Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Trzy psiaki uratowane z psudoschroniska – dziś są zdrowe, zadbane i… gotowe do adopcji. Obecnie mieszkają w hotelikach w okolicy Warszawy. Na nowo nauczyły się ufać ludziom i okazało się, że to bardzo fajne psy.
Fundacji Viva – „Psom na pomoc” to tylko dwie wolontariuszki. Tylko i aż, bo te dwie dziewczyny mające na co dzień pracę zawodową, dom, dzieci i mężów – dokonują prawdziwych cudów.
Każdego dnia we dwie walczą o lepsze jutro dla psiaków, które ratują z miejsc nazywanych „mordowniami”. Są to pseudoschroniska, punkty przetrzymań, miejsca, w których ludzie zbierają zwierzęta, nie zapewniając im nawet podstawowej opieki, miejsca, w których te psy umarłyby w cierpieniu, zagryzione lub pozbawione opieki weterynaryjnej. Pomoc wolontariuszek nie ogranicza się tylko do wyciągnięcia zwierzaka z piekła. Muszą zatroszczyć się o karmę, dach nad głową i bardzo drogie leczenie. W tej chwili pod opieką Psom na Pomoc jest blisko 50 psów, które czekają w domach tymczasowych i hotelach na własne, wymarzone domy.
Niedawno pod opiekę wolontariuszek trafiły trzy kolejne psie istnienia. W chwili przejęcia nad nimi opieki były w bardzo poważnym stanie, a jeden – Koks, wręcz w bardzo ciężkim. Koks przez ponad tydzień walczył o życie. Harold i Dyzio spędzili kilkanaście dni w szpitalu.
Ich historia jest typowa, jak wiele innych. Każdy z tych trzech psiaków miał swój dom. Jednak domy postanowiły pozbyć się psów. Najłatwiej jest to zrobić, wyrzucając psa na ulicę. A co czeka psa na ulicy? Głód i poniewierka, wieczne odganianie przez obcych ludzi, pogryzienia przez inne psy. Wielki stres, ból i tęsknota. Wreszcie spotkanie z hyclem – kolejny potworny stres, a wreszcie ostatni przystanek w punkcie przetrzymań. Bo pies dla hycla ma wartość tylko do czasu, aż gmina nie wypłaci za niego pieniędzy. Później najlepiej aby zdechł. Nie warto w niego „inwestować”. Aby pokazać, że coś się robi, trzeba je było wykastrować. Ale tak, by to nic nie kosztowało – bez leków, znieczulenia i fachowej pomoc. Te trzy psy zostały potwornie okaleczone, bo ktoś przeprowadził na nich rzeźniczą kastrację...
Strach nawet myśleć, jak skończyłaby się ich historia, gdyby nie nasze wolontariuszki. Sprawa została oczywiście zgłoszona na policję, ale to nie zmienia faktu, że to wolontariuszki muszą opłacić faktury za leczenie psów. Na opiekę dla Harolda, Dyzia i Koksa potrzeba 8 000... Nie da się jednak przełożyć tego na cenę trzech żyć. Bo ile warte jest psie życie?
Prosimy o pomoc!
Ładuję...