Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kiedy trafiła pod naszą opiekę końcem marca, na jej uchu była paskudna, ropiejąca zmiana. Uszko trzeba było amputować, a wycinek poszedł do badania histopatologicznego. Niestety w międzyczasie na drugim uchu zaczęła pojawiać się podobna zmiana i mimo wdrożonego leczenia nie zmniejszała się. Kilka dni temu otrzymaliśmy wynik z laboratorium - niestety potwierdził on, że zmiana miała charakter nowotworowy. Natychmiast podjęto decyzję o amputacji drugiego uszka.
Rossa dzielnie zniosła oba zabiegi. Pozostałe wyniki badań są dobre, dobre jest także rokowanie, bo wygląda na to, że zmiany zostały w całości usunięte, a życiu kici nie grozi już niebezpieczeństwo. Rossa jest wyjątkowym kotem, niezwykle czułym i oddanym człowiekowi. Teraz jest także wyjątkowa ze względu na swój wygląd. Mamy jednak nadzieję, że nie przeszkodzi jej to w przyszłości w znalezieniu kochającego domu. Z doświadczenia wiemy, że takie koty przy odpowiedniej profilaktyce, mają szanse na długie, szczęśliwe życie.
Na razie jednak Rossa jescze jakiś czas musi pozostać pod naszą opieką, póki nie zakończymy pełnego leczenia.
Dziękujemy za każde okazane wsparcie, bo tylko dzięki Wam mogliśmy podjąć walkę o to kocie życie i nie zalegamy z żadnymi płatnościami. Trzymajcie kciuki za naszą małą wojowniczkę, by w przyszłości znalazła kochający dom!
Nie miała łatwego życia, głodowała, chorowała, stawała się coraz brzydsza. Zawsze skulona przebiegała opłotkami, w ukryciu zlizywała kropelki rosy z łapek i futerka.
Musiała być bardzo czujna, gdyż okoliczni mieszkańcy nie zawsze byli jej przychylni. Bolało ją serduszko, bo czymże ona zawiniła, że pojawiła się na tym świecie. Mówią, „bo zwierzęca dusza większa od zwierzęcia…” Tak, dusza cierpiała najbardziej.
Jedynymi jej towarzyszami były pchły, kleszcze, świerzbowiec i wszechogarniający ból ucha. Bardzo cierpiała.
Czasami marzyła o tym, że spotka człowieka, który weźmie ją na ręce, przytuli, pomoże i wtedy ból ucha minie. Ta nadzieja nigdy jej nie opuszczała… bo w zakamarkach pamięci majaczyły jej ludzkie ręce i miseczka jedzenia. Czyżby ktoś ją kiedyś porzucił?
Na razie jednak była niewidzialna, bo bycie niewidzialnym często jest wpisane w żywot wiejskiego kota. Koty rodzą się i umierają. O kastracji często nie ma mowy, bo to przecież niezgodne z naturą. Nie wiadomo, czy ktoś ją wyrzucił, czy jak to na wiosce bywa – wszystkie koty nasze są, a jednocześnie nie nasze. Ale i do niej uśmiechnął się los, gdy na jej drodze stanęła kobieta… i zamarła na widok kociego nieszczęścia i cierpienia.
Nie zastanawiała się długo, wzięła kotkę na ręce, zabezpieczyła i zadzwoniła do naszej fundacji. A my kiedy spojrzeliśmy na przesłane zdjęcie, bez chwili wahania postanowiliśmy jej pomóc. Choć praktycznie niewiele rzeczy jest nas w stanie zaskoczyć, to zawsze, kiedy spotykamy się z czymś takim, zadajemy sobie pytanie, jak to możliwe, że nikt jej nie pomógł, że ludzie czasami patrzą i nie widzą.
Kotka została przywieziona na kociego szpitalika. Otrzymała imię Rossa.
Została jej pobrana krew, wykonano testy, zawalczono ze świerzbem, robalami, pchłami i kleszczami. Jednak najbardziej zaniepokoiło lekarzy jej ucho. Ale to do dalszej diagnostyki, na efekty której czekamy. Przed nami długa walka o jej powrót do zdrowia. Na razie nie wiemy, czym jest ta rana na uchu. Dopiero dokładne badania przyniosą odpowiedź. Oby to nie był nowotwór.
Prosimy, nie bądź obojętny, spraw razem z nami, by Rossa uwierzyła w człowieka i była szczęśliwym kotem.
Ładuję...