Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W czasie trwania tej zbiórki udało się uratować pond 30 bezdomnych, porzuconych lub źle traktowanych zwierząt. Większość z nich jest już w nowych domach. Lub, ze względu na wiek i stan zdrowia, zostanie z nami. Na swoją własną kanapę czeka jeszcze Klusia i Duffny... A my ratujemy już kolejne. Prosimy teraz szczególnie o wsparcie zbiórki na generalny remont, modernizację i rozbudowę Domu Nadziei. To stara ciasna chałupa, zrobiła co mogła, ale umrze, jeśli nie dostanie operacji ratującej życie- przebudowy od podstaw.
Ich los był przypieczętowany. Dwa kundelki, 9 i 7 kg. Skazane na życie na łańcuchu. I smierć z głodu i pragnienia, gdy ich "opiekun" pojechał do szpitala śmiertelnie chory, ale nawet wówczas o nie nie zadbał, zostawił na łańcuchach bez wody i jedzenia. Ale Los miał inny plan wobec tych ofiar ludzkiego okrucieństwa i obojetności. Szybko się po wsi rozniosło, że one tam stoją bez wody, bez jedzenia, bez możliwości ucieczki. Siostra umierającego nie wytrzymała presji, weszła na posesję i z łańcuch odpięła, bo ludzie bardzo zaczęli szemrać.
A potem wpuściła Anioła- Dorotę. Która je ostatecznie uratował od życia i śmierci na łańcuchu. Smutne, że tym razem uśmiech losy musiałl przybrać kształt grymasu Śmierci, śmierci kolejnego obojętnego na los własnych zwierząt człowieka.
Dziewczynka została u nas, chłopaka przejęła od nas Ania Szukiewicz. Tak wyglądał po 24 godzinach od wybawienia...
A tak po dwóch kolejnych, u groomera.
To ostatnia z historii zwierząt, których pech szczęśliwym trafem zamienił się w uśmiech losu. Te historie piszą ludzie, którzy zapewniają nam fundusze, dzięki którym możemy pojechać, uratować zapewnić opiekę weterynaryjną, wykarmić. Dopilnuj, by nie zabrakło w tych historiach choć jednej linijki napisanej przez ciebie. Żadna kwota nie jest zbyt mała, każda ma znaczenie. Pisz szczęśliwe historie, wystarczy klinkąć WESPRZYJ i wpisać swój kawałek opowieści. Opowieści o zwierzętach, których pecha razem zamieniliśmy w uśmiech losu.
Rozę Kostucha miała już na ostrzu. Mała sunia wyrzucona na ulicę z ropomaciczem i guzami.... bezdomna, zagubiona, w odludnych, nieprzyjaznych bezdomniakom obszarach wiejskich pod Radomiem. Kostucha nic właściwie nie musiała robić, wystarczyło poczekać. Ale Psie Anioły, z których jeden, ziemski prowadzi Dom Nadziei, a pozostałe skrzydłami naganiają mu zwierzaki do uratowania, stwierdziły że nic z tego. Więc najpierw sprawiły, że uciekł Bimber. A potem, w gdy Dorota szukając go przemierzała samochodem kilometry po najbardziej odludnych dróżkach i ścieżkach, przecięły się drogi Rozy i Doroty....
Roza została wyleczona na kredyt. Przeszła dwie operacje: pierwszą ratującą życie, usunięcia ropomacicza i od razu pełna kastracja. Drugą- wycięcia guzów. Dzięki prawidłowej karmie i suplementom zniknęły także okropne łyse placki na bokach.
Jest psem kochającym życie, ludzi i inne zwierzęta. Dzieci Fruzi, która też była bez karmy, próbowały z niej ssać, choć nie było czego. Cierpliwie pozwalała
Mamy nadzieję, że szybko znajdzie swój dom. I będzie cudownie, jeśli spłacicie dług zaciągnięty w lecznicy na ratowanie życia Rozy.
Biegł szybko wzdłuż lokalnej drogi. Zarośnięty, wyglądał jak samobieżny mop.
Bimber, kolejny który miał pecha. Miał pecha, bo trudno mówić o szczęściu, kiedy jest się dwuletnim, zdrowym psem rasy york, który został wyrzucony na ulicę. Bimbra nikt nie szukał, abył ogłaszany w wielu miejscach.Trafił do Domu Nadziei. Został przebadany, zabezpieczony, wykastrowany. Pojechał do groomera i okazało się, jaki z niego śliczny psiak.
Kilka dni później uciekł. W czasie porannej toalety na podwórzu podważył pyszczkiem cieżką płachtę naciągniętą na bramę wjazdową i przecisnął się między prętami.
Znalazł się następnego dnia, 15 km dalej. Odzyskałyśmy go, bo była nagroda za znalezienie. Przy okazji swojej ucieczki uratował kolejnego psa, ale to następna opowieść będzie. Jest ślicznym zabawowym psem,
który kocha cały świat. Bimber chce spłacić swój dług w lecznicy i zostawić choć trochę grosza dla następnych. Tych mniej rasowych, mniej atrakcyjnych- starych, przeciętnych, chorych.
Ostatni dzień majówki. Wieczór. Telefon. Na niedalekim gospodarstwie pełnym psów okociła się bezdomna kotka. Co robić! Psów nie ma jak zamknąć, zagryzą. Dorota nie bacząc na nic wsiadła w samochód i pojechała. Kotka była wychudzona i przerażona, kocięta jeszcze ślepe. W desperacji, że zabijemy jej dzieci, kotka próbowała ocalić choć jedno, załapała w pyszczek i próbowała z nim uciekać.
Nie kiciuniu, my nie usypiamy ślepych miotów. Spotkałyśmy się z tego powodu z kolejną falą hejtu. Ale nie po to ratujemy ciebie, byś miała przeżyć śmierć swoich dzieci. Ta kotka i jej dzieci miały wielkiego pecha- urodziły się w miejscu, gdzie zewsząd czychała na nie śmierć od psich kłów i pazurów, okrucieństwo natury. Ale miała szczęście, że trafiła do Domu Nadziei, i uniknęła ludzkiego okrucieństwa, w imię chorej arytmetyki....że zabierają innym szansę na dom.
Chore i stare też zabierają miejsca w przytuliskach, domach tymczasowych, na kanapie we własnym domu. A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie uśpi, żeby zrobić miejsce kolejnym. Nie, zabijanie nie jest drogą redukcji bezdomności. Prosimy, wesprzyjcie te dwukrotnie ocalone istnienia. Musimy je zabezpieczyć weterynaryjnie i wysterylizować kotkę. Żeby już więcej nie musiała uciekać ze swoim dzieckiem w pyszczku przed śmiercią.
Ponad 30 istnień w Domu Nadziei. Ponad 30 różnych historii, a każda o bezdomności, porzuceniu, strachu i głodzie. Niektóre o krótkich łańcuchach, biciu i eksploatowaniu rozpłodowym. Wszystkie mają jeden wspólny mianownik: już się nie powtórzą!!!! Każde z tych psich istnień spotkało na swojej drodze Dom Nadziei i znalazło się po słonecznej stronie życia. Nawet ten bezimienny TTB , którego nie byłyśmy w stanie wziąć do siebie- pojechał szybko do nowego domu pod Poznaniem. Aby go uratować wystarczyło 900 zł, na transport....
A pod naszym dachem takie stadko, każdy ze swoją historią. Wiecej na naszej stronie psigrosz.com
Prosimy, tak jak one na tym filmie- pomóż im przetrwać.
Dusia. Imię ma od niedawna. Tak jak od niedawna może przejść więcej niż 4 metry. Równie od niedawna nie musi się kulić ze strachu na widok człowieka ani chronić ciałem i zębami swoich dzieci. Także od zupełnie niedawna nie musi patrzeć, jak jej maleństwa umierają od ciosu lub z zimna, bo ich kołyską był dołek w ziemi. Dusia stała przy budzie na krótkim łańcuchu, w gospodarstwie gdzie zwierzę to rzecz małej wartości, zmarłych szczeniąt się nie liczy, bo nie warto, za to nadużywa się alkoholu i wyładowuje zły humor na rzeczy stojącej przy budzie
Dusia i jej dwójka dzieci jest już z nami. Bezpieczna. Trzeciemu szczenięciu nie zdążyłyśmy pomóc, zmarło z wychłodzenia
Mia przyjechała wczoraj. Musiał ją łapać Jamor, nie chciała podejść. Śmiertelnie przerażona. I ciężarna.
Następnego dnia po przyjeździe Mia pojechała do lecznicy, na sterylizację. Zdążyłyśmy.
Będziemy szukały domu dla tych dwóch suczek, a mogło być znacznie gorzej. Jakie to smutne, że te psinki musiały spędzić rok w zimnie, deszczu, upale, bo mimi tylu postów na FB nikt nie zaoferował domu. Póki nie dowiedziała się o nich nasza Fundacja.. Dziękujemy osobie, która je dokarmiała. Zrobiła co mogła. teraz dziewczynki czeka już tylko jasna droga w lepsze nowe życie.
Okolice Zwolenia. Dwie malutkie sunie błąkają się od dłuższego czasu, dokarmia je Pani Halina.
Gmina nie reaguje
Ciemna sunia jest malutka, waży około 4kg, w pełni oswojona i przyjazna.
Ruda sunia jest troszkę większa od tej ciemniejszej, boi się i nie chce podejść.
Lokalni miłośnicy zwierząt próbują im pomóc, ale nie ma gdzie ich umieścić, nie ma pieniędzy na złapanie, czarnulkę , tę małą ufną, może by ktoś na tymczas wziął, ale nie ma pieniędzy na transport. Jedno wielkie nie ma...Jedno wielkie koło nieporadności i bezradności. Jak się dowiedziałyśmy o tych biedaczkach, którym przez rok nikt skutecznie nie pomógł, nikt nie dał domu, decyzja była prosta.... Mała czarnulka, łatwa do złapania, od razu przyjechała do nas. Ruda jest nadal bezdomna, czekamy, aż ją odłowią. To nie nasz teren.
Malutka Mej, bo tak ją nazwałyśmy, po przyjeździe, na razie na kwarantannie, jadła bez końca. Zobaczcie sami.
Potem poszła spać. Pierwszy raz w cieple, bezpieczna, od niepamiętnych czasów, a może pierwszy raz taki sen w życiu?
Na następny dzień malutka Mej pojechała do lecznicy, na wizytę weterynaryjną. ,Waży 4,5 kg, wiek 7-8 lat maleńka jest zaziębiona i ząbki niektóre do usunięcia .Teraz niech się pozbiera troszkę i bierzemy się za wszystko po kolei.
Kolejna maleńka istotka, której pech się skończył. To dla nich jest ta zbiórka....
Czas akcji: 7.03 , godziny przedpołudniowe
Miejsce akcji: ruchliwa S7 na wysokości Skarżyska- Kamiennej
Uczestnicy: Aria- maleńkie psie dziecko błąkające się skrajem S7, setki obojętnie mijających ją polskich kierowców i jeden CZŁOWIEK, cudzoziemiec... jadący do Zakopanego.
On jeden zatrzymał się i zabrał do samochodu płaczące psie dziecko. Zmarznięte, przemoknięte, bo padał deszcz ze śniegiem, wygłodzone , przerażone, głośno skarżące się na swoją niedolę. Cudzoziemiec totalnie nie wiedział co zrobić, ale ponieważ chciał pomóc, to się dowiedział. Przynajmniej na tyle, żeby ze łzami w oczach zawrócić z trasy i nadkładając czasu i drogi zawieźć do radomskiego schroniska. Tam się zderzył z kolejną ścianą obojętności, tym razem urzędniczej. Bo przepisy nie zezwalają schronisku przyjąć psa ot tak, od osoby prywatnej. Co to to nie. Musi być przepisowo- dostarczone przez straż miejską lub odłowione przez schronisko na zlecenie gminy, z którym schronisko ma podpisaną umowę....Co robić. Szczenię nie rasowe, zwykły kundelek, lasu rąk chętnych do adopcji czy przyjęcia pod opiekę nie będzie .... No to kto weźmie takiego mało atrakcyjnego psiaka pod swoją opiekę? Wiadomo, Dorotka Szczepaniak... Pech chciał, że Dorota akurat robiła objazd gospodarstw- rozwoziła karmę, bo to też jest część naszej pracy- dbanie o prawidłowe żywienie wiejskich burków i kocurków na gospodarstwach w gminie i okolicy. Na szczęście maleńką Arię zgodziła się przechować do czasu przyjazdu Doroty lecznica Futrzaki, której serdecznie dziękujemy. I tak to cudzoziemiec ruszył dalej w swoją drogę, a Aria ruszyła z Dorotą w drogę do Domu Nadziei.. Dziękujemy ci, anonimowy Obcy, że nie byłeś ślepy ani obojętny.
Dzisiaj Łapeczce odjęto okaleczoną łapkę, może zacząć życie trójłapka, w którym kikutek nie będzie jej już przeszkadzał. Biedactow, miało kiedyś dom. Jak się znalazła na ulicy, jak doznała nieuleczalnego uszkodzenia łapy- nie wiemy. Wiemy, że zasługuje na lepsze życie niż to które miała, i właśnie się ono zaczyna.
Nic o niej nie wiemy. Miała to szczęście, że gdy do lecznicy przyniósł ją człowiek, który znalazł ją płaczącą na ulicy, Dorota tam była... Kotka z przetrąconą łapką nie pojechała do schroniska, trafiła do nas.
Uraz łapki jest stary, nieodwracalny.
Można ją tylko amputować , żeby nie przeszkadzała w codziennym życiu. Kotka jest młoda, jeszcze prawie dziecko. Wychudzona, wyłysiała, ma świerzb. To wszystko wyleczymy. Tylko łapki uratować się nie da. Jutro operacja. Jest kochaną istotką, wierzymy, że szybko znajdzie się dla niej kochający dom.
Po raz pierwszy usłyszałyśmy o niej 8-10 dni temu. Ponoć podrzuciła ją na cudze podwórko jakaś baba w kaloszach. Głodne zmarznięte i przerażone psiątko darło się w niebogłosy niestety nikt tam nie miał dla małej litości.
Rano przepadła bez śladu.
Wczoraj została znaleziona km dalej w rowie na łące w pobliżu radomskiego schroniska. Wycieńczony organizm się poddał i biedne dzieciątko czekało już chyba tylko na śmierć. Jednak to jeszcze widocznie nie była jej pora.
Skostniałą z zimna, wygłodniałą dziewczynkę znalazła kobieta spacerująca z psami.
Maleńki trzymiesięczny szkielecik trafił do Domu Nadziei,
gdzie pod najlepszą opieką będzie przygotowywany do adopcji.
Ma zakorkowane jelita , kupa po lewatywie z krwią , taka sucha, zwymiotowała tasiemca około 80 cm i robala.
16.02: mała Maja ma gorączkę, jest słaba, ma niedowagę, 2,7 kg waży a powinna 4 kg. Test na parwo ujemny, babeszjozy nie ma. Ma powiększone migdały. Było dzisiaj usg, bo psinka żywiła się resztkami jakie znalazła, więc w jelitach pełno plastiku z opakowań. Stan jelit zapalny. Dostaje antybiotyki i kroplówkę.
Tel: 606 854 980
Jakie szanse ma stara psinka na drodze krajowej między TIRami? A jednak to właśnie pan Wojtek, kierowca TIRA, zgarnął zaniedbaną staruszeczkę z drogi krajowej w ok. Głowaczowa i bezskutecznie szukał dla Niej pomocy.
Wiadomość o niej zobaczyła w środku nocy jedna z nas i już do rana nie zmrużyła oka. Udało się zdobyć numer i dotrzeć do pana Wojtka, człowieka o wielkim sercu, który pokazał, że można wszystko, jeśli się chce. Kolejna starowinka jest u nas w Domu Nadziei. Kolejny pechowiec, do którego los się uśmiechnął. Ta zbiórka jest na zabezpieczenie bytu takich psiaków jak ona. Którym się udało wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu.
Piątek 13-tego to tradycyjny symbol pecha, a pech obcy nam nie jest - walczymy z nim każdego dnia. Pechem jest być pobitym, wyrzuconym, zostawionym w lesie ze szczeniakami, postrzelonym przez człowieka śrutem, być chorym, mieć robaki, kleszcze, pchły.
Pechem jest brak jedzenia i schronienia, chora łapa, strzaskana przez samochód miednica, odrąbany ogon, obcięte przez okrutnika palce, przebywanie latami na uwięzi ze skrępowanymi łapami u psychopaty-sadysty albo tylko niepełnosprawnego intelektualnie "miłośnika" zwierząt....
Pod naszą opiekę trafiają dziesiątki takich pechowców, do których uśmiechnęło się szczęście- zostały ocalone, znalazły bezpieczną przystań i otrzymały nowe życie. Dzisiejsza zbiórka jest na odwrócenie złego losu kolejnych zwierząt skrzywdzonych przez człowieka.
Redukujemy i odwracamy złą liczbę - dlatego zbieramy 12 i 999. Dla kolejnych zwierząt, których pecha chcemy zastąpić uśmiechem losu.
Ładuję...