Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Niestety nie udało nam się zebrać całej kwoty. Z tego co uzbieraliśmy udało am się spłacić część długów.
Nie wiem jak zacząć pisać kolejną prośbę o pomoc. Nie potrafię skutecznie zaplanować działań ratujących naszą fundację, pomagający polskim zwierzakom w potrzebie równolegle do planu ratowania uchodźców i ich zwierząt. Nie z takimi długami i zastojem w zbiórkach.
Sytuacja na świecie i na naszym podwórku zmienia się dynamicznie i zwroty akcji zaskakują nas codziennie. Już kilka razy jechali do nas ludzie i zwierzęta z Ukrainy. Po drodze zawsze plany się jakoś tak zmieniały, tak że w końcu nikt jeszcze do naszej fundacji nie dotarł. Jedni z Ukrainy w ogóle nie wyjechali, niektórzy po drodze znaleźli inne schronienie, psy jadące do nas zostawały w innych fundacjach. A w między czasie wciąż dostaję prośby o pomoc psom z Polski, takim staruszkom w polskich schroniskach mordowniach.
Chciałabym pomóc wszystkim. Czy to w ogóle możliwe? Chociaż części z nich? Każdemu po trochu? A tak naprawdę pomimo naszych chęci do pomocy i otwartego domu na uchodźców i ich zwierzaki, nasze polskie zwierzęta i my sami jako fundacja też wciąż potrzebujemy pomocy.
Udało nam się ostatnio uratować i dać dom kilku koniom: niewidomym Druidowi i Zorzy, kucykowi Maćkowi, źrebnej Runie oraz owcy Bezie. Przygarnęliśmy kolejnego psiaka: małego rudego Rumcajsa z pobocza w okolicach Radomina.
Powoli zapowiadało się, że wychodzimy na prostą. W planach mamy nam wciąż ratunek 25 kur i przygarnięcie psiego staruszka z polskiego schroniska. No i wciąż jesteśmy otwarci na przyjęcie rodziny uchodźców oraz 2, 3 psów z Ukrainy, jeśli tylko będą chętni.
Ale nasza zbiórka na ratowanie fundacji ledwo przekroczyła 50% potrzebnej kwoty. Do tej pory dzięki pomocy dobrych ludzi były promowana i powoli kwota rosłą. Niestety po wybuchy wojny na Ukrainie praktycznie stanęła. My też chcemy pomagać Ukrainie, nie zrozumcie mnie źle. Pomagamy jak możemy. Ale nasi podopieczni są tu już teraz i żyją i muszą jeść, potrzebują weterynarza. Część z naszych psów wciąż czeka na zabiegi sterylizacji i kastracji, na porządne odrobaczenie, na różne zabiegi. Mamy tak duże zadłużenie u naszych weterynarzy (jeszcze około 10000zł), że do czasu spłacenia długu nie możemy korzystać z ich usług.
Mamy też ciągle olbrzymie zaległości w opłatach na media i siano, którego zapasy właśnie się kończą.
Ostatnio wieźliśmy do lecznicy potrąconego jelonka. Szybka akcja ale pomimo to nie udało nam się go uratować. Niestety dług w lecznicy pozostał na kwotę 600zł!
Nie chcemy przestać pomagać bo chcemy wierzyć, że spłacimy kiedyś te okropne długi i w końcu wyjdziemy na prostą. Na razie możemy jednak liczyć tylko na wasze wsparcie, żeby opłacić zaległe faktury i żeby nie zostać zapomnianym.
Tak bardzo się boimy, że zapomnicie o nas. Boimy się że nie mając wielkiej medialnej pomocy ukraińskim zwierzakom będziemy niewidzialni i nasza fundacja upadnie.
Czy musimy mieć pod opieką uratowanego zwierzaka z Ukrainy, żeby liczyć na pomoc? Może kiedyś taki do nas przyjedzie, ale może nie. Jakie to straszne, że nagle podzieliliśmy te zwierzęta na takie których wsparcie jest bardziej dochodowe i na te mniej opłacalne.
Czy mam odmówić miejsca staruszkowi z polskiego schroniska, który ledwo chodzi i potrzebuje pomocy żeby czekać z miejscem na ukraińskiego psa, dzięki któremu znowu zbiórki ruszą?
Bo utrzymanie tylu zwierząt pomimo wielu darowizn rzeczowych to niestety jest wciąż wszystko kwestia kasy. Kasy na rachunki i opłaty i usługi! Tak naprawdę jak dostaniemy wsparcie na opłaty to my będziemy mogli pomóc obu tym psom i to jest najlepsze wyjście. Nie każcie nam wybierać! Na razie pomagamy polskiemu psu bo on tej pomocy potrzebuje teraz i ludzie o tą pomoc nas poprosili wczoraj. Przyjedzie do nas niedługo. Ale im jest nas więcej tym większej liczbie zwierząt i ludzi pomożemy.
Czekamy wciąż na psiaki z Ukrainy i na pewno pomożemy im jak przyjadą. A czy zapewnimy im opiekę weterynaryjną? Niektórzy weterynarze oferują ją bezpłatnie więc pewnie ją otrzymają. Mają szczęście. Ale nasz kulający polski staruszek już na nią nie ma co liczyć, ani Nuka z naroślą na szyi, która czeka na zabieg od wiosny, ani Dyzio czekający na kastrację? Muszą czekać póki nie ruszymy finansowo.
Obecnie pomagamy też rodzinom z dziećmi z Ukrainy zapraszając je do nas na spotkania z naszymi zwierzakami, warsztaty z końmi i organizujemy dla nich lekcji języka polskiego w towarzystwie uratowanych zwierząt. Mamy masę chętnych co nas bardzo cieszy. Nasze uratowane zwierzaki uwielbiają gości i też mogą pomagać.
Ale nie robimy tego tylko na pokaz, chociaż kłamstwem byłoby nie przyznać, że każdy rozgłos wspiera nasze głodne mordki. Robimy to, bo taką mamy od lat misję. Od lat zapraszamy dzieci do nas, a nasze uratowane zwierzaki ratują dzieci, przed samotnością, smutkami i lękami. Ludzie zwierzętom, zwierzęta ludziom - taki był nasz zamysł. Może ta pomoc ukraińskim dzieciom w trudnym czasie wojny was zachęci do wsparcia naszych podopiecznych?
Ale niestety kolejny jestem zmuszona prosić was o pomoc, pomoc w promocji naszej zbiórki i w zasilaniu jej, w rozpowszechnianiu informacji o możliwości adopcji wirtualnej naszych podopiecznych.
Chcemy móc pomagać wszystkim: tym uciekającym przed wojną i tym tu na naszym polskim podwórku. Pomóżcie nam dalej pomagać.
Powoli zaczęliśmy wychodzić z długów ale jeszcze mamy ogromne zaległości. Natomiast zwierząt potrzebujących pomocy nie ubywa i co chwila otrzymujemy telefony z prośbami o pomoc. Ostatnio dużo się u nas działo, wiele zawirowań i zwrotów akcji miało miejsce a w rezultacie i zupełnie awaryjnie i niespodziewanie przyjechały do nas dwa niewidome konie: Druid i Zorza. Jeden i drugi zostały w ostatniej chwili zawrócone z drogi do rzeźni przez dobrych ludzi.
Druid to koń sportowy, zwycięzca wielu nagród i medali w skokach. Niestety razem z medalami dla swoich ludzi wyskakał sobie wzrok. Po oślepnięciu, już niepotrzebny nikomu został sprzedany na mięso. Przyjechał do nas niespodziewanie na miejsca innego konia, którego nie udało się niestety wykupić na czas.
Zorza to staruszka, kucynka, malutka, biała kuleczka, która podobno straciła wzrok z rąk człowieka. Jest bardzo wystraszona i nieufna. Miała jechać do nowego domu, który w ostatniej chwili, jak już Zorza była zapakowana do koniowozu, się rozmyślił. Nie miałam serca jej odmówić, żeby wróciła do kolejki na hak, więc tego samego dnia Zorza przyjechała do nas.
I tak oto dane nam było uratować kolejne dwa życia. Nie możemy przestać i wierzymy, że wspólnymi siłami możemy dalej im pomagać.
Nasz mały jednooki Bubu uratowany z piekielnych Wojtyszek mieszka u nas od ponad roku. Jest stary, jest jednooki (drugie oczko musiał stracić w bójce w Wojtyszkach) i ostatnio został u niego zdiagnozowany nowotwór wątroby. Biedny strasznie stracił na wadze i całymi dniami śpi. Zamieszkał z kotami, gdzie ma święty spokój i ciepełko.
Serce nam się rozpada na malutkie kawałeczki patrząc na tą kruszynkę, która przeszła tak wiele i nie doczeka się nigdy już adopcji.
Nie dożyje dnia kiedy długo wyczekiwany człowiek wypatrzy go spośród innych, kiedy właśnie jego wybierze i zabierze ze sobą do nowego domu, gdzie będzie na niego czekało nowe posłanko, pyszne jedzenie, zniecierpliwiona i uśmiechnięta rodzina.
Więc my jesteśmy jego kochającą rodziną i będziemy przy nim do końca jego dni. My jesteśmy jego domem. Mam nadzieję, że wie, że my go kiedyś wypatrzyliśmy z tłumu i wybraliśmy właśnie jego, żeby zamieszkał w naszej fundacyjnej rodzinie. Mam nadzieję, że czuje się wyjątkowy i zadbany i kochany. Nie jest łatwo dać mu wszystko czego potrzebuje mając pod opieką tak wiele zwierząt. Najtrudniej jest z czasem i uwagą, której wszystkie tak bardzo się domagają (a czasami jestem tylko ja jedna na 25 psów i wielu pozostałych podopiecznych).
Robię co mogę, żeby dać jak najwięcej domowego ciepła, szacunku, miłości - prawdziwej rodziny psom takim jak Bubu. Wiem, że to zawsze za mało. Większość naszych zwierząt ma tylko nas. Fundacja Inter Pares jest i do końca ich dni będzie ich jedyną rodziną.
Więc bardzo was proszę pomóżcie wesprzeć jej przetrwanie.
Dzięki waszemu wsparciu zobaczyliśmy światełko w tunelu i pomagamy dalej! Od początku roku uratowaliśmy kolejne psie życia: niewidome psy Krecika i Sylwka, wyrzuconego na ruchliwą szosę Dyzia, staruszki ze schronisk Czesia i Benia. Wczoraj przyjechał do nas kucyk Maciek i mamy nadzieję, że niedługo przyjedzie niewidomy koń Druid.
Bez waszej pomocy nie podjęlibyśmy się dalszych działań i nie uratowalibyśmy tych żyć. Dziękujemy wam z całego serca i zapraszamy wszystkich, którzy nas wspierają do odwiedzin w naszej fundacji jak będziecie w okolicy.
Zobaczcie jakie nasze zwierzaki są szczęśliwe, nieświadome finansowego zagrożenia.
Pomóżcie naszej kochanej koniokrowie Zosi dalej galopować ze stadem w błogiej niewiedzy, że cokolwiek jej groziło i w przekonaniu że jest bezpieczna w swoim domu.
Kochani, już nie możemy dalej prosić, więc błagamy Was o pomoc... Ostatni okres był bardzo ciężki i znowu stanęliśmy na krawędzi upadku.
Wszystkie nasze pozostałe zbiórki stanęły w miejscu. Zarówno ta na budynek, który nie tylko byłby domem na zimę dla naszych psich staruszków, ale dałby nam szansę na zarobienie, na podniesienie się z kryzysu, również zbiórki na poszczególne psy i ogólna na długi weterynaryjne... STOJĄ. A długi ROSNĄ...
Dostaliśmy wielkie wsparcie na kupienie drzwi zamykających jedno pomieszczenie nieocieplonego pustostanu, w którym zamieszkają nasze staruszki na zimę. Nie zdążyliśmy ich zainstalować, kiedy okazało się, że po wichurach i ulewach dach przecieka w tak wielu miejscach, że od wielu tygodni walczymy bezskutecznie z naprawą. Nawet psy się wyniosły do bud, bo im kapie na głowę. Nie stać nas na profesjonalnego dekarza. Sami łatamy, co możemy, ale budynku na zimę nie możemy zamknąć przy takiej wilgoci nawet jeśli drzwi i czworonożni rezydenci czekają.
Aż strach nam podliczyć ile mamy niezapłaconych faktur, za weterynarzy, za media, za księgową, za dzierżawę terenu...
Ta pandemia chyba jednak finalnie nas dobije. Nie widzimy już nadziei innej niż zwrócenie się do Was z tą rozpaczliwą prośbą o pomoc.
Chcemy dalej ratować zwierzęta, ale teraz sami potrzebujemy ratunku. Wielkimi krokami zbliża się zima - to bardzo trudny dla nas czas. Zapas karmy z poprzedniej zbiórki zaraz się kończy i nie mamy środków, by zamówić kolejne dostawy siana, słomy, owsa czy karmy dla uratowanych psów. Leczymy i rehabilitujemy nasze zwierzęta, szukamy domów adopcyjnych. Nasze budy, które planujemy postawić w pustosianie i obłożyć słomą dla schorowanych zwierząt są również stare i wymagają remontu. Musimy koniecznie mieć środki na weterynarza – bo większość naszych zwierząt jest stara lub chora, a nie mamy z czego zapłacić zaległych faktur. Teren, który dzierżawimy dla zwierząt mamy zadłużony w opłatach.
Pandemia to okres wyjątkowo dla nas ciężki. Mniej darowizn, a zwierząt do ratowania przybywa coraz więcej. Sukcesywnie sprzedawaliśmy prywatne rzeczy, sami jesteśmy zadłużeni byleby tylko nie utonąć. Żyjemy w ciągłym stresie, czy jutro będziemy w stanie nakarmić nasze zwierzaki, czy nie odłączą nam wody, czy prądu. Kładziemy się i wstajemy pełni obaw o przyszłość naszych podopiecznych. Walczymy każdego dnia o przetrwanie. I przez ostatnie miesiące jakoś dawaliśmy radę, ale było bardzo trudno. Nasze możliwości na wyjście z kryzysu powoli się wyczerpały.
Utrzymujemy się głównie z hojności darczyńców, którym nie jest obojętny los porzuconych i starych zwierząt. Organizujemy warsztaty i zajęcia dogoterapii, starając się jakoś zarobić na naszych podopiecznych. Zarabiamy na ułamek ich potrzeb.
Jesteśmy w dramatycznej i opłakanej sytuacji. Ograniczyliśmy przyjmowanie zwierząt, bo nie będziemy mieli ich za co leczyć ani czym nakarmić, a także nie mamy gdzie ich zabezpieczyć przez okres trudny, bo zimowy. Nie chcemy kończyć naszej działalności. Nie chcemy pozbawiać zwierząt pomocy. Ale jeśli nie stanie się cud, nie poradzimy sobie. A co się stanie z naszymi podopiecznymi, jak nas zabraknie? Odwlekamy myślenie o szukaniu im nowych domów z nadzieją, że jeszcze nam się uda zostać razem.
Kochani, bądźcie z nami! Zawsze możecie do nas przyjechać, poznać naszych podopiecznych.
Przepraszamy, że nie daliśmy rady sami. Taki mieliśmy przecież świetny plan, żeby zarabiać dodatkowo na utrzymanie fundacji warsztatami i grafiką. Niestety już wiemy, że w tych czasach marne mamy na to szanse. Staraliśmy się, ale dziś już skończyły się nam pomysły na przetrwanie. Błagamy o wsparcie, o pomoc. Jesteście dla nas ostatnią szansą, ostatnią...
Ładuję...