Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc i serce okazane kocim podrzutkom.
Podstępna panleukopenia zabrała na zawsze Flavusia i Verę - tej walki nie udało nam się wygrać :(
Z dwójki kotów, która przeżyła, kotka Verka znalazła nowy dom. Flavcia nadal jest naszą podopieczną.
W załączniku wystawione na chwilę obecną faktury za leczenie kotów oraz karty wizyt trzech z nich - tych które wiele dni spędziły w kocim szpitalu.
Kochani może ta dokumentacja uświadomi wielu osobom jak ogromne koszty ponosimy w trakcie leczenia i hospitalizacji kotów. A to nie jedyne, które spędzają długi czas w lecznicy bo nie mamy na tyle izolatek żeby mogły być w naszych tymczasach i co najważniejsze nie mamy etatowych pracowników, którzy mogliby się chorymi kotami zajmować cały czas. Więc nie mamy wyjścia - dobrą opiekę chorym kotom może zapewnić tylko lecznicowy szpital.
Długa walka z chorobą, niestety w dwóch przypadkach przegrana. Vera i Flavuś odeszły choć zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy żeby żyły.
Verka i Flavcia przeżyły.
W lecznicy ogromny dług ale serce się i tak raduje jak patrzymy na ocalałe, już zdrowe koty.
Bardzo prosimy o wsparcie bo każdy dług "wiąże nam ręce" do dalszego pomagania.
Jest nadal źle :(
Do Flavusia do szpitala dołączyła Vera i Flavcia :(
Wszystkie koty zmagają się z ogromnym katarem i zapaleniem płuc. Mimo podawania dwóch antybiotyków, zylexisu i leków p/wirusowych nie widać poprawy :(
Niestety stan kotów się nie poprawia. Wręcz jest gorzej. Włączamy kolejne środki odpornościowe ale choroba nie odpuszcza.
Flavuś trafił dziś do szpitala. Ciężko było mu nawet założyć wenflon. Musi dostawać tlen.
Vera, Verka, Flavcia i Flavuś – cztery skrzywdzone koty i dwie historie, które mają jeden wspólny mianownik – ludzką bezduszność. Choć pojawiły się w różnych miejscach, w różnym czasie łączy je ten sam smutny los: niekochane, niepotrzebne…
Piątkowy wieczór dom tymczasowy Fundacji Felineus. Dom, pod adresem wskazanym na stronie jako fundacyjny adres. Dom, w którym pod opieką jest kilkadziesiąt kotów, głównie tych najstarszych i przewlekłe chorych, słowem takich, które mają najmniejsze szanse na adopcję. Oprócz kotów w domu kilka „dzikusków”, czy jak kto woli kotów wolno żyjących, zagląda także do ogrodu. Wolontariuszka wieczorową porą wychodzi przed dom zostawić dla nich jedzenie. Wychodzi przed dom i oczom nie wierzy – na progu, ze smutkiem wypisanym na pysiu, siedzi obcy kot, a w zasadzie kotka. Nie podchodzi od razu, cichutko płacze, pomiaukuje…
Wolontariuszka przykuca, woła spokojnym głosem, wabi pachnącym jedzeniem. Kotka podchodzi i delikatnie ociera się o nogi. Jest morka i brudna – tego wieczoru rzęsiście pada deszcz… Wolontariuszka wzdycha bezsilnie i zabiera kotkę do domu. Zabezpiecza ją w łazience – miejscu, do którego inne koty nie mają dostępu. Coś jednak nie daje jej spokoju. Skąd ta mała wzięła się w ogrodzie? Podrzutek? A co jeśli nie ona jedna?
Wolontariuszka postanawia wyjść i jeszcze się rozejrzeć. Zabiera latarkę i idzie do ogrodu. Tuż za bramą, na mostku, dostrzega kartonowe pudło. Podchodzi do niego bezszelestnie. W rozmokniętym na deszczu pudle, siedzi skulona i przerażona jeszcze jedna kotka. Ona także, po krótkiej chwili podchodzi z ufnością do człowieka. Wolontariuszka nie ma już żadnych wątpliwości – obie kotki zostały celowo podrzucone pod ten adres. Ktoś szybko i bez wyrzutów sumienia postanowił pozbyć się problemu…
W domu, w dobrym świetle, wolontariuszka przygląda się obu kotkom. Vera i Verka mają ogromne pękate brzuchy, wyciągnięte z głodu pysie i chude łapki. Na dodatek obie są bardzo zaniedbane, z zaawansowanym katarem, brudne, sponiewierane… Na jedzenie rzucają się tak, jakby nie jadły od wielu dni…
Sobotni poranek. Vera i Verka jadą na kontrolną wizytę do lecznicy. Dostają leki, wzmacniające kroplówki i środki przeciw pasożytnicze. Wolontariuszka wraca z kotkami do domu i wpada w wir domowych obowiązków. Dziś musi szybko się uwinąć, bo po południu obiecała dowieźć karmę do oddalonej o kilka kilometrów wioski, gdzie wspólnie z jedną z mieszkanek dokarmiają stadko kotów.
Popołudnie. Wolontariuszka dociera z karmą na miejsce. Wita się z karmicielką, po czym wspólnie przystępują do nakładania pyszności na kocie miseczki. Znajome im koty już czekają przyczajone w oddali. Wyczekują momentu, kiedy kobiety odejdą na bezpieczną odległość, by ruszyć, opróżniać pełne miski. W trakcie nakładania jedzenia nie wiadomo skąd pojawiają się jednak dwa zupełnie obce, niewidywane tu wcześniej koty. Nie boją się, podchodzą jakby nigdy nic i zaczynają jeść. Brudne, ze zmierzwionymi futerkami, zapłakanymi oczami proszą o więcej. Czy chore i głodne znalazły się tu przypadkiem?
Wieść o miejscu, gdzie karmi się koty, w takich małych wioskach roznosi się bardzo szybko… Czy to przypadek, że koty się tu znalazły? Choć może kobiety chciałyby w to wierzyć, obie nie mają wątpliwości, że to kocie podrzutki. Flavcia i Flavuś zostają zabrane przez naszą wolontariuszkę do domu, bo przecież nie można było ich zostawić na pastwę losu… Flavuś i Flavcia – tak samo zaniedbane i chore. Tak samo jak Vera i Verka dostają niezbędne leki i preparaty.
Ciepło domowego ogniska, miłość, opieka, leczenie – wszystko to sprawia, że koty powoli odzyskują nadzieję na lepszy los. Po kolejnej wizycie kontrolnej lekarz podejmuje decyzję o kastracji. Umawia zabiegi. Wszystkie cztery koty jadą tego samego dnia. Jednak kiedy wolontariuszka jedzie wieczorem odebrać koty po zabiegach, lekarz nie ma dla niej dobrych wieści. Te pękate brzuchy, od początku budziły różne podejrzenia. Operacje odkryły kolejny problem. Wszystkie koty mają nienaturalnie powiększone narządy wewnętrzne i płyn w otrzewnej. Ten stan wymaga wnikliwej diagnostyki, bo przyczyn może być wiele - oby nie ziścił się najgorszy scenariusz - FIP.
Marzenia o nowym domu Vera, Verka, Flavuś i Flavcia muszą odłożyć na później. Ich przyszłość znów rozmyła się we mgle… Realna pomoc dla nich, to w pierwszej kolejności troska o ich zdrowie. Rozszerzony pakiet badań x 4, antybiotyki, leki, środki odpornościowe x 4, wizyty i zabiegi liczone także x 4. Wszystko to sprawia, że koszty walki o kolejne niechciane i niepotrzebne przerastają nasze możliwości finansowe.
Tylko wy, kochani Pomagacze, jesteście dla nich ostatnią deską ratunku. Bardzo chcielibyśmy i do tych historii dopisać szczęśliwe zakończenie. Tylko z waszą pomocą to może się udać. Dlatego w imieniu tych niechcianych i porzuconych, Very, Verki, Flavusia i Flavci, bardzo prosimy was o wsparcie.
Ładuję...