek z kartonu nie wyskoczył, za to wydobyło się z niego cichutkie „miau”.
Ciocia szybko karton otworzyła i tak zobaczyła mnie, a ja zobaczyłem ciocię. Potem mi ciocia mówiła, że zabrakło jej powietrza, jak na mnie spojrzała, że zobaczyła praktycznie łysą kocią kulkę, z calusim obkichanym pyszczkiem, patrzącą na nią zaropiałymi oczkami. Znowu powiedziałem „miau” i teraz już wyraźnie ciocia usłyszała, że mam i nosek zatkany i chore gardło. Zapakowała mnie do takiego plastikowego pudełka dla kotków i zabrała do lekarza.
Wcale mi się to pudełko nie podobało, chciałem żeby mnie ciocia na ręce wzięła i przytulała. Strasznie mi było w tym kartonie zimno, bolało mnie gardło, piekły oczka i prawie nie mogłem oddychać. Nie wiem czemu ktoś, kto miał mnie kochać i o mnie dbać, zamiast zabrać mnie do lekarza, postawił w kartonie koło śmietnika. Wiem, że brzydko bez futerka wyglądam, wiem że ciągle drapię, wiem, że taki brzydki jestem, ale to się przecież nie stało tak od razu. Ja się tak drapię już długo i katar też mam długo. Zrozumiałem tylko, że już nie mogą patrzeć jak cierpię i dlatego mnie zanieśli do tego śmietnika…
Pani lekarz dla kotków mnie obejrzała, pomęczyła, uciskała, zaglądała i pokłuła. Już wiem, że to trochę potrwa, zanim będę zdrowy, ale ciocia mówi, że będę, że znowu będę miał piękne, czarne futerko i będę mógł przez nosek oddychać. Tylko to moje mieszkanie w lecznicy i badania i leki będą dużo kosztować, a ciocie się nie spodziewały, że mnie znajdą i nie mają żadnych pieniążków odłożonych dla mnie. Pięknie Was proszę, pomożecie mi wyzdrowieć?
Nazwałyśmy go Parys. Trochę na przekór temu jak wygląda, a trochę dlatego, że wydaje nam się, że jak już wyzdrowieje, to będzie z niego śliczny kocurek. Kiedyś, ktoś, w jakimś chociaż podstawowym stopniu, musiał o niego dbać. Parysek ludzi uwielbia, zaczepia wystawiając łapkę z klatki, wdzięczy się, robi wszystko, żeby go chwilę pogłaskać, a najlepiej wziąć na ręce.
Kocurek ma zapalenie oskrzeli, okropny katar i świąd. Musimy zrobić posiew z pobranego materiały, ale taka wstępna diagnoza to po prostu zwykła alergia na pchły… Musimy Paryska zatem odpchlić, odrobaczyć, wyleczyć z zaziębienia, wykastrować, zaszczepić, wykonać testy i badania krwi, i zrobić roentgena płuc.
Jego pobyt w lecznicy to dla nas ogromny wydatek na który w ogóle nie byliśmy przygotowani. Prześlicznie prosimy Was o pomoc, Parysek zasługuje na to, żeby wyzdrowieć i znaleźć wspaniały dom.
Ładuję...