Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Odebraliśmy telefon, słysząc głos pełen emocji błagający o pomoc. Jadąc przez jedną z podkieleckich wsi, małżeństwo zauważyło leżącego na poboczu psa. Zatrzymali się, zaczęli rozpytywać i okazało się, że pies leży tam od wielu godzin, a może nawet i dni. Inni ludzie widzieli go zatem, ale nie reagowali...
Leżał, nie będąc w stanie się podnieść. Zrezygnowany i obolały. Pierwsze podejrzenie - powypadkowy. Co mieliśmy zrobić? Oczywiście, że nie mogliśmy odmówić. Piesek pojechał natychmiast do kliniki.
Cały panel badań, mega kroplówka i co się okazało? Że ten biedaczyna, mający kawał grubego krowiego łańcucha przytroczonego do chudej szyjki, nie jest powypadkowy, za to jest dramatycznie wychudzony, zaniedbany, zapchlony niemożebnie, zniszczony i ma potężne deformacje w obrębie kości tylnych nóg, prawdopodobnie o podłożu nowotworowym.
Przez pierwsze dni nie walczył w ogóle. On już się poddał i czekał na to, by odejść. Ale nie pozwoliliśmy mu na to. Dostał całą baterię rozmaitych preparatów wzmacniających i regenerujących, mega bombę środków przeciwbólowych i tak wyposażony pojechał do hoteliku.
A tam, będziemy o niego walczyć! W jego stanie nie bardzo robimy sobie nadzieję na adopcję, nie wiemy też, ile bęzie mu dane pożyć, ale najważniejsze, że teraz już nie cierpi, jest mu ciepło, nie będzie już głodny. Ale kto wie, może zdoła odzyskać wolę życia i chęć, by z tego życia jeszcze skorzystać.
Niestety, i tak jesteśmy cały czas na potężnym - blisko 200-tysięcznym - minusie w klinikach weterynaryjnych i hotelikach, dlatego decyzja o przyjęciu kolejnego podopiecznego to czyste szaleństwo, ale jak moglibyśmy mu odmówić?
Ogromnie potrzebujemy Waszego wsparcia, Waszej pomocy, byśmy dali radę to udźwignąć!
Ładuję...