Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla kociaków. Maluszki po zabiegach chirurgicznych i leczeniu wróciły do zdrowia. Szybko też znalazły nowe, kochające domy.
Nasze maluchy są już po operacjach. Rafia przeszłą zabieg usunięcia przepukliny, która zagrażała jej życiu.
Wolfowi usunięto gałkę oczną, oczyszczono i zszyto oczodół.
Oba maluchy czują się dobrze a ich stan jest stabilny. Muszą jednak pozostać w szpitalu pod obserwacją co najmniej kilka najbliższych dni.
Maluchy przeszły wiele, choć niczym nie zawiniły by skazywać je na głód i poniewierkę. Wierzymy, że dzięki leczeniu i opiece właśnie zaczyna się nowy, lepszy rozdział w ich życiu i gorąco prosimy o wsparcie.
Nasze maluchy czują się coraz lepiej. Po serii leków i kroplówek i oczywiście codziennej porcji pysznego jedzonka zaczynają szaleć w inkubatorze. Dwójka z nich będzie niestety wymagała dłuższej hispitalizacji, ze względu na zabiegi.
Bardzo prosimy o moc pozytywnych fluidów i wsparcie dla maluszków. Przed nimi i przed nami jeszcze bardzo długa droga do przebycia, droga po nowe lepsze życie.
Po kilku dnaich pobytu w kocim szpitalu maluszko w końcu odżyły. Oczka już dużo ładniejsze, brud z futerka powoli się zmywa, w uszach mniej świerzbowca, więc i bólu mniej. Lekarze wdrożyli odrobaczenie bo robactwo wszelkiej maści gościło w małych brzuszkach (łącznie z kokcydią).
Przyjmując kociaki pod opiekę zakładaliśmy, że mają ok. 10 tygodni. Okazuje się, że one dopiero zmieniają kolor oczu więc mają maksymalnie 6 tygodni. Ile przeżyłyby bez matki w polach? Obawiamy się, że niedługo.
Oczko biało czarnego Wolfa jest już nie do uratowania. Jeśli stan malucha na to pozwoli to wkrótce oczodół zostanie wyczyszczony i zaszyty.
Biało rudy Rocco jest słaby jeszcze ale oczka już ma ładne, jest radosny, apetyt mu dopisuje.
Biało ruda Rafia wymaga szybkiej interwencji chirurga ze względu na ogromną siną przepuklinę brzuszną, do której wchodzą jelita. To zagraża jej życiu. Zabieg zaplanowany jest na 13.10.
Bardzo prosimy o kciuki i dalsze wsparcie, żebyśmy mogli pomagać nie martwiąc się, że lecznica będzie czekać na zapłatę tygodniami.
Czasami są sytuacje, kiedy nawet najtwardsze serce może zostać poruszone jednym zdjęciem.
Kiedy odbiera się dziennie kilka lub kilkanaście zgłoszeń trudno na wszystkie zareagować zabraniem kotów pod opiekę fundacji. Tym bardziej że według Uchwały o Ochronie Zwierząt to Gminy/Miasta mają obowiązek zapewnić opiekę potrzebującym zwierzętom na swoim terenie. Kiedy jedna z wolontariuszek odebrała prośbę o pomoc dla trzech kociaków z jednej z podrzeszowskich gmin, w pierwszej kolejności skierowała osobę zgłaszającą problem do Gminy.
Ale jak zawsze zaproponowała również zamieszczenie ogłoszenia o pomocy dla potrzebujących kociąt na naszych stronach. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy nic o zgłoszonych kociakach. Kilka godzin później otrzymaliśmy od zgłaszającej informację, że Gmina odmówiła pomocy. Przyszły też zdjęcia. Kiedy wolontariuszka, która na co dzień nie zajmuje się interwencjami, zobaczyła je, natychmiast zaalarmowała osoby odpowiedzialne u nas za przyjęcia kotów. Co zobaczyliśmy na zdjęciach? Trzy skulone, małe kociaki, siedzące w szczerych polach, na drutach, które być może jako jedyne dawały tam trochę ciepła, bo złapały jeszcze odrobinę jesiennego słońca.
Widok kociąt był straszny. Posklejane ropą oczy, zjeżone, tłuste od brudu futerko i uszy pełne świerzbowca - to tylko to, co było widać na zewnątrz. Wiedzieliśmy, że nie ma na co czekać, że każda minuta to walka o życie tych maluchów.
Poprosiliśmy zatem Panią zgłaszającą koty o zabezpieczenie ich i przywiezienie do lecznicy z kocim szpitalem.
Niestety cała akcja nie poszła tak, jak byśmy chcieli. Bo choć kocięta zostały szybko wyłapane, to znalazcy nie mieli przy sobie nic, co mogłoby się nadawać do bezpiecznego przetransportowania kociąt w samochodzie na tak dużą odległość. Wstąpili zatem do domu rodziców, który mieli po drodze po jakiś karton. Podczas przekładania kociaków, jednemu z nich udało się czmychnąć. Poszukiwania nic nie dały, zatem w tym dniu do lecznicy dojechały dwa kociaki.
Po informacji z lecznicy wiedzieliśmy, że stan kotów jest bardzo zły. Czarno białe kociątko straciło już jedno oczko. Wiedzieliśmy, że musimy stanąć na głowie, żeby zlokalizować i złapać kociaka uciekiniera. Poszły ogłoszenia ze zdjęciami, wszędzie gdzie się dało je umieścić. Sąsiedzi zostali powiadomieni, że jeśli tylko malec się pokaże, to ktoś podjedzie go złapać.
Jakaż była nasza radość kiedy następnego dnia dostaliśmy info, że kociak się pojawił i został złapany przez rodziców zgłaszającej. Szybko trafił do kociego szpitala, do rodzeństwa. Okazało się, że malec to koteczka, która oprócz tych samych problemów co pozostałe ma jeszcze ogromną przepuklinę na brzuchu.
Kiedy emocje opadły zaczęliśmy analizować sytuację. Skąd osowojone maluszki znalazły się w polach? W pobliżu brak domów, są tylko działki. Ale to nie były koty, które urodziły się na działkach, bo po pierwsze ktoś by je wcześniej tam zauważył, po drugie raczej nie byłyby oswojonymi kotami. Do głowy przychodził tylko jeden scenariusz: najprawdopodobniej zostały urodzone przez wychodzącą kotkę, mającą właściciela, a ponieważ koty się pochorowały i nie można się było ich pozbyć w inny sposób, zostały porzucone. Niestety to nie pierwsza sytuacja kiedy w polach, lasach ludzie znajdują oswojone małe kociaki.
Kolejną kwestią, która nasunęła nam się od razu to zachowanie Gminy. To, że Gminy nie mają podpisanych umów ze schroniskami na opiekę nad kotami, wiemy już od dawna. Ale po telefonie wykonanym do urzędu okazało się, że osoba odbierająca zgłoszenie nie zapytała o nic. Ani o to, w jakim wieku są koty, ani gdzie przebywają, a przede wszystkim o to, w jakim są stanie. Po prostu udzieliła zgłaszającej odpowiedzi, że nie mają możliwości pomocy. Bo tak najłatwiej. Po co pytać? Jeszcze trzeba byłoby pomóc...
Kocięta są już bezpieczne. Ale ile cierpienia musiały znieść, nie da się opisać. Jak bardzo musiały się bać, kiedy oddzielono je od matki i wyrzucono. Były tak głodne, że lecznica zmuszona była wydzielać im jedzenie porcjami, żeby nie doszło do przekarmienia. Ile razy jeszcze będziemy mieć do czynienia z takimi sytuacjami? Ile cierpienia jeszcze zniosą te niczemu niewinne istoty? I czy kiedykolwiek urzędnicy popatrzą sercem, a nie tylko zapisami uchwał podejmowanych w Gminie?
Kocie dzieci jeszcze muszą kilka dni pozostać w szpitalu. Wymagają nawadniania, odrobaczenia, odpchlenia, badań przeglądowych. Czarno białego kociaka czeka operacja usunięcia owrzodzonej gałki ocznej. Biało rudej kotce trzeba usunąć przepuklinę, bo zagraża jej życiu. To wszystko to ogromne koszty, do których, jeśli doliczymy karmę i żwirek, idą w tysiące złotych. Ale wiemy, że dzięki naszej pomocy ich życie zostało uratowane. A być może dzięki Wam nie zostaniemy z długami.
Ładuję...