Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Umarłem. Ale nie smućcie się! Zdążyłem zrobić dużo dobrego. Wychowałem miniKoty, nauczyłem Dużą gotować najlepszą zupę dla Małych Żółtych Piesków. Także teraz jest gotowa, żeby przyjąć kolejnego, który będzie głodny. Bo ja się najadłem, teraz zwalniam miejsce dla najbardziej potrzebującego.
Umarłem. Ale nie smućcie się! Zdążyłem zrobić dużo dobrego. Wychowałem miniKoty, nauczyłem Dużą gotować najlepszą zupę dla Małych Żółtych Piesków. Także teraz jest gotowa, żeby przyjąć kolejnego, który będzie głodny. Bo ja się najadłem, teraz zwalniam miejsce dla najbardziej potrzebującego.
Nie udało mi się naprawić dachu, przepraszam! Ale popracowałem nad podłogą, hehe. Bo podstawy som ważne. Tak mówili. A ja nie mam powodu nie wierzyć. Nie zdążyłem też pokazać fakturek, ale ostatnie tygodnie były naprawdę ciemszkie, także wybaczcie. proszę.
Chciałem pokazać Wam, że Małe Żółte Pieski są całkiem fajne i nie ma się co bać, przyjąć takiego do swojego domu! Serio -poważka. Nawet jeśli czasu nie będzie dość, żeby wszystko zrobić, co tam w planie macie... Warto otworzyć serce!
***
Kochani, pozwoliliśmy Guciowi odejść. Była to najcięższa decyzja, z jaką musiałam się zmierzyć w ostatnich latach. Wrogowi nie życzę... Jednak każdy kolejny dzień byłby dla niego wyłącznie cierpieniem, a nie po to do nas dotarł, żeby cierpieć.
Nie taką aktualizację chciałam napisać. Przepraszam.
Aga ze SzkapoStada
Mam na imię Gutek i dreptam po milion. Czasami moja wędrówka jest bardzo męcząca, bo nogi mam krótkie, jednak dla dobra sprawy się nie poddam!
Jak być może pamiętacie, zimą raportowałem, że muszę odchować miniKoty. No to one są już duże, więc teraz moim głównym zajęciem jest pilnowanie miniLudzia. A ostatnio to w ogóle się porobiło... jeszcze żółwie mam na głowie! Jednak nie poddaję się. W końcu Duża ma tylko jednego Małego Żółtego Pieska.
O, patrzcie. Ktoś chyba ważył więcej ode mnie i teraz muszę leżeć na popękanych płytkach... Ale heca! Wracając jednak do żółwi. Zepsuł im się basen i tak zwany ktoś musi kupić nowy. Wiem dobrze, że Duża teraz zabiegana, więc na kogo ogarnięcie tematu spadnie? Proste, że na Małego Żółtego Pieska. Pomóżcie, drodzy Fanowie, bo ostatnie oszczemdności wydałem na zapas karmy. Hehe, kupiłem trochę więcej, żeby brzuszek mógł trawić spokojnie. Trzeba było! Nie patrzcie z wyrzutem, pliska <3
Jak widzicie bywam też pieskiem pasterskim. To chyba najtrudniejsza praca. Trzeba pilnować konie, mrówki, ptaki... I to wszystko w jednym czasie! Nie wiem, nie wiem, jak inne pieski sobie z tym radzą. Czuję, że tutaj przydałby się pomocnik.
***
Kochani, Gutinek przeszedł bardzo długą drogę. Dosłownie i w przenośni. Kiedy w styczniu został znaleziony przez Dobrą Duszę, był wyczerpany psychicznie i fizycznie. Trudno powiedzieć, jak długo wędrował po świętokrzyskich drogach, dość stwierdzić, że dopiero teraz - pół roku później - dobił do prawidłowej masy ciała. Wiadomo, wiek i choroby nie ułatwiają rekonwalescencji, ale wyniszczenie organizmu Gucia spowodował przede wszystkim głód, wyziębienie i wysiłek związany z tym, że inne psy przeganiały go z miejsca w miejsce...
Do dziś Gutek boi się wychodzić. Wystawiamy go na szybkie siku i kiedy tylko zaczyna się stresować, wracamy do domu. Balkonowy próg to za duża przeszkoda dla krótkich żółtych łapek... Nie mówiąc już o kilku schodach przy frontowych drzwiach. Dlatego Gucio w pełni musi ufać, że nie zostanie ze swoimi problemami sam.
Doszliśmy do porozumienia w kwestii karmienia. Stanęło na tym, że najpyszniejsze są... zupy. Gotujemy mu zatem i blendujemy co drugi dzień zupkę. Sucha karma oraz paszteciki stały się jedynie dodatkiem w ustalonej diecie. Taki układ wszystkim pasuje (a najbardziej małemu żółtemu brzuszkowi).
Dziękuję Wam z całego serca, że jesteście z Gutinkiem, chociaż dawno nie pisałam aktualizacji <3
Aga ze szkapoStada
Uf, co ja się ostatnio nacierpiałem, ale to może opowiem Wam od początku...
W tym moim domu nie ma spokoju. Jeszcze nie zdążyłem kupić nowego czajnika, a tu elektryzator od końskiego ogrodzenia zmarzł na zawsze! Wszystko na mojej siwej głowie... Duża była u ludzkiego Doktora, ale ona stara, to nie ma się co dziwić. Wszystko byłoby fajnie, gdyby na tym się skończyło, tylko że wpadła w jakiś szał, więc i mję do Doktora zaciągnęła.
Ja w płacz, bo kto to widział. Nigdy nie musiałem tyle się leczyć co tutaj. A Doktor mówi, że to przez moje zaćmione oczy tak rozpaczam. Nic bardziej mylnego - wyraźnie mówiłem, że nie życzę sobie przedmiotowego traktowania! Tymczasem Doktor pemperaturę mierzył, cukry sprawdzał, a na koniec jeszcze mówił o omperancji. I ANI RAZU NIE ZAPYTAŁ MNIE O ZDANIE!
Dwa dni odsypiam te stresy... Znaczy odsypiałbym, gdyby nie codzienne obowiązki. Bo o miniKoty trzeba zadbać, Czarne Zło omijać, dużą wyprowadzać na spacery. Ciągle coś. Dlatego zdarza się, że nie mam siły Wam napisać, co u mję słychać. I mi trochę przykro, bo sobie myślę, że tęsknicie pewnie. Ale zrozumcie - jestem jedynym małym żółtym pieskiem i nie mam żadnego pomogiera. Czasem łapki odpadajo...
Wasz Gucio
***
Kochani, operacja Gucia coraz bliżej. Kończymy antybiotyk i zobaczymy, co dalej. Czeka nas usunięcie guza na pyszczku, porządkowanie zębów, operacja guza przy odbycie i prawdopodobnie najtrudniejsze - kwestia kręgosłupowa. Przy tym wszystkim zaćma wydaje się drobiazgiem, ale i ona dokucza małemu żółtemu pieskowi...
Z pozytywów: Gutinek coraz chętniej się głaska. Pogodził się z myciem oczek, zakrapianiem uszu czy czesaniem sierści. A było to wszystko dla niego nowe i straszne. Apetyt nam dopisuje, chęć do spacerów również!
Niech moc smaczków będzie z nami i z Wami!
Aga
Siema!
Wiem, wiem. Obsuwa się pojawiła się, ale mam dobre usprawiedliwienie! W poniedziałek miniKoń Filemon miał 3. urodziny i zaprosił wszystkich na imprezę! A czy Wy złożyliście Filemonowi życzenia? Jeśli nie, to możecie wrzucić 3zł (he-he, bo trzecie urodziny, rozumiecie) do mojej skarbonki i mu zamówię ciasteczka konikowe, bo on suszonych rybek nie lubi. Chciałem się podzielić, lecz wzgardził...
Ostatnio pytałem dużej, czy lodówka może przestać piszczeć, bo piszczy jak niewychowany szczeniak. Ale podobno nie może, bo stara i chora jest... To zapytałem, dlaczego czajnika mało słychać, skoro też jest stary. A czajnik podobno oddał życie za to, żeby woda płynna w kranie była, kiedy mroziło w łapki na dworze. No ale ponieważ właśnie był to czas mojego zamieszkania, to wdzięczny jestem czajnikowi, bo (może pamiętacie) mokrą mieseczkę bardzo lubię. Powoli wnioskuję, że poza miniKotami wszystko tutaj jest stare.
Obiecałem nie narzekać już na posłanko, które wbrew mej woli zostało zamontowane w łazience, bo został dorzucony kocyk i wcale nie muszę na to łóżko tortur wchodzić, he-he. Ale kocyków jednak jest zdecydowanie za mało w tym domu. Wyobraźcie sobie, że na przykład jeden kocyk jest dla drzwi. Ja go lubię, bo jest chłopacki niebieski i mnienciutki. Tylko co robią duzi? Rolują go pod drzwiami. Kto tu bardziej potrzebuje kocyka: mały żółty piesek czy duże drzeźwiane drzwi???
Jeszcze garść newsów z zeszłego tygodnia. Po pierwsze primo: możecie mnie nazywać już oficjalnie psem tropiącym - szukałem, szukałem i mam pierwszą Wirtualną Opiekunkę! Dziękuję, dziewczyno, że dałaś się znaleźć!
Jak ktoś chce być odnaleziony, to trzeba wejść tutaj:
ADOPTUJĘ WIRTUALNIE GUCIA Z NASZEJ SZKAPY
Po drugie primo: kupiliśmy suszone stynki, bo poprzednie już wyszły. Wszystko wina miniKotów, podjadajo pewnie jak mam spanko... W prawdziwe rybki też się zaopatrzyliśmy, ale hitem to jednak coś innego się stanęło się! SASZETKI! Z SOSIKIEM! Jejku, rety! A Wy mnie puszkami karmiliście, phi... Pojawił się też mniej przyjemny temat dupnych rombali, które mnie od środka łaskoczo. Duża chodzi i ojojczy. Podobno Doktora trzeba do odrombalania. Nie będę ukrywać - zaczynam węszyć wbrew mje spisek... Na szczęście zamówiliśmy saszetki, chociaż i tutaj bez negocjacji się nie obeszło. Musiałem przystać też na prawdziwe mięsko, ale niech będzie. Zjadłem.
Tylko jeszcze przekażcie dużej, żeby se aparat kupiła. Bo na tych zdjęciach robionych kalkulatorem to niekorzystnie wychodzę. Spoko ok?
Wasz Gucio
szybka edycja: Słuchajcie, ludzie o wielkich sercach, bo ja od dziś jestem dostępny do Wirtualnej Adopcji!
Adopcja Wirtualna Gucia z Naszej Szkapy
***
Sobota wieczór, a dwunogi mnie z łóżka wyciągają i każą pisać aktualizację, chociaż ja nic złego w tym tygodniu nie zrobiłem! Słowo żółtego pieska!
No... może wzgardziłem posłankiem ortopedycznym. Jedna ciocia pytała, czy nie jest zbyt wysokie, ale to nie o to chodzi. Ono po prostu jest jakieś takie twardsze niż podłoga, mniej wygodne niż stosik ubrań przygotowanych do prania, a do tego jeszcze stuka pod pazurami, jak uda mi się ściągnąć koc, który to stukanie chyba miał maskować. Nie wiem, nie wiem. Miałem nie narzekać w tym poście, ale na swoje usprawiedliwienie przedłożę fakt, że post miał powstać w poniedziałek, a jest sobota wieczór. Dzień ustawowo wolny od pisania!
A, uroczyście oświadczam, że zapłaciłem rachunek za wodę. Także nie tylko ja będę dziś spał spokojnie - miseczce nie grozi wyschnięcie!
***
Kochani, pora już późna, ale dreptamy dalej, bo Gutinek kontynuuje swój spacer po milion! Milion udostępnień, otworzonych serc, grosików w skarbonce...
W tym tygodniu czeka nas kolejna wizyta u Doktora. Rana na pyszczku (prawdopodobnie po spotkaniu sylwestrowym z fajerwerkami) na początku szybko się zasuszyła, jednak teraz przestała się goić. Za to boczki Guciowego brzuszka nie są już tak zapadnięte. A wraz z tym, jak poradziliśmy sobie z odwodnieniem, skończył się problem nietrzymania moczu. To tak dobre wieści dla równowagi.
W trakcie wzajemnego oswajania się, odkryliśmy, że Gapcio jest fanem rybnej diety. Być może intensywny zapach jest przyczyną tej miłości, ale może być to również kwestia niedoborów. Na wszelki wypadek dodaliśmy Guciowi do diety olej rybny. Wszelkiego rodzaju gryzaki na razie lądują jako produkt wymienny i drogą handlową z Czarnym Złem zamieniają się w żwacze, które podobnie jak ryby Gutek uwielbia! Prosił, żebym jeszcze dodała, że jajka też są pyszne.
Odruch śledzenia ludzkich nóg nie zniknął. Cały czas - kiedy Gucio jest "na wolności" czyli poza łazienką - podąża dzielnie za człowiekiem, którego obierze na cel. Na szczęście głaskanie z dnia na dzień powoduje coraz mniejszy strach u naszego żółtego pieska. Zamówione pieluszki trafiły do szafki (na gorsze czasy), bo aktualnie Gutek stara się sygnalizować potrzeby fizjologiczne, a nawet jeśli zapomni, to podłoga poci się daleko od posłanka.
Nie oceniajcie powyższego zdjęcia zbyt drastycznie... Gutinek naprawdę woli położyć się na stercie ciuchów czekających na pranie niż na ortopedycznym legowisku czy poduszce. A mi ręce opadają!
Z placu boju relacjonowali dla Was: jak zawsze fotogeniczny Gucio i załamana Aga... Wyczekujcie wieści, bo ciąg dalszy nastąpi!
Hej, kazali mi podsumowanie tygodnia zrobić, to zrobiłem! Tylko nie jestem pewien, czy o to dużej chodziło, he-he ;) Koty mają najsmaczniejsze puszeczki. Czarne Zło dostaje najlepsze chrupki. A deserki to od miniKotów i od Czarnego mi smakują. Wiecie, co to znaczy? Panuje w tym domu jawna dyskryminacja żółtych piesków! Na szczęście handel wymienny jeszcze istnieje, bo bym z głodu chyba zmarzł...
A jeśli o marznięciu mowa, musiałem dwunogim rachunek za prąd zapłacić, bo się martwili, że w doopki będzie zimno. Nawet mi kurtkę ubrali, a przecież w domu jest ciepło... Podobno jutro ma przyjść więcej ubranek - wspominali o spodenkach, które mają pomóc w tym, żeby posłanko się nie pociło. Dziwne rzeczy te dwunogi opowiadają. Ale co tam. Nawet jak są trochę szaleni, to ich lubię!
Teraz ważny jest rachunek za wodę, żeby miseczka nie wyschła, a to ważny priorytet. W skali ważności 10 na 10! Bo ja często sprawdzam, czy miseczka jest pełna. Zdaje mi się, że ona tego za bardzo nie lubi, bo czasami to aż się na mnie podczas tych inspekcji złośliwie przewraca...
***
Pierwszy tydzień życia z Guciem obfitował w mnożące się zmartwienia przeplatane chwilami uniesień, kiedy następował jakiś przełom. Wyobraźcie sobie stres towarzyszący walce na śmierć i życie... Ponieważ Gapcio od samego początku miał apetyt, a do tego sporo dreptał na zmrożonych nóżkach - wierzyliśmy, że się uda!
Musieliśmy długo czekać na pierwsze siuu. Ale się pojawiło! Pierwsze merdanie ogonka miało miejsce dopiero po 6 dniach... Wtedy też pierwszy raz zaczął reagować na głaskanie. A to złamało mi serce, bo Gutinek wzdryga się za każdym razem, kiedy dłoń ląduje na jego karku... W międzyczasie udało nam się przejść przez pierwszą ogromną przeszkodę terenową, czyli stopień z kuchni do pokoju. Dziś tylne nóżki zaczynają się plątać tylko wtedy, jak nasz bohater się zestresuje. Także postępy są ogromne! Ale też ogrom pracy przed nami...
Poznaliśmy już nieco upodobania Guciolka. Wiemy, że nie należy go traktować "specjalnie", jeśli chodzi o karmienie. Bardzo zasmakowała mu Eukanuba dla seniorów, puszki Pana Mięsko ocenił ponad Alpha Spirit, a żwacze wołowe i suszone sardynki wygrały z miękkimi paskami z piersi kurczaka. Gucio nadal dużo pije, chociaż to wrażenie potęguje fakt, że czasami zaatakuje go miska na wodę i zamiast ugaszonego pragnienia mamy plamę. Zabiegi takie jak zakrapianie uszu czy mycie łapek to dla Gutka nowość i nieco się stresuje, kiedy trzeba grzebać przy psie. Niestety mus to mus.
Jutro wypatrujemy kuriera z ortopedycznym materacem - nasze poduchy średnio zdają egzamin (nie nadążamy z ich suszeniem po praniu, a Gapcioszek martwi się tym, że tylne nóżki plączą się w poduchowej miękkości). Zamówiliśmy też pieluszki, bo kiedy Gucio ma spanko, to nie kontroluje wydalania moczu. Dziś testowaliśmy dereczkę na potrzebę wyjścia poza ciepłe. Pierwsze chwile nie należały do przyjemnych, ale ubranko zostało w końcu zaakceptowane. A czemu myślimy o spacerze?
Jak dziwnie to nie zabrzmi, Gucia rozpiera energia i w domu nie czuje się do końca komfortowo. Dlatego marzę o wprowadzeniu do harmonogramu, chociaż krótkich spacerów dla rozprostowania naszych starczych kości ;) Wydaje mi się, że powoli oboje jesteśmy na to gotowi!
Trzymajcie za nas kciuki!
Aga i Gucio
Kochani, Gutinek drepta po milion! Tylko już nie dziś, bo pora spanko... ale wypatrujcie jutro wieści!
Chociaż zaraz pora na drugie śniadanie, u nas jeszcze (albo już) sennie... Gucio ma ogromne problemy z poruszaniem się, w obliczu czego cieszy niezmiernie fakt, że już potrafi wejść na swoją poduchę! Przez ostatnie dwa dni zazwyczaj tylko pysio kładł na posłanku...
Gapcio to pseudonim artystyczny, jaki Gutek otrzymał. Bo z mieseczki trzeba jedzonko roznieść po całej łazience. A jak idziemy zwiedzać kuchnię, to po drodze warto rozsypać kocie chrupki.
Dzień rozpoczynamy około godziny 5:00 rano psią piosenką. Hymn ku chwale śniadanka trwa około godziny, później drzemka. Przed drugim śniadaniem spacer łazienka-kuchnia. Do pokoju ciężko się dostać, bo jest stopień. A Gucio nie tylko główki zadrzeć do góry nie potrafi, ale i tylne łapki nieco odmawiają posłuszeństwa... więc powrót na włości i odpoczynek przed obiadem.
Nieskromnie stwierdzę, że Guteniek polubił nas chyba. Pięknie chodzi przy nodze. Jak namierzy człowieka, stara się go już nie zgubić. Tym bardziej boli fakt, że w najzimniejszym dniu roku błąkał się samotnie przeganiany przez silniejsze psy i niewidzialny dla ludzi... Dziękujemy Pani Gosi, która nie tylko dostrzegła, ale też pochyliła się i zabrała do weterynarza stareńkiego Gucia!
Zadzwonił weterynarz z pytaniem, czy nie znalazłby się u nas kąt dla psiaka...
Dziś koszmarny mróz. Wczoraj śnieżyca... W głowie kotłują się myśli. Odmowa to wyrok śmierci!
Rano apelowałam, żeby nie zamykać serc...
Zapytałam więc tylko, czy dadzą radę psiaka do nas przywieźć.
Kiedy już był na miejscu, okazał się za słaby, żeby w ogóle myśleć o umieszczeniu go w boksie...
Wiedziałam, że został znaleziony przy ulicy, ale nie spodziewałam się takiego dramatu... Chudziutki, wyziębiony, poraniony, zdecydowanie niemłody. Zakwaterowaliśmy więc bidusia w kociarni - tam cieplej. I większy spokój. A on zaczął krążyć, obijając się o ściany. Mijały minuty... Gucio odrobinę się uspokoił. Nawet znalazł miskę z wodą. Co okrążenie pokoiku kierował się właśnie do niej.
Prawdopodobnie nie poznamy jego przeszłości. Patrząc na wyniszczone ciałko Gucia - nie była to wesoła historia. Możemy jednak zawalczyć o jego powrót do zdrowia!
Możemy też dać szansę innym Guciom... Tym jeszcze Bezimiennym.
Ładuję...