Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Udało nam się podarować Platonowi miesiąc szczęśliwego życia. Miesiąc bez bólu i głodu. Miesiąc pełen miłości i ciepła. Żałujemy, że tylko tyle... ale cieszymy się, że dane nam było go poznać.
Biegaj Platonie po niebiańskich łąkach i spojrzyj czasami na nas.
Wszystkim, którzy razem z nami do końca walczyli o kocurka z całego serca dziękujemy za wsparcie to materialne, ale także za każde dobre słowo i każdą otartą łzę.
Niestety nie udało się. W dniu 13 grudnia musieliśmy pogodzić się z odejściem Platona. Decyzja o eutanazji była jedną z trudniejszych jaką musieliśmy podjąć jako opiekunowie.
Udało się podarować mu miesiąc spokojnego życia, bez strachu i przelatujących nad gową bomb.
Niestety jego stan w ciągu kilku ostatnich dni bardzo się pogorszył. Przestał jeść, pojawiły się problemy z oddawaniem moczu, a na koniec płyn w jamie otrzewnej. Decyzja mogła być tylko jedna... ale kosztowała wiele...
Kochani koszt całego leczenia to ok 1300zł. I do takiej kwoty została zaniżona zbiórka. Nie zmuszamy nikogo do wpłat, ale bardzo byśmy chcieli nie zostać z długiem bo takich długów mamy sporo. Tym którzy już pomogli serdecznie dziękujemy <3
Niestety nasz Platon złapał infekcję, która kolejny tydzień nie odpuszcza. Ze względu na jego problemy nerkowe lekarze nie mogą zastosować najbardziej skutecznego w takich sytuacjach antybiotyku, ale jednocześnie podkreślają, że trzeba walczyć. Platon jest pod stałą opieką, jest dokarmiany i dostaje wlewy. Wspomagamy odporność i leczymy innymi antybiotykami. Bardzo prosimy pomóżcie nam zawalczyć o tego cudownego kota, bez Was nie damy rady... A Platon tak bardzo chce żyć!
Końcem listopada Palton poczuł się gorzej. Pojechał do lecznicy na kontrolne badania. Nie było gorzej, ale nie chciał jeść. Po dwóch dnaich płukania wrócił do domu.
Cały czas leczymy i walczymy o godne życie dla niego
Karta w załączniku
Wiara sprawia, że wszystko jest możliwe…
Odkąd pamięta, jego domem była ulica. Niby pogodził się z losem, ale gdzieś w zakamarkach kociego serca tliła się wiara, że może los się odmieni.
Nie bał się ludzi, przecież dzięki nim przeżył niejedną zimę, bo to człowiek wystawiał dla niego miseczkę z karmą, by nie umarł z głodu. Latem coś upolował, wygrzebał w śmietniku. Najbardziej lubił ciepło, wygrzewał się w słońcu, ale też wiedział, że istnieje ciepło ludzkiej ręki, bo czasem go ktoś pogłaskał, a wtedy jego wiara rosła i marzył, że będzie miał swojego człowieka i swój dom.
Ale były też dni, kiedy czuł się źle, nic go nie cieszyło, był obolały, więc krył się w jakimś zakamarku i czekał, aż wszystko wróci do normy. I właśnie w takiej chwili czyjeś ręce podniosły go z trawnika i wsadziły do klatki. Zamarł z przerażenia, nie wiedział o tym jeszcze, ale wtedy już zaczęła się rodzić nadzieja.
Nadzieja sprawia, że wszystko zadziała…
Zamieszkał w schronisku. Domem jego stała się klatka. Te klatki były wszędzie i siedziały w nich koty. Czasami rozmawiały ze sobą, poznał ich smutne losy, wszystkie były do siebie podobne. Ulica, tułaczka, często choroby, czasem któryś opowiadał, że miał dom, swojego człowieka. Wszystkim wtedy robiło się smutno i każdy marzył o takim domu. Platon (bo takie imię otrzymał) dalej wierzył i czekał, i miał nadzieję, że jeszcze będzie szczęśliwy, że i jego ktoś w końcu pokocha tak naprawdę, na całe życie. Tu w swoim klatkowym domku nie narzekał, miał swoją miseczkę, legowisko i czasami ręce, które go głaskały. Rzadko, bo rzadko, ale rozumiał, że na głaskanie czekają wszystkie koty.
Pewnego dnia jednak poczuł się źle. Opiekunka pojechała z nim do lecznicy, został odrobaczony, odpchlony i przebadany. Niby wszystko było w porządku, ale on wciąż niedomagał. Tracił apetyt, często leżał osowiały, nic go nie interesowało.
Od czasu do czasu pojawiali się obcy ludzie, oglądali koty i wtedy niektóre znikały. Dowiedział się, że znalazły domy – takie prawdziwe. W takich chwilach było mu szkoda, że to nie on jest tym szczęśliwcem. Wolontariuszki miały nadzieję, a on też razem z nimi, że kiedyś tak będzie.
Płynęły dni, miesiące, lata i nic się nie zmieniało. I wtedy nadszedł dzień, który przewrócił cały świat ludzki i koci. Wybuchła wojna. Był przerażony łzami wolontariuszek, ich rozmowami i pytaniami: co z nami będzie? Czy damy radę? Patrzyły na niego z trwogą, a on nie wiedział, co odpowiedzieć, bo nie znał słowa „wojna”. Zewsząd słyszał wybuchy i szum rakiet. Bardzo się bał, cały się skulił w kąciku klatki. Zaczynało się robić coraz gorzej. Brakowało karmy, więc bywał głodny. W tym trudnym okresie miał problemy z nerkami i zachorował na zapalenie trzustki i wątroby, ale dzięki podawanym lekom wyszedł z tego. Słyszał rozmowy telefoniczne, prośby o karmę i domy.
Często padało słowo Polska. No i w końcu się doczekał i on. Został zaszczepiony przeciwko wściekliźnie i zaczipowany. Wsadzony do kontenerka z kocykiem zaczął myśleć o tym, co zastanie tam, gdzie jedzie? Czy czeka na niego dom pełen miłości i ciepła?
Miłość sprawia, że wszystko jest proste…
Podróż była ciężka i długa. Ale on cały czas śnił o nowym życiu pełnym pieszczot, zabaw i miłości, i ten obraz pozwolił mu to wszystko znieść. Nie jechał sam, obok stały klatki z innymi kotami. Na dworcu w Rzeszowie, gdzie został przywieziony z Ukrainy przez tamtejszych wolontariuszy, czekała na niego i współtowarzyszy nasza wolontariuszka. Wzięła go na ręce, tuliła długo i mocno, mówiła cicho i ciepło, i wtedy Platon zrozumiał, że tu w Polsce znajdzie swoje miejsce i miłość, na którą długo czekał. Trafił do domu tymczasowego.
Ręce innej wolontariuszki też były ciepłe, słowa koiły i przynosiły ulgę. Nakarmiony zasnął spokojnym i bezpiecznym snem. Było mu tak dobrze… I tak odsypiał dawne życie i długą podróż przez parę dni. Ale kiedy obudził się rano osowiały i smutny i nie podszedł do swojej miseczki, opiekunka znając jego przeszłość i przebyte choroby, szybko zapakowała go do kontenerka i zawiozła do przychodni. Został w kocim szpitaliku.
Przeszedł szereg badań, które potwierdziły chorobę nerek (zdiagnozowano tzw torbielowatość nerek). To wada wrodzona, najprawdopodobniej od urodzenia. Niestety wykonane testy pokazały pozytywny wynik FiV. Musi z tym żyć. Otrzymał szereg zaleceń, leków i wrócił do domu.
Mieszka dalej domu tymczasowym i mimo swojej choroby dalej wierzy, dalej ma nadzieję, że ktoś go pokocha, jak jego stan się poprawi. Z tą wadą można żyć, trzeba tylko dbać o niego, odpowiednio karmić i podawać leki.
Całe jego życie było czekaniem na dom i miłość. My też pragniemy, by ta historia się tak zakończyła. Platonowi brakuje domu i swojego człowieka, a nam brakuje funduszy na opłacenie kosztów pobytu w szpitaliku i kosztów leczenia. Prosimy bardzo i tradycyjnie liczymy na Waszą pomoc.
Ładuję...