Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Rudzik bardzo dziękuje wszystkim, którzy dorzucili grosik do jego kociej skarbonki i posyłali zbiórkę w świat poprzez udostępnienia. Udało się zebrać całą kwotę, a tym samym opłacić wszystkie faktury za leczenie i rehabilitacje.
Rudzik wrócił do pełnej sprawności, a po przykrym wypadku nie ma już ani śladu. Kocurek znów hasa radośnie po całym domu.
Rudzik wciąż zbiera na swoje leczenie.
Kocurek nadal chodzi w stabilizatorze usztywniającym staw. Po zdjęciu stabilizatora czeka go jeszcze rehabilitacja zatem każdy grosz się przyda.
A Rudzik nie może się już doczekać kiedy znów będzie mógł hasać i dokazywać i bardzo bardzo ładnie prosi was o grosiki do skarbonki :)
Rudzik pozdrawia z domu tymczasowego i informuje, że po drugiej wizycie kontrolnej wszystko zmierza ku dobremu. Dalej siedzi w klatce, wychodzi tylko na jedzonko i leżenie ze swoją opiekunką. Wszystko pod nadzorem. Tak będzie jeszcze przez nabliższe 4 tygodnie.
Rudzik trochę się martwi, bo mało uzbierał na zapłatę faktur. Miaczy i prosi o grosik.
Moja przygoda z Rudzikiem rozpoczęła się jakieś 10 lat temu, kiedy to schorowana, starsza już sąsiadka moich rodziców przygarnęła kocurka, który plątał się koło jej domu. Pewnego dnia pojawił się znikąd, szukał pomocy, ale jakoś każdy udawał, że go nie widzi. Ona jedna go zobaczyła, bo ona zawsze patrzyła sercem, nie tylko na zwierzęta.
Bardzo często odwiedzałam rodziców i widziałam jak bardzo się troszczyła o niego, pytała się, czym go karmić, czasami widziałam, że w miseczce kota znajdują się resztki ludzkiego jedzenia. Udało mi się przekonać ją, by kotek pił wodę, ale kiedy mówiłam, by nie jadł resztek, zręcznie zmieniała temat, aż kiedyś powiedziała, że nie stać jej na karmę. Zaczęłam przywozić karmę dla Rudzika, zaszczepiłam go, wykastrowałam, regularnie odrobaczałam. Rudzik praktycznie stał się „moim” kotem, na mój widok cieszył się, siadał na moich kolanach i domagał się głaskania.
Niejednokrotnie rozmawiałam o Rudziku z wolontariuszami fundacji, którzy wspierali mnie niejednokrotnie, ofiarując karmę dla niego. I tak płynął rok za rokiem.
Nadeszła pandemia… Wszyscy wokół bali się choroby, zewsząd dochodziły niepokojące wieści, nie dało się od tego uciec i pewno opiekunka Rudzika niejednokrotnie w samotności myślała o rzeczach ostatecznych, bo kiedyś zapytała mnie, co stanie się z jej kotem, kiedy ona odejdzie. Obiecałam jej wtedy, że nie zostawię Rudzika, że ma się tym nie martwić, że ma dbać o siebie. Ale życie pisze różne scenariusze.
Kiedy zadzwoniła moja mama i poinformowała mnie o śmierci sąsiadki, nie namyślając się zbyt długo pojechałam z transporterkiem po niego. Był początek zimy, noce robiły się już chłodne, a padający deszcz potęgował zimno. Pytałam okolicznych sąsiadów, czy któryś by go nie przygarnął, mojej mamy nie brałam pod uwagę, bo sama wymagała stałej opieki. Nikt jakoś nie kwapił się, by go zabrać do siebie… To tylko kot – mówili – tylko kot. A potem dodawali, że sobie poradzi, że nie zginie… Kiedy tak słuchałam tych mądrości, pomyślałam sobie, że kot to czasem więcej jest niż człowiek.
"On nie ma duszy mówisz... Popatrz jeszcze raz, kocia dusza większa jest od kota. My mamy dusze kieszonkowe. Maleńka dusza, wielki człowiek”, a przed oczami przesuwały mi się obrazy kotów z naszej fundacji, jak karmiące kocie mamy przygarniają do siebie malutkie oseski bez matek, jak zdrowe koty opiekowały się chorymi, myły je, tuliły, leżały obok. Każdy z nas, kto pomaga skrzywdzonym zwierzętom zna przykłady bezgranicznej miłości i zatroskania o siebie. Chodziłam po podwórzu, szukając Rudzika, nawoływałam go, bo nie wyobrażałam sobie, by kolejną już noc musiał spędzić na dworze. Ale jakoś nie przybiegł jak zwykle, zrezygnowana stanęłam obok samochodu i nagle zobaczyłam jak z wielkim „miaukiem” i podniesionym ogonem biegnie w moją stronę. Przywiozłam go do domu.
Znalazł tu dom tymczasowy i wielką miłość. Rudzik oswoił się dość szybko, poprawne stosunki zapanowały między nim a moimi czterema kotami. Zaczęłam rozglądać się za nowym domem. Pewnego razu podczas zabawy niefortunnie skoczył z szafy i znalazł się w kocim szpitaliku.
Kiedy zadzwonił doktor byłam przerażona. Zwichnięty staw skokowy - to nie oznaczało nic dobrego. Lekarze podjęli próby stabilizacji łapy tylko za pomocą opatrunku usztywniającego, ale niestety. Okazało się, że potrzebny jest zabieg i założenie stabilizatora.
Po zabiegu Rudzik zamieszkał w klatce kennelowej. I szybko jej nie opuści. Najprawdopodobniej będzie go też czekała rehabilitacja.
„… Bądźcie miłosierni dla zwierząt – słodkie miłosierdzie jest prawdziwym znakiem szlachetności.” (Wiliam Szekspir) Znacie naszą fundację i wiecie, że ratowanie życia zwierząt jest dla nas rzeczą nadrzędną. A my wiemy dobrze, że zawsze możemy na Was liczyć i że z Waszą pomocą przywrócimy zdrowie Rudzika.
Ładuję...