Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za Waszą wielką poMOC i opłacenie kilku naprawdę sporych faktur, które spędzały nam sen z powiek.
Dzięki wpłaconym środkom uregulowaliśmy przede wszystkim faktury za zabiegi kastracji i sterylizacji kotów, a tych zabiegów robimy naprawdę dużo. :))
Udało się także opłacić faktury z naszej mińskiej przychodni, gdzie robimy najwięcej wizyt i gdzie jednocześnie potrafimy hospitalizować do 15 kotów. Opłacony szpital to podstawa!
No i wreszcie udało się zrobić przelew za leczenie malucha Pumpernikla, który 3 łapkami był już na tamtym świecie.
Było ciężko, ale kocurek jest z nami i tylko to się liczy. I ma dom!
Mamy już marzec. Idzie wiosna, chociaż w pogodzie może jeszcze tego nie widać.
Ale nam daleko do wiosennej radości. Dlaczego? Ponieważ "wiszą" nad nami czarne chmury za długi za leczenie naszych podopiecznych. To rozliczenie leczenia psów i kotów z końca roku oraz z początku 2023. Jeśli śledzisz naszą działalność w ramach wolontariatu, to wiesz, że ostro zacisnęłyśmy pasa, jeśli chodzi o wydatki.
Mówi się, że jak się ma miękkie serce, to trzeba inną część ciała mieć twardą. Otóż my mamy miękkie i to i tamto. W związku z tym musiałyśmy zacząć odmawiać czasem pomocy, aby móc utrzymać blisko 60 kotów i kilkanaście psów, które mamy pod opieką oraz zwierzęta we wszystkich przychodniach, z którymi współpracujemy. I tak - te 5 faktur to głównie kastracje psów i kotów plus pobyty na szpitalu i profilaktyka - ostatnia jest za leczenie kociaka, który zachorował na panleukopenię i musiał na cito trafić do lecznicy całodobowej. Z kastracji nie zrezygnujemy choćby się waliło i paliło.
Rezygnacja z zabiegów byłaby dla nas porażką. Doskonale wiemy, że tylko w ten sposób ograniczymy bezdomność psów i kotów.
Nasza Pani dr robi kilkadziesiąt kocich kastracji w miesiącu - kastrujemy kotki bezdomne, dzikie, wolno żyjące z działek, piwnic, cmentarzy, blokowisk itd. I nie ma znaczenia czy to marzec - miesiąc kociej miłości, czy środek lata. Ilość zabiegów utrzymuje się na stałym poziomie mimo tego że co roku kastrujemy około tysiąca zwierzaków.
Również sporą cześć tej kwoty zabierają hospitalizację. Chory kot raczej nie wychodzi po 3 dniach ze szpitala. A najczęściej trafia tam z poważnymi obrażeniami i sprawą dla chirurga.
Mieliśmy więc i amputację łapy x 2 u kota i enukleacje oka, były 3 koty na drobne zabiegi chirurgiczne, kotka, która miała rozerwaną poduszkę, poszarpany bezdomniak, zapewne po kocich walkach.
Najczęściej taki pobyt szpitalny to od 10 dni w górę. A trakcie pobytu kroplówki, leki, suplementy. A jeśli kot zostaje pod naszą opieką na stałe to należy doliczyć do tego: testy fiv i felv, badanie krwi, kału, moczu, szczepienie, odrobaczenie, czipowanie, założenie książeczki. I to już w hurtowych ilościach. :( A koszty leczenia, leków bardzo poszły w górę...
Ostatnie tygodnie to także sporo wykonanych testów na pp - czyli na panleukopenię. Nie bagatelizujemy żadnej biegunki, ponieważ może być ona potencjalnie niebezpieczna dla pozostałych kotów. Także testy to podstawa przy przyjęciu na szpital.
W miarę naszych możliwości pomagamy kilku mińskim karmicielkom leczyć kot i psy. Opiekunowie tych zwierzaków to najczęściej emeryci, renciści, osoby, które mają ogromne serca, ale mniej ogromne emerytury. Bardzo chcą pomagać i nie zostawiają żadnego zwierzaka w potrzebie. Niestety, bez naszej pomocy nie są w stanie ich ratować. Dlatego finansujemy im leczenie, kroplówki i szczepienia. Zajmujemy się także dwoma stadami kotów wolnożyjącym w Jeruzalu i na terenie magazynowym w Koniku. Kastrujemy, dokarmiamy, leczymy jak trzeba, a to też ogromne koszty, nie mówiąc o kosztach własnych na paliwo.
Ostatnia faktura jest za ratowanie kociaka Pumpernikla, który zachorował na panleukopenię - dwójka jego rodzeństwa umarła (pozostała dwójka znalazła wcześniej dom). Konik to miejscowość między Mińskiem Mazowieckim a Warszawą, znane między innymi z tego że tu są zlokalizowane dwa cmentarze dla zwierząt.
Jest tu też sporo firm i magazynów, ogromne kontenery, dużo miejsca dla kotów do chowania się, rodzenia młodych... młodych, które potem giną pod kołami ogromnych tirów. Od paru miesięcy robimy tam akcję dokarmiania, wyłapywania, kastrowania kotów i w zależności od kota - szukania im domów albo wypuszczania. Udało nam się wyłapać i polepszyć życie ponad 10 kotom...
Najpierw złapałyśmy do kastracji pięć kotów: czarnego kocura, czarną kotkę i trzy młodziaki. Potem złapaliśmy jeszcze matkę z kociętami i kolejne koty... a kociąt była piątka - przestraszonych i zmarzniętych. Dwie koteczki znalazły domy, niestety mimo intensywnej reklamy i uproszczonej procedury adopcyjnej nikt nie chciał adoptować kocurków... Wszyscy chcieli tylko dziewczynki, czarne kocurki nie były atrakcyjne.
Wtedy doszło do tragedii... do domu stałego poszedł czarno-biały Omerek tuż po szczepieniu. Następnego dnia okazało się, że jeden z jego dwójki braci, którzy zostali w kocim hoteliku, umarł w nocy, a drugi ma gorączkę i jest bardzo osłabiony. Nowo adoptowany kocurek też umarł we śnie w domu stałym... Tragedia!
Ostatni kocurek, Pumpernikiel, został zabrany do lecznicy całodobowej, gdzie jest był leczony kilkanaście dni. Sam pobyt w lecznicy całodobowej kosztował krocie. Do tego dostawał surowicę, antybiotyki, probiotyki, kroplówki, leki osłonowe, przeciwzapalne, jest tego całe mnóstwo... nie wiemy jak za to zapłacimy. Masakra.
POMÓŻCIE NAM DALEJ DZIAŁAĆ!
Ładuję...