Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Niestety nie udało się uratować Bambi.
Więcej informacji zamieścimy na naszej stronie fundacjaazyl.eu
Dzień kolejna wizyta kontrolna naszej nowej podopiecznej a właściwie podopiecznego (bo już wiemy, że to chłopak) sarenki Bambi.
Niestety koszty leczenia okazały się dużo wyższe, niż przypuszczaliśmy, bo jak sie okazało, sarenka ma złamane dwie nogi a nie jedną, jak początkowo stwierdzono.
Jedna noga była złożona operacyjnie, druga włożona jest w opatrunek gipsowy, ponieważ typ złamania wykluczył zespolenie operacyjne.
Biedny Bambi pewnie trochę się męczy z tym opatrunkiem ale mamy nadzieję, że noga się zrośnie i niedługo będzie się sam swobodnie poruszał.
Dziś Bambi pojechał na zmianę opatrunku - może się uda i kolejny będzie nieco mniejszy i lżejszy.
Niestety na dzień dzisiejszy nie udało nam się zebrać jeszcze całej kwoty, które powstała za dotychczasowe leczenie a kolejne wizyty jeszcze przed nami i niestety dalsze koszty.
Nie liczymy kosztów mleka koziego, którego kupujemy naprawdę sporo, kosztów dojazdów do lecznic a kwota i tak stale rośnie.
Bardzo liczymy na Państwa wsparcie, bo Bambi naprawdę walczy o każdy dzień - nie mozemy go zawieść.
Nadal też szukamy ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt, który zechce przyjąć naszego malucha. Byłoby mu chyba raźniej wśród innych młodych sarenek, choć i nas sie już nie boi.
Kochani jak do tej pory leczenie Bambi to 2220zł. Nie licząc kosztów mleka koziego, którego sporo kupujemy.
Bambi dziwo ma się naprawdę nieźle! Najbardziej martwimy się tą przednia nogą. Tylna złamana, ale zgwoździowana i juz nawet zdjęty opatrunek. A ta przednia niestety też okazało się, ze złamana, ale w takim miejscu, ze nie można było zgwoździować i ma tylko założony opatrunek. Ale mam nadzieję, ze będzie ok. Byle się tylko coś nie przyplątało.
Nieustająco prosimy Was o wsparcie!
Bambi jest w całkiem niezłej kondycji. I nawet wczoraj po operacji samodzielnie wstała. Tylko wtedy okazało się, że i przednią nogę po tej samej stronie ma chyba złamaną, bo na niej nie staje. I Piotr znowu pojechał dziś z nią do lecznicy i prześwietlenie potwierdziło, że przednia też jest złamana. Czekamy na decyzję, czy wystarczy opatrunek, czy znowu będzie potrzebna kolejna operacja. Bardzo chcemy, żeby się udało – tyle ma woli życia to zwierzątko i tak dzielnie walczy.
Wczoraj w nocy przyjechała do nas sarenka po wypadku. Niestety w wyniku tego wypadku ma złamaną nogę. Wielokrotnie już pomagaliśmy rannym sarnom, jednak w tym wypadku najdziwniejsze jest to, ze ta malutka, bezbronna sarenka przyjechała do nas aż z okolicy Poznania.
Osoby, które były świadkami wypadku, bezskutecznie przez wiele godzin szukały pomocy dla rannego zwierzaka. Bezskutecznie obdzwaniały kolejne instytucje i organizacje.
Nawet lekarz weterynarii, który przyjechał na miejsce, odmówił pomocy, twierdząc, że "i tak nie ma szans, więc najlepiej poddać ją eutanazji".
Jednak osoby, które znalazły małą Bambi nie poddały się i "milionowy" telefon wykonały do nas. A później wsiadły w samochód i w środku nocy ruszyły w długą drogę z Poznania do Łodzi. Niestety to nie koniec kłopotów, bo pomóc sarnie nie jest łatwo. Gdyby była dorosła, pewnie już umarłaby ze stresu - tak niestety skonstruowany jest organizm sarny.
Tylko dlatego, że ta jest młodziutka, ma jakikolwiek szanse. Przez cały dzisiejszy dzień próbowaliśmy znaleźć dla niej pomoc, czyli ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt, który przyjmie ją pod opiekę i zapewni odpowiednie warunki. Do tej pory niestety się nie udało. Ośrodek w Łodzi jej nie przyjmie, bo sarna nie jest z terenu miasta Łódź - swoją drogą zastanawiam się, czy po Łodzi sarny chodzą stadami? Pan poradził nam, żebyśmy zadzwonili do urzędu gminy. Ale jakiego? tego koło Poznania, który już dobę wcześniej nie chciał pomóc?
Zadzwoniliśmy do lecznicy, w której podobno jest dobry ortopeda, który mógłby złożyć złamaną nogę. Ale "sarnami się nie zajmują". Pani poradziła nam, żebyśmy zadzwonili do Straży Miejskiej.
Ale do której? Do Łodzi? Nawet dla zwierząt z Łodzi trudno jest w Straży Miejskiej uzyskać pomoc (szczególnie dla kotów, bo podobno "w Polsce są tylko wolnożyjące - nie ma bezdomnych"). Już nawet nie chce mi się tego komentować. Do Straży Miejskiej w okolicy Poznania - chyba na wsiach nie ma takiej instytucji.
I jak zwykle jesteśmy zdani tylko na siebie i pomoc ludzi dobrej woli.
Ilu z nas miało już taką sytuację? Kiedy kierując się dobrym sercem i chęcią pomocy, odbijamy się od instytucji, które powinny pomóc, ale niestety nie pomagają. Od osoby, do osoby, od jednej dobrej duszyczki do drugiej, trafiliśmy wreszcie do pana doktora, który zajmuje się dzikimi zwierzętami. Mimo iż dziś lecznica nie pracuje, obiecał, że wracając z wolnego weekendu, specjalnie przyjedzie do lecznicy i zrobi zdjęcie RTG, żeby wiadomo było, co robić dalej.
A wcześniej nasza niezastąpiona, wyjątkowa pani doktor Karolina przez kilka godzin podawała leki, kroplówki i zabezpieczyła nóżkę naszej malutkiej sarenki, żeby bez bólu mogła poczekać na dalszą pomoc. Bardzo też dziękujemy panu Jackowi, który zdecydował się dać schronienie malutkiej Bambi - u nas przy tak dużej ilości psów byłby to dla niej za duży stres.
Nie wiemy, jak skończy się ta historia. Szanse na uratowanie tej malutkiej sarenki nie są niestety zbyt duże, ale jakie mieliśmy wyjście? Powiedzieć ludziom, którzy tak wiele wysiłku włożyli w próbę jej uratowania i przejechali w nocy tyle kilometrów, że nie pomożemy? Mocno trzymamy kciuki, że się uda. Nie możemy się poddać.
I tylko na końcu pozostaje smutna refleksja, że chyba są w Polsce jakieś instytucje, które powinny w takich sytuacjach pomagać. A tak się niestety nie dzieje.
Pomóżcie nam w opłaceniu operacji i dalszego leczenia Bambi. Dziękujemy za najmniejsze nawet wpłaty.
Ładuję...