Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla Rudika. Kocurek czuje się dobrze i choć nadal pozostaje nieufny, wierzymy, że uda mu się podarować jeszcze wiele szczęśliwych lat.
To będzie opowieść o trudnej relacji człowieka z kotem "dzikuskiem", ale jednocześnie opowieść o wzajemnej miłości i zaufaniu.
"Po raz pierwszy Rudika zobaczyłam w 2014 roku. To był początek jesieni. Było pięknie, ciepło i kolorowo. On i jego rodzeństwo, urodziły się na terenie zakładu gazowniczego w Rzeszowie, wczesną wiosną. Dokarmiane kocięta i ich matka rosły i coraz bardziej przeszkadzały. Postanowiłam odmienić ich los. Wtedy jeszcze nie byłam świadoma, jak będzie to trudne.
Wyłapanie kociąt i ich mamy nie było trudne. Wystarczył jeden dzień. Kotka matka została wykastrowana, a jej opieką zajęła się jedna z karmicielek, która dała jej dom. Cztery, około 4-miesięczne kotki trafiły do mnie. Dopiero w domu zobaczyłam, jak były piękne. Pomyślałam - szybko znajdą domy. Przecież na długowłose koty zawsze znajdą się chętni. Jakże bardzo się myliłam...
Pierwsze badania i pierwszy szok. Cała czwórka okazała się być FelV pozytywna. Byłam przerażona. Nigdy nie miałam kotów z białaczką. Nie wiedziałam, jak się nimi opiekować, co zrobić, żeby choroba się nie uaktywniła. Problem pogłębiał fakt, że koty były nieufne, wręcz niedotykalskie. Kiedy badania laboratoryjne potwierdziły nosicielstwo, wiedziałam, że najprawdopodobniej zostaną ze mną na zawsze.
Ale ile będzie trwać to zawsze? Informacje o białaczce, zaczerpnięte w internecie nie napawały optymizmem.
Jako pierwszy odszedł Rodolf w wieku 6 lat. Nie pokonała go białaczka, a chore nerki. Rok później ten sam los podzieliła Vinka.
Mufinek i Rudik żyją z nami do dziś. Mają 9 lat. Jak wygląda nasza relacja? Mufin jest przytulasem i miziakiem. Rudik pozostał niezależny i strachliwy.
Kiedy pojawiły się u niego problemy z jedzeniem, wiedziałam, że trzeba działać. Niestety jego strach nadal nie pozwalał mu podejść do człowieka. Potrzebna była klatka łapka. Udało się go złapać i zawieźć do lecznicy. Badanie potwierdziło kiepski stan uzębienia, potrzebny był zabieg. Na szczęście udało się wykonać go od razu i Rudik szybko wrócił do domu. Otrzymał leki o przedłużonym działaniu, żeby nie było konieczności stresowania go podawaniem ich codziennie.
Widziałam, jak bardzo się bał. Ten jego strach był dla mnie nie do zniesienia, ale wiedziałam, że musimy to przetrwać. Wypuszczony kilka godzin po zabiegu z klatki, przerażony, wbił się w najgłębszy kąt w domu. Nie wychodził dwa dni, nie jadł, nie pił, nie funkcjonował. Czy muszę mówić, co czułam? Noce spędzałam na czuwaniu, licząc na cud, że w końcu wyjdzie i zacznie jeść.
Trzeciego dnia rano, nakładając kotom jedzenie, poczułam delikatny dotyk. Coś otarło się o moje nogi. Spojrzałam i... rozpłakałam się... Mój Rudik... Jakoś bardziej ufny i otwarty na człowieka. Jakby wiedział, jak bardzo go kocham i jakby chciał mi pokazać, że ta miłość, mimo muru strachu, który nas dzieli, jest odwzajemniona."
Rudik powoli wraca do zdrowia. Wykonane przy okazji wyniki badań nie są złe. Mamy nadzieję, że mimo białaczki, dane mu będzie jeszcze cieszyć się życiem przez wiele lat. A my, po wielu latach opieki nad kotami białaczkowymi, jesteśmy bogatsi o wiedzę i doświadczenie.
Prosimy o pomoc w opłacenie diagnostyki i leczenia. Żebyśmy mogli dalej pomagać takim jak on.
Ładuję...