Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
z 17 kociąt pozostało 9
i pozostały długi
jak umierają kociaki? panleukopenia
Wieczorem wszystkie kociaki ładnie się bawiły, jadły z apetytem, były bardzo aktywne. Rano do jedzenia jeden nie podszedł. Leje się przez ręce, do weta natychmiast, po drodze prawie odchodzi, główka opada do tyłu, coraz zimniejszy; błagam - nie śpij, dzieciaku, zaraz będziemy, Dowożę żywego, stan krytyczny, wstrząs. Kilka godzin, udaje się malca ustabilizować. Nie wiem, co się zadziało. W panice jadę po resztę i wszystkie 17 kociąt wiozę do szpitala. Test na pp - u maluszka dodatni, kolejny test - u ostatniego, który został przyjęty do Fundacji - dodatni.
Na cito potrzebna surowica. Ja jadę, lekarze podają inne leki. Brak jakichkolwiek objawów choroby. Tego samego dnia wszystkie kociaki dostają surowicę i maja wdrożone intensywne leczenie. wyjeżdżam od nich późnym wieczorem - zachowują się normalnie, brak złego samopoczucia,
Rano wiadomość z lecznicy - wszystko, jak wczoraj. Czyli jest dobrze. Po 5 minut telefon - kociak, o którego tak walczyliśmy, właśnie odszedł. Chwilę przedtem jeszcze aktywny, wesoły, gadający. Silny atak neurologiczny i nie ma kociaka
Kolejny nikł w oczach, po prostu znikał, coraz słabszy, coraz mniejszy, aż zniknął całkowicie
Rudzielce, które przyszły razem, przyniosły i koci katar, i panleukopenię, umarły razem. Mocno ze sobą związane, cały czas blisko siebie i w śmierci.
Postać nadostra. Większość kociąt odchodziła w wyniku bardzo mocnych ataków neurologicznych. Kociak bawi się, szaleje wręcz z innymi, nagle upada na bok i traci świadomość. Niektóre raptem markotnieją, obojętnieją, Zdarzają się biegunki, wymioty. Nic nie pomaga.
Większość bezobjawowo, wszystkie z leukopenią.
Dramat, tragedia. Każda śmierć maleństwa boli. Jest robione dosłownie wszystko, co możliwe – żadnych oszczędności, żadnych zamienników. Walka nierówna. Śmierć zabiera je nagle, bez uprzedzenia, bez wahania i bez litości
Z 17 kociąt zostało 9.
8 maluszków umarło.
Osiem.
Walczymy o resztę. Musi się udać.
Nie będę epatować zdjęciami, choć robiłam – wtedy, gdy czuły się dobrze, i gdy już było źle. To po prostu ponad moje siły i Wam też oszczędzę. Dlatego nie pisałam na bieżąco, nawet mówić nie mogłam na ten temat.
wiecie, jak to jest, gdy przyjeżdżasz do szpitala i widzisz puste klatki? 17 kociąt było.. a potem z dnia na dzień coraz mniej, coraz bardziej pusto..
To także moja osobista tragedia i rozpacz.
Tyle razy pisałam, że przyjmuję kociaki tylko i wyłącznie w sytuacji zagrożenia życia, a teraz te uratowane znalazły śmierć w Fundacji. Ośmioro kocich dzieci umarło. Niech to już będzie koniec.
Tyle lat udawało mi się uchronić przed panleukopenią. Czytałam o chorobie, widziałam, co się dzieje w innych organizacjach, domach tymczasowych, hodowlach, przytuliskach itd. Było to zawsze dla mnie przerażające, ale mimo tego, nie byłam przygotowana na to, czego doświadczyły moje maleństwa. Skala i nagłość, i nieprzewidywalność, są porażające.
Walka nierówna, ale bardzo kosztowna. O tym też muszę myśleć. Mam nadzieję, że pomożecie.
przykład leczenia szpitalnego kociaków :(
Jestem wstrząśnięta i zdruzgotana. Przez 13 lat, odkąd tu mieszkamy, nie spotkała nas ta choroba. Słyszałam o niej, bałam się jej i nie dopuszczałam do niej - broniłam się rękoma i nogami.
Kociaki były przyjmowane do Fundacji RUNA tylko w przypadku zagrożenia życia, ale po uprzedniej wizycie u weterynarza, przeglądzie ogólnego stanu, pod kątem chorób zakaźnych, pasożytów, testach FIV/FeLV/panleukopenia. Fundacja nie odmawiała pomocy, jeśli 'przegląd' nie wypadł pozytywnie. Ostatnie kociaki chore na koci katar były najpierw leczone w domu tymczasowym i dopiero trafiły do RUNY, kociaki, którym test na panleukopenię wyszedł dodatni, były leczone w szpitalu.
13 lat i nic, a teraz w lipcu nas dopadło. Zostały przyjęte dwa kociaki, weterynarz zrobił testy, badania i uznał, że wszystko jest ok i kocurki małe mają tylko zapalenie spojówek, więc przepisał kropelki.
Okazało się, że malce przyniosły koci katar, a poza nim też panleukopenię. I to po prostu jest dramat. Zaczął się armagedon
walczymy z kocim katarem, ale wszyscy są aktywnie, energiczni, z dużym apetytem, jest fajnie. Wchodzę rano ze śniadankiem do ich pokoju, jedno maleństwo nie podchodzi do miski. Patrzę, co z nim, a kociak się leje przez ręce, Natychmiast do weterynarza, po drodze główka mu opada do tyłu, podtrzymuję, proszę, żeby nie zasypiał. W lecznicy okazało się, że był już we wstrząsie, natychmiast, steryd, ciepłe płyny, dogrzewanie itd.
Po kilku godzinach maluch się stabilizuje. Jestem mocno zaniepokojona, nie wiadomo, co się zadziało. Będąc panikarą, jadę po resztę kociaków i całą 17. wiozę do szpitala. Na miejscu okazuje się, że wszystkie mają podniesioną temperaturę, a dwa rudzielce, które dotarły do Runy ostatnie mają gorączkę. Test na panleukopenię u chorego kociaka i jednego z rudzielców - dodatni. Szok.
Natychmiast wdrożone leczenie. Ja jadę po surowicę, Czas odgrywa wielką rolę, więc trzeba ja zdobyć bez względu na koszty, za to na już. Surowica musi być podana wszystkim kociakom, ale też kotom i psom w domu. Nawet, jeśli były szczepione.
Choroba, która nas dotknęła ma postać nadostrą. Nie ma typowych objawów - wymioty, biegunka
Kociak, który pierwszy zachorował, po stabilizacji, po wdrożeniu leczenia, łącznie z podaniem surowicy, czuł się świetnie. Wieczorem się bawił, zaczepiał nawet do zabawy, miał apetyt. Następnego dnia rano było podobnie. 2 minuty i nie żył - silny atak neurologiczny. Kolejny nikł w oczach, dosłownie, aż całkiem się poddał. Tulił się do mnie, a po kilku godzinach już nie żył
Na samą surowicę wydaliśmy już 11 tys. Skala problemu jest ogromna. Runa musi też minimalizować ryzyko, jeśli chodzi o pozostałych podopiecznych. Leczenie 17 kociąt w szpitalu kosztuje bardzo dużo. Walczymy, nie wiem, czy nie jesteśmy na przegranej pozycji. Ale walczymy, musimy. Proszę, żebyście walczyli z nami!
Ładuję...