Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Mimo największych chęci, mimo robienia wszystkiego, co tylko możemy zrobić, są siły wyższe, które za nic mają nasze starania, nasze poświęcenie. Shiro zaznał miłości, ciepła, dobroci... Biega teraz szczęśliwy za tęczowym mostem... [*]
Dziękujemy za wsparcie w walce o jego życie. Niestety tym razem się nie udało :(
Poniżej przeczytacie historię Shiro z ostatnich dni, której nie opisywaliśmy na bieżąco, bo sytuacja zmieniała się dynamicznie. Fakt jest taki, że Shiro z nami już nie ma. Walka o jego życie pochłonęła gigantyczne środki naszej fundacji i gigantyczne pokłady naszych serc, zwłaszcza serc i sił dwóch wolontariuszek, które od miesięcy codziennie próbowały postawić naszego wojownika na nogi, a finalnie wybrały się z Poznania, do kliniki w Olsztynie, na ostateczny zabieg ratujący życie - operację wprowadzenia by-passu, który zastąpił kocurkowi zatkany moczowód.
"Umrzeć - tego się nie robi kotu." Ilekroć przypominam sobie ten fragment wiersza Szymborskiej, zgrzytam zębami z bezsilności. Bo jakim prawem ten świat zorganizowany jest tak, że nie dość, że my umieramy kotom, to i koty umierają nam?
To niesprawiedliwe, podobnie jak niesprawiedliwe jest to, ile ciążyło na tym drobnym, ledwie trzy i pół kilogramowym kocurku. Jak to, że musieliśmy zrezygnować z pierwszego antybiotyku, by nie wyniszczył jego układu pokarmowego. I to, że tak naprawdę zabrakło nam zaledwie miesiąca, by ta historia skończyła się inaczej.
Shiro rozkochał mnie w sobie od pierwszej chwili naszego spotkania. Jemu zajęło to odrobinę dłużej, ale finalnie odwzajemnił tę miłość i zaufał mi bezgranicznie. Z kota, który z przerażenia załatwiał się pod siebie przy każdej kroplówce, stał się tym, który coś tam poburkiwał z dezaprobatą, ale jednocześnie wyciągał główkę, żądając uczucia i drapania po bródce w ramach rekompensaty. Był niewiarygodnie silny i stawiał czoła tej nierównej walce do ostatniej chwili. Znajduję pocieszenie w tym, że udało nam się zdążyć przed wzrostem potasu, dusznościami i niewydolnością serca. Że Shiro wyruszył w tę ostatnią podróż bez agonii. Kochany i zaopiekowany, o czym doskonale wiedział. To nasze ostatnie momenty z nim:"
Historia Shiro odcisnęła na nas piętno, wielu z naszych wolontariuszy uroniło łzy, ale walczymy ,codziennie dalej o zdrowie kolejnych kotów, dlatego zdecydowaliśmy się kontynuować tę zbiórkę na pokrycie kosztów leczenia Shiro, operacji za kilkanaście tysięcy złotych (faktura w załączniku). Niestety w naszej codziennej misji nie zawsze się wygrywa, ale są i te chwile, gdy szczęśliwie ściągamy koty sprzed tęczowego mostu, a później znajdujemy im kochające domy! Oto walczymy dalej i liczymy, że nas wspomożesz!
Oto historia Shiro z ostatnich dni, opisana przez opiekunkę, historia pełna miłości, łez, smutku, łez i nadziei.
"Objawowe leczenie nie przyniosło żadnego efektu. Wodonercze się powiększa, moczowód nadal jest zapchany. Kreatynina wzrosła do najwyższego jak dotąd u niego poziomu. Shiro przestał też reagować na dotychczasowy lek przeciwbólowy. Nie przestajemy jednak o niego walczyć, bo malec wolę walki ma i powoli zaczyna czerpać przyjemność z uroków życia domowego kota. Zdecydowaliśmy się na operację wprowadzenia by-passu, który zastąpi kocurkowi zatkany moczowód.
Kiedy w piątek lekarka w olsztyńskiej przychodni otworzyła Shiro, jedyne co widziała, to śledziona. Wszystkie narządy były wtórnie do chorób zakaźnych zmienione, wszystkie powiększone. Wiedzieliśmy o tym już wcześniej z obrazu USG, ale z relacji pani doktor po raz pierwszy mieliśmy tego namacalny dowód. Po dotknięciu nerki pod torebką pojawiały się wylewy i choć dr Sylwia jako pierwsza przeprowadziła w Polsce zabieg zakładania bajpasów moczowodu u kota i robi to od lat, coś takiego widziała po raz pierwszy. Krew ściągnięta z chorej nerki była brązowa i fusowata, z cewnika oprócz moczu leciały skrzepy krwi.
Mimo to zabieg przeszedł pomyślnie, Shiro wybudził się. Dopiero w chwili kontrolnego przepłukiwania bajpasu okazało się, że płyn zbiera się przy nerce. Istniały dwie możliwości. Albo system był nieszczelny i kot wymagał reoperacji w celu jego uszczelnienia albo obrzmiały narząd potrzebował odrobinę dłużej, by wchłonąć płyn. Po kilku godzinach okazało się, że to na szczęście ta druga opcja i kolejnego dnia Shiro mógł wrócić do domu.
Po powrocie w sobotę z Olsztyna do domu w Poznaniu czuł się bardzo dobrze. Zjadł późny obiad, po czym domagał się pochwał i miłości. Kryzys przyszedł w niedzielę. Przestał jeść. Przestał siusiać. Wymiotował. W całodobowej klinice jedyne, co mogłyśmy zrobić, to serię badań, które mogłyby pomóc kolejnego dnia naszej pani nefrolog w diagnozie problemu, ponieważ lekarz przyjmujący nas na miejscu nigdy dotąd nie miał do czynienia z kotem po tym zabiegu. Okazało się, że w pęcherzu nie ma żadnego moczu, obie nerki są natomiast w stanie wodonercza - produkują mocz, który nie ma możliwości ujścia. Kreatynina skoczyła dwukrotnie od poprzedniego badania do poziomu 7,8. Mocznik do 129. Kot wrócił do domu, gdzie dostał płyny i zastrzyk przeciwwymiotny.
W poniedziałek zawiozłyśmy go na hospitalizację, gdzie przez cały dzień walczyła o niego lekarka prowadząca. Okazało się, że nie tylko zapchał się bajpas, ale skrzep zablokował również moczowód drugiej nerki. W ciągu 16 godzin od wizyty w klinice całodobowej prawa nerka obrzmiała o kolejne 0,41 centymetra. Kreatynina wzrosła do 14, mocznik niezmierzalny, fosfor niezmierzalny. Na szczęście potas nie wystrzelił w kosmos, dzięki czemu kocurek nie odszedł w agonii. Mimo niezłomności pani doktor bajpasu nie udało się odetkać żadną z dostępnych metod. Pytałyśmy - gdyby płukanie zaczęło się dzień wcześniej, rezultat byłby taki sam. Jedyną możliwością była reoperacja i odetkanie go ręcznie, ale to byłoby niesprawiedliwe wobec Shiro. Przeżycie zabiegu graniczyło z cudem, a zważywszy na ilość skrzepów dostrzegalnych na obrazie USG ze sporą dozą prawdopodobieństwa do zapchania doszłoby ponownie. Krwawienie powodowała toksoplazmoza, której nie mogliśmy leczyć z uwagi na antybiotykoterapię pod kątem mykoplazmy. W czwartek przyjdą wyniki, czy udało się ją zwalczyć. Sęk w tym, że nawet jeśli tak, nie moglibyśmy rozpocząć leczenia tokso z takimi parametrami nerkowymi. Antybiotyk by je jedynie dobił. Pomogłyśmy więc Shiro odejść godnie i była to dobra decyzja. Krążenie w jego kruchym ciałku było już tak spowolnione, że bardzo długo trwało, zanim przyswoił znieczulenie i zasnął na zawsze.
My zostałyśmy z tyłu, z masą żalu, rozgoryczenia i bólu. Ale tak sobie myślę, że to wszystko w porządku. Bo my sobie z tymi emocjami poradzimy, a alternatywą dla ich braku byłoby, żeby Shiro nigdy nie trafił do fundacji i umierał sam w ogromnym cierpieniu. A taka świadomość jest dla mnie niedopuszczalna. Możliwość poznania, pokochania i zaopiekowania go była dla mnie największym zaszczytem. Dziękuję za to Arlecie, która go odłowiła i Magdalenie, która wciągnęła go do Fundacji Koci Pazur i wspierała nas w zmaganiach o jego zdrowie. A także dr Paulinie, która walczyła z nami o niego do samego końca i dr Sylwii, która przeprowadziła zabieg w Olsztynie i była wczoraj ze swoją wiedzą w nieustannym kontakcie z dr Pauliną.
Niestety nie mamy dobrych wiadomości.
W wyniku krwawienia z lewej nerki doszło do jej zapchania skrzepem moczowodu, co skutkuje początkami wodonercza. Stąd wzrost parametrów nerkowych - u malca prawidłowo pracuje obecnie jedynie jedna nerka. Shiro wymiotuje więc i nie ma apetytu z bólu. Kontynuujemy zastrzyki przeciwwymiotne, wprowadzamy silniejszy lek przeciwbólowy oraz inny, rozkurczowy, mający pomóc w rozkurczeniu moczowodu i wydaleniu skrzepu. Do kroplówek dożylnych nie wracamy - mogłoby to pogorszyć sytuację, tj. zwiększyć wodonercze przez zbyt dużą w krótkim czasie otrzymaną ilość płynów, których prawa nerka nie zdąży przepracować. Kroplówki podskórne rozbijamy na dwa razy dziennie, by do tego nie doszło.
W przypadku Shiro doskonale znamy przyczynę takiego stanu rzeczy. (Tutaj małe sprostowanie, bo dotąd źle zrozumiałam panią doktor.) To toksoplazmoza, skutkująca śródmiąższowym zapaleniem nerek (a więc i krwawieniem i zapchaniem skrzepem moczowodu). A jej obecnie nie jesteśmy w stanie leczyć, ponieważ zwalczamy mykoplazmę, jeszcze bardziej dla kota zagrażającą. Wprowadzenie drugiego antybiotyku zniszczyłoby malcowi wątrobę (jej parametry mamy już podniesione i wspomagamy ją suplementem) oraz spowodowałoby spustoszenie w układzie pokarmowym (z pozytywów, ten udało nam się doprowadzić do porządku po negatywnych skutkach pierwszego antybiotyku).
Innym plusem jest to, że wychodzimy powoli na prostą, jeśli chodzi o anemię.
Za tydzień mamy kontrolę w celu sprawdzenia, czy objawowe leczenie przynosi jakikolwiek efekt. Jeśli nie, Shiro czeka operacja zakładania stentów w Olsztynie.
W międzyczasie malec robi się coraz większym pieszczochem i coraz bardziej rozkochuje w sobie naszą wolontariuszkę. Nieskromnie mówi, że z wzajemnością, co jest dużą ulgą, bo jego rosnące zaufanie do mnie niej sprawia, że lepiej znosi wszelkie zdrowotne zabiegi. Robienie podczas nich pod siebie ze strachu jest już historią na szczęście.
Jesteśmy po wizycie u nefrologa.
Shiro nie zareagował na dotychczasową antybiotykoterapię. Na skutek obciążającej nerki mykoplazmy doszło do niewielkiego krwawienia z nerki lewej. Do tego w USG w obrazie żołądka mamy cechy zapalenia, najprawdopodobniej w wyniku podrażniającego układ pokarmowy leku. Zmieniamy więc antybiotyk i zaczynamy od początku. Shiro ma także wprowadzony lek mający na celu zahamowanie krwawienia oraz zwiększoną liczbę godzin płynoterapii dożylnej.
Stan Shiro ustabilizował się do tego stopnia, że odstawione zostały zastrzyki przeciwbólowe oraz lek działający rozkurczowo na układ moczowy. Stan zapalny nerek oraz powiększenie węzłów chłonnych i śledziony bez zmian. Morfologia się poprawia, anemia się wycofuje. Shiro dostał zastrzyki z witaminy B12 i żelaza/ W momencie, w którym anemię opanujemy, chłopak będzie miał zielone światło na zrobienie porządku w paszczy (co w jego przypadku jest szczególnie istotne, bo ten bałagan także może nam dodatkowo obciążać nerki).
Jeśli chodzi o parametry nerkowe to nadal są podwyższone, ale przy zapaleniu tych narządów nie jest to niczym szczególnie nadzwyczajnym. Dostał kolejny suplement wspierający ich pracę i pozostaje nam czekać na efekty działania antybiotyku. Z innych zdrowotnych pozytywów - badanie kału wyszło całkowicie ujemne, więc chociaż to mamy z głowy.
Od strony behawioralnej postępy robimy bardzo powolne. Po konsultacji z weterynarzem, Shiro dostaje silniejszy uspokajacz przed kroplówkami - tak bardzo się boi! Nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć mu, że codzienne kłucie jest nieprzyjemne, ale długodystansowo mu pomoże.
Krok po kroku, codziennie, robimy jednak w naszej relacji minimalne postępy. Chłopak już nie chowa się ilekroć wchodzimy do łazienki (ba!, kilkukrotnie leżał z brzuchem do góry przy drzwiach klatki), a przy głaskaniu mruży oczy i z wahaniem nadstawia łepek.
Shiro kilka tygodni temu znikąd pojawił się w stadzie dokarmianym przez naszą karmicielkę.
Kiedy dał do siebie podejść bliżej, jego opiekunkę od razu zaniepokoiły obszerne zmiany na uszach - z uwagi na białe umaszczenie kota, z automatu przywiodły na myśl podejrzenie raka płaskonabłonkowego. Odłowiony natychmiast trafił do weterynarza, gdzie jego stan okazał się dużo poważniejszy niż zakładano.
W obrazie USG nerki wyglądają kiepsko, wątroba oraz śledziona, jelito cienkie jest nieznacznie pogrubione, a nad sercem obustronnie słyszalne szmery. W jamie ustnej silny kamień nazębny oraz stan zapalny dziąseł. W wynikach krwi podwyższony mocznik. Ma także wyłysienie na karku oraz strupy na nim i na nosie. Na szczęście testy FiV i FelV wyszły ujemne.
Ponadto, węzły chłonne podżuchwowe i podkolanowe są powiększone, a szmery słyszalne również nad krtanią i płucami. Z badania USG - stan zapalny nerek wtórny do choroby zakaźnej - podobnie jak zmiany wątroby, śledziony i węzłów chłonnych. W badaniu moczu wyszedł nam niepokojący białkomocz. Z uwagi na ciężki stan kocurka, konieczność jego stałego monitorowania oraz podawania kroplówek Shiro do ustabilizowania trafił w sobotę tymczasowo do naszej wolontariuszki na pod opiekę. Przy pierwszym podawaniu płynów z wahaniem się rozmruczał i natychmiast ją w sobie rozkochał.
Po kilku dniach przyszły wyniki badań - toksoplazmoza dodatnia, mykoplazma dodatnia. Shiro był w naprawdę kiepskim stanie, ale malec walczy bardzo dzielnie - przyda mu się każda ciepła myśl o nim. Z pozytywów na obecnej baterii leków objawowych Shiro czuje się względnie stabilnie. Wdrażamy antybiotyk i cierpliwie czekamy do kolejnej, poniedziałkowej kontroli.
To dopiero pierwszy tydzień naszych wizyt u lekarza, ale już wiemy, że droga do wyleczenia Shiro będzie długa z dużą liczbą badań i wizyt u weterynarzy. Włożymy całe nasze serce i siły, aby pomóc Shiro. Liczymy też na Twoje wsparcie w ratowaniu tego kociaka!
Ładuję...