Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Złamany kręgosłup, zmiażdżone biodra, połamane łapy… A to jeszcze nie wszystko. Ilu z nas byłoby w stanie znieść taki ból? Myślę, że niewielu. A on walczy i nawet gdy w nas gasła nadzieja, on się nie poddawał. Co jeszcze zadziwiające, Bruno jest, a raczej był kotem całkowicie dzikim, który w jednej sekundzie, która całkowicie zmieniła jego życie, musiał zaufać. Zaufać tym, od których zawsze uciekał. Tym, przed którymi zapewne ostrzegała go mama – ludziom.
Historia Bruna rozdziera nam serce, bo w walce o niego poznałyśmy bezduszność ludzką w trosce o przywrócenie do życia kota, która dla nikogo nic nie znaczy. Dziś tę historię Wam opowiemy, mając ogromną nadzieję, że pozwolicie nam uwierzyć w to, że zmasakrowany dziki kot zasługuje na to, by żyć.
Bruno, pochodzący z Brynowa k. Częstochowy wpadł pod pędzący samochód. Kierowca nawet się nie zatrzymał. Przecież to tylko głupi kot, który wyszedł na drogę. Po co marnować na niego czas. Na szczęście kolejne auto się zatrzymało i jego kierowca, widząc czołgające się po jezdni stworzenie, postanowił coś zrobić. I tu historia jakich wiele. Telefon na Policję, do straży, gminy i co? I nic. Kot może konać. Przecież są ich miliony. Jedne w tę czy tamtą stronę nie robi na urzędnikach żadnego wrażenia. Bruno umierał.
Jego ratownikom udało się znaleźć kontakt do nas. Zabrałyśmy Bruna. Widząc to czołgające się kocie stworzenie, pękło nam serce. Miałyśmy nadzieję, że nie chodzi z powodu połamanych bioder, bo pod naszymi palcami wszystko dosłownie chrupało. Sprawdziłyśmy czucie głębokie. Jedna łapka reagowała, druga nie. Już wiedziałyśmy, że ma złamany kręgosłup. I pytanie, czy rdzeń również został uszkodzony, Kolejne pytanie, czy jest sens ratować kota, który może nie mieć czucia? Skazywać go na kalectwo i niemożność poruszania się. Kotka dzikiego, który panicznie boi się ludzi. Wiedziałyśmy, że nie. Jednak wiedziałyśmy też, że jeśli jest, choć cień szansy, że sprawność odzyska, nie można od razu skazywać go na śmierć, bez dania mu szansy. Podjęłyśmy decyzję, że sprawdzimy jeszcze, czy panuje nad wypróżnianiem się. Jeśli tak – walczymy.
I Bruno pokazał nam, że walczyć o niego warto, bo on nie ma zamiaru się poddać. Zdjęcia RTG nas zdruzgotały. Wszystko połamane. Rozerwane powłoki brzuszne. I jakby tego było mało, zerwane barki.
Był to akurat dzień, w którym w nocy jechałyśmy do Wrocławia z innym beznadziejnym przypadkiem – pieskiem Czarli. Do lekarza, o którym słyszałyśmy, że składa właśnie te, których nikt inny nie jest w stanie poskładać. Tak więc zabrałyśmy ze sobą Bruna. Jechałyśmy pełne nadziei. Przecież to taki dobry lekarz. Wszyscy nam go polecali. Na miejscu byłyśmy o siódmej rano i mimo umówionej wizyty, na przyjęcie czekałyśmy cztery godziny. Cztery godziny wiary, że ktoś pochyli się nad losem obu zwierzaków.
I powiemy, że jeszcze nigdy nie spotkał nas taki zawód. Nasz cudotwórca okazał się być niezainteresowany pomocą naszym zwierzakom. Podsumowując – "tu jest masa roboty i nie wiem, czy jest sens." Wizyta nie trwała nawet 3 minut. Chciało nam się płakać. To, co mamy teraz zrobić – wywalić zwierzaki z samochodu, bo dużo z nimi roboty? To był bardzo trudny powrót do domu. Jednak nie poddałyśmy się. Zaczęłyśmy dzwonić i jeszcze tego samego dnia znalazłyśmy lekarza, który powiedział – dobra, przywieźcie, zobaczymy, co da się zrobić.
I tak Bruno trafił do wspaniałego lekarza, dla którego był ważny tak samo jak dla nas. Rokowania były niepewne. Już na wstępie wiedziałyśmy, że Brunia czeka ciąg operacji, bo wszystkiego nie da się zrobić naraz. Na pierwszy ogień poszły połamane łapy. Jedna z nich strasznie. Pan doktór dokonał niemożliwego, składając coś, co było w strzępkach.
Bruno został też wsadzony w gips barkowy, aby ustabilizować barki. Mimo złamanego kręgosłupa, a dokładniej pękniętego wszerz kręgu, rdzeń pozostał cały. Jednak nerwy przewodzące do łapek w obrębie miednicy zostały uszkodzone. Uszkodzone, nie zerwane, więc istniała szansa, że się zregenerują. I tak łapka, która wydawała się być w lepszym stanie, okazała się, póki co pozostać bezwładna na odcinku dolnym, a ta, tak strasznie połamana odzyskuje czucie. Bruno spędził w szpitalu aż 3 tygodnie. Pomimo odległości dzielącej szpital od nas, jeździłyśmy go odwiedzać i nie mogłyśmy uwierzyć, jak wielka zmiana w nim zaszła.
Z dzikiego kotka, który nas gryzł i fukał na nas, teraz patrzył nam w oczy z nadzieją i ufnością. Już wiedziałyśmy, że warto. Że warto dokonać każdego trudu i każde pieniądze, by go ratować.
W piątek zabrałyśmy Bruna do nas, na rehabilitację. To jednak nie koniec operacji. Nie da się wszystkiego zrobić naraz. Teraz musi ćwiczyć, by wzmocnić mięśnie i by jego tak misternie poskładana kość funkcyjnej łapki, miała czas się porządnie zrosnąć. Również biodra muszą się pozalewać, bo póki co wszystko tam chrupie.
Bruna czekają jeszcze przynajmniej dwie operacje. Barku i drugiej łapki. Jeśli okaże się, że nic nie da się z nią zrobić, będzie trzeba ją amputować, ale nie będzie to dla niego żadna tragedia. Mamy kilka kotków piratków bez łapek, które wiodą normalne życie i fenomenalnie sobie radzą, skacząc po drzewach w naszej kociarni jak cyrkowcy. Jednak dajemy tej łapce jeszcze czas. Jak to się mówi – uciąć zawsze zdążymy, a nuż widelec odzyska czucie.
Bruno jest cudnym kotkiem. Z dzikusa zmienił się w ufnego miziaka. Jest tak wdzięcznym kotkiem, który tak na nas patrzy, że serce samo nam się ściska. Kochani, wiemy, że to tylko jak niektórzy powiedzą, głupi bezdomny sierściuch, ale właśnie w imieniu tego, którego los nikogo nie obchodził, błagamy Was o pomoc dla niego.
To jedna z najdzielniejszych istot, jakimi miałyśmy przywilej się opiekować. Jego hart ducha nie przestaje nas zadziwiać, a jego niegdyś dzikie serduszko pełne jest miłości i ufności. Kochani, on nam zaufał. Uwierzył w to, że możemy mu pomóc, dlatego błagamy Was o pomoc, by tego zaufania nie zawieść. Każda żywa istota zasługuje na szansę a on w swojej wyjątkowości, po stokroć.
Bardzo Was prosimy. Zaufał nam – ludziom, proszę pokażmy tej kociaczce, że jesteśmy tymi dobrymi.
Cel zbiorki:
Pełne koszta leczenia, rehabilitacji i utrzymania Bruna, oraz kotków, które trafiły do nas w ostatnich tygodniach, a których los mimo brutalnego potraktowania mało kogo obchodzi i tak:
- dwa mioty ok. 10 i 20-dniowych kociątek. Oba z silnym katarem. Jeden całkowicie butelkowy.
- 4 rudaski ok. 3 miesiące. Wyniszczone, zainfekowane i chore na zapalenie górnych dróg oddechowych.
- stary, zgłoszony bezdomniak z niewydolnością nerek.
- kotka z wirusowym zapaleniem jelit.
Ładuję...